Nocne granie

mars Rozgrywki 6 Komentarzy

No Gravatar

Wczoraj rano Stanley zadzwonił do mnie z pytaniem czy mam jakieś plany na wieczór. Tak się składało, że przypadła mi rola niańki, ale tak poza tym miałem wolny wieczór i noc. Wszystko się dobrze układało i wyglądało na to, że będzie konkretne granie, choć w dość wąskim towarzystwie. O 20:30 miałem gościa. Sofia jeszcze nie spała wyczekując na wujka, a to pozwoliło nam rozpocząć wieczór bardzo lajtowo. Na stole wylądowało The Island – zabawna gra o tym jak uciec z tonącej wyspy.

Survive

Oczywiście na trasie wiele przeszkód takich jak smoki morskie zjadające łajby ratunkowe wraz z załogą, wieloryby rozbijające łódki, rekiny zjadające samotnie płynących na morzu czy też wiry wciągające wszystko dookoła. Czasem coś tam nam pomoże, ale najlepiej liczyć tylko na siebie. Wygrywa ten kto uratuje rozbitków o największej wartości – nasi ludzie mają od dołu cyfry od 1 do 6, więc do końca gry nawet jak ktoś uratuje najwięcej swoich meepli to nie ma pewności co do zwycięstwa. Podczas naszej rozgrywki Sofia przetransportowała na suchy ląd najwięcej ludków i o największej wartości zapewniając sobie zwycięstwo. Ja zająłem ostatnie miejsce.

Survive

The Island bardzo nam przypadło do gustu ponieważ jest szybka, kolejka gracza jest krótka, ale treściwa i czeka się z niecierpliwością na kolejne ruchy przeciwnika i ciąg dalszy naszych możliwości na dopłynięcie do brzegu. Aha – jakby ktoś szukał to też funkcjonuje pod nazwą Survive: Escape from Atlantis. Gra jest niezależna językowo, więc można brać dowolną wersję ;) Bardzo ciekawy tytuł rodzinny lub imprezowy ze sporą dawką negatywnej interakcji. Są jednak też krótkotrwałe sojusze, np. gdy na jednej łódce płynie kilku uciekinierów należących do różnych zawodników.

Po tej partyjce Sofia poszła spać, a my mogliśmy zagrać w coś innego. Na ten moment czekał Great Western Trail. Oczywiście zasad nie znałem, więc czekało nas przebrnięcie przez setki ikonek i „drobiazgów” do wytłumaczenia. Patrząc na planszę można dostać oczopląsu. Zanim zaczęliśmy grać i słuchałem tylko wyjaśnień odnośnie zasad, nie wiedziałem na co patrzeć. Tłumaczenie zasad trwało dość długo, ale jakoś nie dziwię się, że tyle to zajmuje. Jedyne co od razu było jasne to, że ruszam się od 1-3 pól i wykonuję akcję na budynku. Okazało się, że trzymając się tej wytycznej, po pierwszym dotarciu do Kansas City prawie wszystko stało się jasne. Później już tylko było lepiej. Kupowanie bydła, zatrudnianie odpowiednich ludzi, jazda pociągiem, stawianie budynków, wypełnianie misji itd. Gra dająca bardzo dużo możliwości uzyskania punktów niezbędnych na koniec.

great western trail

Ciekawe mechanizmy i jakże ważna szybka zmiana graczy nadająca dynamiki i nie dająca uczucia znużenia. Tytuł bardzo mi się spodobał, akcje na budynkach i płacenie przeciwnikowi za przejście przez jego własność trochę przypominają starego wygę Caylusa. Tu jednak mamy bardzo ładną grafikę,  temat pędzenia bydła na targ, który „trzyma się kupy”, przez co czuć całkiem fajny klimat. Minusem Great Western Trail na pewno jest to, że trafiła na moją listę zakupów, co zdecydowanie oddala mnie od spokojnego egzystowania w domu. Najgorsze jest to, że mam doskonały pomysł jak zmieścić jeszcze ze 30-40 tytułów, ale uzyskał negatywną opinię komisji ds. kolejnych gier w domu.

Kolejny tytuł to Viticulture czyli wariacja na temat uprawy wina. Kiedyś grałem w Vinhos, ale tam na planszy panował niezły chaos. Tu wręcz przeciwnie. Skromna planszetka graczy i plansza główna z bardzo małą ilością pól do wyboru zupełnie nie przypomina tego co było w tym drugim tytule.

viticulture

To na pierwszy rzut oka bardzo mi się spodobało. Ten aspekt po prostu spowodował, że z pewną dozą zaufania siadłem do nauki zasad nowej gry. Okazało się, że faktycznie – prostota w każdym calu. Zapowiadało się bardzo dobrze – lubię worker placementowe gry. Jednak w pewnym momencie gry zaczęło mnie coś bardzo irytować. W zielonych kartach z winogronami do zasadzenia przychodziły mi tylko czerwone szczepy, natomiast fioletowe kontrakty po kolei albo na jakieś szampany, albo różowe, albo białe wina. Nic na czyste czerwone. To spowodowało, że straciłem sporo energii na wylosowanie czegoś białego i zanim zacząłem przerabiać, już było za późno.

Wiadomo, że tak się ułożyły po prostu karty i to trochę mi zaburzyło obraz. Muszę zagrać jeszcze żeby wyrobić sobie wstępną opinię o tym tytule. Pierwsza partyjka była bardzo pechowa.

