Ile można grać w te same gry?

mars Imprezy, Ogólne 1 Komentarz

No Gravatar

Ostatnie 3 miesiące są bardzo męczące. Nie mówię o sytuacji z Covidem. Mówię o tym, że Filo w kółko chce grać w to samo. Cyklicznie wałkujemy Fasolki, Metropolię, Splendor, Osadników z Catanu. Ostatni miesiąc to już chyba tylko Metropolia i Fasolki. Pojawił się przez to u mnie jakiś dziwny odruch, że nie chce mi się grać! Można powiedzieć, że zachorowałem, ale ja wiem, że to po prostu znudzenie. Zagrałbym w coś nowego, a nawet nie nowego tylko jakiś tytuł mniej przechodzony. W końcu półki uginają się od gier – choć teraz akurat wszystko zapakowane przed przeprowadzką, ale jednak są. Część z nich naturalnie stała się za łatwa, inne są jeszcze są za trudne. Są też takie, w które ani Sofia ani Gosia nie chcą grać, a Filip też się do nich nie garnie.

Standardowo powiedziałbym, że powinniśmy kupić coś nowego, żeby dotrwać do momentu, aż wejdziemy w ciekawsze tytuły i będę mógł zacząć solidną rozkminę z asortymentu półkowego. Teraz niestety nie bardzo jest czas na zastanawianie się nad tym co kupić i wg moich wyliczeń potrwa to jeszcze ponad dwa miesiące. Tylko weź tu człowieku dotrwaj. Nie chcę czasem odmawiać grania skoro synuś tak bardzo prosi, ale przecież nie będę po raz kolejny sadził fasoli. Jak potrwa to jeszcze trochę to nigdy więcej nie zjem nic co zawiera fasolę.

Jako realny optymista wychodzę jednak z założenia, że na końcu będzie dobrze, tylko czasem po drodze trzeba przejść niezłe g… w sensie trudności. Dzięki takiemu podejściu sprawy czasem same układają się tak jak powinny i moja ingerencja jest tylko w sferze nastawienia.

Tak też było i tym razem, kiedy to wczoraj pojechaliśmy do Stanley’a, który skromnie obchodził swoje urodziny, ze względu na sytuację dookoła. Urodziny, życzenia, tort, pogadanki i … sprawdzenie regałów, na których jest masa gier. No i tutaj dzieją się niezłe dziwy. Zaglądam, wyciągam, otwieram, dopytuję. Stanley otwiera prezent od Lucy – okazuje się, że to Azul. Zerkam na pudełko. Od 8 lat. Stanley mówi – Filip to spokojnie ogarnie. Gośka mówi – przydałoby się w coś nowego zagrać i opowiada jak to Filo zamęcza nas graniem ciągle w te same gry. Na półce dostrzegam jeszcze Majestat i mówię „w to graliśmy”. Sofia przytakuje i okazuje się, że jak byli razem nad morzem to też w to grali i Gośce gra się podobała. Od 7 lat. I co? Mi też się podobało. Chciałbym. Słyszę jeszcze – Wyspa też była fajna. Filip też da radę. Wyczuwam duży entuzjazm z każdej strony – chyba coś z tego może wyniknąć. Dobra skracam opowieść bo jeszcze tam posiedzieliśmy, a ja m.in. pomierzyłem regał, ponieważ Stanley fajnie go sobie zaprojektował – mieści się każdy rodzaj gry.

No dobra. Teraz akcja toczy się dalej. Wracamy do domu, coś tam ogarniamy, czas mija, trzeba iść spać. Przed snem chwytam telefon (nie mam problemów z zasypianiem nawet jak się gapię w telefon – w ogóle nie rozumiem w czym to przeszkadza). Klikam, szukam. Majestat prawie niedostępny, ale jest – kupuję. Wystarczy? Nie no dobra, przecież Azul też powinien być spoko, a dawno nie było kupowania gier. Paczkomacik wybrany. Ale było fajnie -cgrozakupoholizm zaspokojony. 2 minuty później już chrapię.

No i mamy dzisiejszy poranek. Dobre śniadanko, świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i mekice (takie bałkańskie pączki). Do tego espresso i … „Zagramy w Metropolię?”. Ja pie…r cardin. Gośka – „Wiesz co? Może byś kupił jakieś te nowe gry co wczoraj rozmawialiśmy?”. Mars – „Już zamówione”.

Wszyscy się śmieją. Happy End.

PS. The Island – choć to trudniej dostępne, to już po przeprowadzce powalczę o nią ;)

Share

Comments 1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *