Znowu tytuł świadczący o tym, że autor chce się wypromować w tak ciężkich czasach pandemii. Jak koronawirus może wspierać kogokolwiek oprócz producentów akcesoriów do higieny, maseczek, lekarstw i pewnie innych mniej znanych zwykłym ludziom odmian biznesu? No niby nie może, a jednak.
Oczywiście trzeba w tym momencie zauważyć, że autor jest uzależniony od gier planszowych i zrobi wszystko, żeby grać. Wykorzysta nawet taką podłą sposobność jaką jest panoszący się koronawirus – to nie szaleństwo.

Powie wtedy:
- „Bezpieczniej jest zostać w domu”
- „Nie ma sensu wychodzić z domu”
- „Lepiej uważajmy, nigdy nie wiesz na kogo trafisz”
- „Graj nie marudź”
- „Ja gram niebieskimi”
To wszytko zgodnie z zaleceniami WHO. Planszoholik nie panikuje. Planszoholik optymalizuje… i trochę kombinuje.
Tym razem jednak z pomocą przychodzi mu 6 letni gracz, który ma gdzieś, to co powinno się robić i to, że ktoś musi zrobić coś ważnego. On chodzi i powtarza w kółko „TATA! ZAGRAMY?” . Słyszę to codziennie po kilkadziesiąt razy. Robi to bezwiednie, nie panuje nad tym, czasami myli mu się i zamiast powiedzieć „Tata – Kocham Cię” mówi „TATA! ZAGRAMY?” – a przynajmniej liczyłem na to, że miał powiedzieć to pierwsze. Tym razem jednak przesiadując w domu, chowając się przed wirusem, mogłem grać.
Po zatwierdzeniu decyzji o graniu zaczyna się litanie w co możemy zagrać, a ja odpowiadam na starcie – „Filip, a nie możemy w coś innego?”. Zgadnijcie o jaką grę pyta.

Chyba lubi liczyć kasę, a Monopoly daje taką możliwość, w przeciwieństwie do portfela taty. W niedzielę Tatinjo zaczął kombinować jakiś tytuł gdzie:
- jest kasa
- 6 latek da radę
- ja dam radę
Wyszła mi Metropolia. Okazało się, że zadziałało. Filip załapał, a co ciekawe wszyscy we 4 chętnie zasiedliśmy do stołu. W cztery osoby kawałek blatu jest potrzebny, żeby pomieścić tę masę kart.

Wyszło fajnie, grało się przyjemnie i z cichacza wygrała moja lepsza połowa (przypadek – następnego dnia wszystko wróciło do normy i głowa domu triumfowała – a jak to przeczytała to ja oberwałem). Po zakończeniu oczywiście dostałem klasyczne pytanie, które pada drugie w kolejności czyli „ZAGRAMY JESZCZE RAZ?„.
Wtedy do akcji wkroczyła Sofia, a ona woli już konkretniejsze zagadnienia, ale artystycznie ciekawe – „TATA! A może zagramy w Zamki Szalonego Króla Ludwika?” – córunia tatunia, więc nie odmawiam. Filip na doczepkę zgarnia swojego gracza i mimo, że nie ogarnia to gra – a kto mu zabroni. Stary dostaje łomot choć wyniki beznadziejne i amatorskie, lecz kolejnego dnia znów ojciec wygrywa i już przebijamy 100, więc wstydu wielkiego nie ma. Lubię tę grę – jakoś mi tak blisko do tego króla.

Nie przepadam natomiast za Mondo, dlatego zostawiłem to dzieciom, żeby sobie poukładały te planetki ze zwierzątkami i oceanikami, z dzwoniącym budziczkiem. Bleh. Kiedyś bardziej trawiłem tę układankę. Zresztą tak grały, że minutnik rozwaliły, ale tata inżynier wykorzystał swoją wiedzę i doświadczenie – jednym uderzeniem o stół naprawił mechanizm.

Okazało się też, że u Sofii w dzienniczku pojawiła się masa zadań do odrobienia – matma, fiza, chemia (i te pozostałe mniej ważne przedmioty). Zabrała się za odrabianie, a Filip dla odmiany po godzinnej przerwie zadał kluczowe pytanie „TATA! ZAGRAMY?” . Ruszyliśmy pandę i rolnika w Takenoko.

Wracając do zadań w dzienniczku – nauczyciele chyba uznali, że w ciągu jednego tygodnia uda im się nauczyć tyle co w semestr. Z jednej strony dobrze, bo z tego co słyszę to raczej nauki jest mniej niż my mieliśmy (KIEDYŚ TO BYŁY CZASY!), ale czemu nagle przerzucać tyle materiału, zamiast robić to regularnie w szkole… Natomiast ja się na tym nie znam i potrafię tylko marudzić i się czepiać, coś w myśl zasady „Nie znam się, ale się wypowiem”.
Uwieńczeniem dnia była najczęściej katowana gra w ostatnim roku czyli Splendor. Ta gra się nie nudzi. Może jednak inaczej – nudzi się, ale jest dobra i szybka, więc jakość przezwycięża nudę (bez sensu). Myślałem czy skoro nie jesteśmy w stanie tej gry odstawić nawet po tylu rozgrywkach, to czy nie warto kupić dodatku Miasta, żeby wskrzesić trochę ten tytuł i dodać mu świeżości. Mam tylko nadzieję, że nie skomplikuje to jej nadmiernie i nie zabierze tego lekkiego flow, jakie ma podstawka. Jak nie spróbuję to nie będę wiedział, także pewnie zainwestuję w kolejne pudełko.

Właśnie tak wyglądał jeden z dni, kiedy to koronawirus zniechęca nas do szukania rozrywek poza domem. O ile może się stać sprzymierzeńcem w oddawaniu się nałogowi grania, o tyle zupełnie go nie potrzebuję. Nawet przez chwilę w niedzielę czułem jak koronawirus oddala się od nas, kiedy to jeden z księży odprawiał modły w samolocie nad Wrockiem. Jestem dumny, że wpadł na to ktoś od nas. God bless Wrocław!
Comments 4
Mój pracodawca uznał, że zdalnie może pracować wyłącznie młodzież i starsza młodzież, natomiast pracownicy na stanowiskach (powiedzmy) specjalistycznych mają się bezwzględnie stawiać w pracy i być pod ręką dyrektora. Dlatego ja czasu na granie nie mam więcej niż zwykle. A nawet gdybym miał czas, to nie miałbym za bardzo z kim grać. Córka od rana do nocy rozwiązuje do szkoły skandaliczną ilość zadań ze skandalicznie krótkim czasem na realizację. A mi z żoną trochę nie wypada rozłożyć sobie Brassa czy Zamki Burgundii, gdy dziecko siedzi na tyłku i opisuje osiągnięcia Fenicjan, tworzy model komórki z galaretki agrestowej, ćwiczy zaimki dzierżawcze z niemieckiego, czy buduje doniczki na kwiaty z plastikowych śmieci.
Ładne granie Panie mars! Ale ja z żoną też nie próżnujemy, Uciekliśmy w Beskidy, zaszyliśmy się w drewnianej chacie z torbą planszówek i dużo gramy: Na skrzydłach, Obecność, Village z Portem, Winnica już za nami. Dziś Charterstone, 7 cudów pojedynek, a jutro w planach Loyang, Sagrada i Century Nowy Świat. Jest dobrze!
Author
Może z treści nie wynika, ale ja też pracuję. Poniedziałek miałem urlop, który w połowie spędziłem na pracy zdalnej, a tak to chodzę. To nie zmienia faktu, że mój dzień zmienił się nie do poznania. Nie ma obowiązków niektórych, nie ma pokus związanych z wychodzeniem z domu, nie ma zakupów, knajp. Jest do dupy, ale w każdej sytuacji da się znaleźć plusy.
Widzieliście ostatnio korki we Wrocławiu?
Nigdzie nie ma korków, nigdzie ludzi. Większość ludzi trzyma się zasad bezpieczeństwa. Tylko ludzie wariują w domach. U nas spacery jednak praktykujemy bo w sumie właśnie nikogo się nie spotyka. No a poza tym jest czas na granie. My też szukamy pozytywów – to dobra zasada :)