Na koniec zostawiliśmy tłumaczenie kolejnej sterty zasad czyli Scythe. W dwie osoby to jak to Stanley stwierdził „można się nauczyć tylko zasad”. Uznałem, że też warto, szczególnie że sztuka z drugiego druku już dawno zamówiona, choć nadal na nią czekam :) Plansza bardzo mi się spodobała, planszetki rewelacja, figurki miodzio, karty spotkań czy karty misji wszystko w super klimacie. Jedyne co te drewniane „cosie” z euro sucharów psują całokształt. Nie wiem kto wpadł na taki pomysł, ale jak już krzyczą sobie taką kwotę za grę, to można resztę też w plastiku ładnie zrobić. Może to miało też pokazać to połączenie tradycji z nowoczesnością tak jak to widać na licznych ilustracjach, tylko na nich mech z wieśniakiem wyglądają dobrze, a na planszy to trochę brzydkie jest. Najpierw nie chciałem tego się czepiać, ale jednak w tej kobyle od razu widać, że ktoś postawił na jakość przekazu wizualnego, chcąc dostarczyć niejako uczty dla oka. Dlaczego więc te drewienka zostały wyciosane bez polotu? Niestety nie wiem. Wiem natomiast, że pierwsze wrażenie jest piorunujące. Zasady znowu zajęły sporo czasu, ale tu jednak mamy kawał gry. Po paru rundach okazuje się, że gra się świetnie. Bardzo szybkie zmiany graczy, akcje w których od razu wiadomo o co chodzi, prosty sposób wyboru wykonywanych ruchów powoduje, że chce się grać. Niestety jedną rzecz chyba nie do końca zrozumiałem albo umknęło mi to, że bez sensu jest gromadzić grupę mechów, żeby najechać wroga.

scythe

Poświęciłem na to dobrych kilka rund, a później jak już miałem walczyć okazało się, że zupełnie bez sensu się zbroiłem. Doszedłem do wniosku, że ciężar tej gry jest bardziej na dbaniu o dobrą ekonomię, niż walkach. Oczywiście to był wariant dwuosobowy więc pewnie trochę inaczej byłoby np. w 5 osób, ale o tym muszę się przekonać innym razem. Taka jedna partyjka była jednak wystarczająca, żeby stwierdzić, że nie popełniłem błędu zamawiając Scythe. Poniosłem sromotną klęskę, zgarniając raptem połowę punktów Stanley’a, ale za takie błędy się płaci, więc należały mi się bęcki.

No i teraz smutna rzecz na koniec. Granie rozpoczęliśmy tuż przed 21:00. W trakcie rozgrywek akurat nas przyłapała zmiana czasu, więc godzinę straciliśmy w ułamek sekundy, ale koniec nastał dopiero około jakoś o 05:15 nowego czasu. Oczywiście w tym czasie było tłumaczenie wszystkich 4 tytułów. Położyłem się spać około 05:30, a Filip obudził się o 06:50 dając mi prawie godzinę i dwadzieścia minut na wypoczęcie :)

Czy warto było tak zarywać noc? Oczywiście. Dzięki Stanley :)

Share

Comments 6

  1. Warto było zarwać noc, tym bardziej, że mnie nikt nie budził ;) Ja cieszyłem się, że znalazlem na tę noc kogoś kto chłonął jak gąbka kolejne tytuły, które mu podsuwalem. Co do Viticultur to muszę przyznać, że mars rzeczywiście nie myśl szczęścia i męczył się z marnymi szczepami przez całą grę ale z drugiej strony wynik końcowy to 23 do 20 więc można wyciągnąć takie wnioski: Winogrona, wino i kontrakty nie muszą być konieczne do punktowania i wygrania w tej grze i nie są. Są inne sposoby i chwała grze za to. Ja osobiście jestem viticulture zauroczony- grałem do tej pory 4 razy w tym 2 solo (chwała grze za ten tryb!) i uwielbiam ją. Great Western Trail też świetne a Scythe z gry nas grę lubię coraz bardziej. Ale w więcej osób ZNACZNIE lepiej jest! Dzięki mars za tę nockę :)

  2. No to respekcik, ciężkie tytuły odwaliliście (może poza wyspą ;) Ja bym nie pociągnął tak długo do nocy, choć nie zarzekam się – po prostu nie miałem takich okazji ostatnio. GWT to faktycznie świetna gra – choć na planszy nieźle (przepraszam za wyrażenie) nasrane. Grałem już kilkukrotnie i do tej pory nie udało mi się kupić krowy o wartości 5 ;)

  3. Elo ,to Great Western Trail wygląda jak mój klimat. Może to nie pociągi, ale też mi pasuje! Ile się w to gra na 2 os?

  4. @popitka- my graliśmy z marsem 110 min bez tłumaczenia zasad ale to była pierwsza gra, można pewnie sporo zbić.

  5. Post
    Author

    Zdecydowanie szybciej się da, tylko coś zamulał Stanley ;)
    Ale tak na serio to chyba wszystkie te rozgrywki jakoś wolno nam poszły?

  6. GWT można skończyć w kilkadziesiąt minut. Problem polega na tym że … tej grze gracze sami maksymalnie spowalniają grę robiąc maksymalną liczbę przystanków przed Kansas :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *