Odwiedził mnie wczoraj mój kolega, więc ja zaawansowany planszoholik rozpocząłem trudną akcję przekonywania do nałogu. Najpierw zagraliśmy
Nieszczęście i koniec świata!
Coś strasznego! Odkryłem, że jeden z moich kochanych czerwonych wikingów ma odłupany kawałeczek głowy. Nie wiem jak to się stało, może to już tak było od początku, a ja głupi nie zauważyłem? Co myślicie o koszulkowaniu, czy tam foliowaniu kart (sam nie wiem jak to się nazywa), zastanawiam się czy nie zrobić tego z Osadnicy z Catanu : Gra Karciana …