Podsumowując rok 2013 narzekałem trochę, że nie udało mi się poznać żadnej gry, która miała by szansę stać się kanoniczną w moim domu. Nie minęło wiele czasu i bach! – London zawitał pod strzechę, biorąc szturmem nasz stół i przezwyciężając wrodzony karciankowstręt. Od kilku tygodni żaden weekend nie może się obyć bez partyjki w tę grę. Albo najlepiej dwóch partyjek.