Blood Rage pierwszy szał

mars Pierwsze wrażenie 2 Komentarzy

No Gravatar

Po tym jak udało się zagrać z sukcesem w Cry Havoc postanowiłem iść za ciosem i kupiłem kolejną grę z konkretną zawartością figurkową i tym razem był to Blood Rage. Przyznaję się, że zawsze lubiłem żołnierzyki, różnego rodzaju figurki zabawkowe, składane czy w całości, ale zdecydowanie z plastiku. Dlatego teraz ciągnie mnie do takich tytułów planszowych, ale wiadomo z reguły to nie są eurogry z ekonomiczną nawalanką i optymalizacją swoich ruchów – takie oczywiście też lubię :) Dlaczego wybrałem Blood Rage? Może dlatego, że ma pozytywne opinie, fajne figurki, ciekawy klimat i wypaśne figurki (chyba coś za dużo o tych figurkach). Może jeszcze to 15 miejsce na BGG też warto wspomnieć :)

blood rage

Oczywiście czułem obawę, że może się nie sprawdzić w moim typowym setupie czyli 2 osoby, w tym 9 latka. Gra oczywiście na BGG jest opisana jako od 14+, ale z reguły korzystam z wytycznych społeczności, która w tym przypadku orzekła 12+. W przypadku Cry Havoc było trochę inaczej ponieważ tam wydawca pisze 10+ a community 12+. Także były obawy, ale czy potwierdzone?

Jak dotarło pudło i zobaczyłem w środku kolejne 2 pudełka, trochę się zdziwiłem. Okazało się, że w środku znajdują się figurki. Co ciekawe figurki umieszczone w specjalnych plastikowych wytłoczkach, które idealnie nadają się do ich przechowywania.

blood rage

Figurki są pokaźne, dobrze wykonane, a szybkie odróżnienie poszczególnych graczy umożliwiają plastikowe podkładki, które przed pierwszą grą trzeba samemu założyć na podstawki naszych jednostek. Nasze Drakkary (statki) mają natomiast żagiel w kolorze danego gracza. Jest też 9 figurek szarych, które stanowią z początku wspólną pulę potworów (jednostek specjalnych), posiadających unikalne cechy pomocne w grze. Cztery z nich są na prawdę duże i bardzo ładne.

blood rage

blood rage

Oczywiście wszystkie figurki nadają się idealnie do malowania, ale patrząc na mój zapał w ożywianiu figurek z Descenta 6 lat temu, to nawet się nie zabieram. Pomalowałem wtedy 1.5 figurki i to w mizerny sposób. Poza figurkami mamy ładną planszę, kilka planszetek, garstkę znaczników i 3 niewielkie zestawy kart. Ewidentnie ciężar cenowy tego tytułu to figurki, ponieważ innych elementów nie ma za wiele.

Instrukcja do gry jest w miarę jasna, ale nie obyło się bez pewnych wątpliwości, głównie związanych z opisami na kartach. Wiązało się to z kilkukrotnym zerknięciem na internety, ale wydaje mi się, że klarowność jest na dość dobrym poziomie. Pomimo tego, że ma ona bodajże 24 strony, to w rzeczywistości zasad nie jest dużo i można ją w dość prosty sposób wytłumaczyć. Tu dochodzi lekkie utrudnienie w moim przypadku, ponieważ chciałem grać z córką. Oczywiście ostatnio ogarnęła Cry Havoc, ale zawsze jest ryzyko, że coś może ją przerosnąć. Mając 9 lat jednak inaczej pojmuje się różne rzeczy, myślenie strategiczno-taktyczne jest na innym poziomie, a nawet chęć wchodzenia w negatywną interakcję u dziewczynek jest niższa niż u chłopców. Pierwszym pozytywnym sygnałem było to, że nie krzywiła się na opcję poznania zasad nowej gry, z założenia trudniejszej od innych tytułów i zawierającej np. karty ciągnące całą rozgrywkę. To wymaga nie tylko znajomości ogólnych zasad gry, ale także zaznajomienie się z każdą kartą i poznanie możliwości i właściwych okoliczności jej zagrania tak, żeby przyniosła pożądany skutek.

Co się okazało? Tłumaczenie zasad trwało chyba 30 minut, ale zawierało przykłady zagrania kilku kart, setupu i odganiania Filipa od planszy (okazało się, że wystarczy mu dać nieużywane figurki do zabawy i już był spokój). Później rozegraliśmy naszą pierwszą partyjkę. Pierwszy draft przeprowadziliśmy zgodnie z zaleceniem, czyli bez draftu :) Rozdaliśmy po 6 kart losowo, ponieważ faktycznie nie wiedząc jeszcze jak się gra, spędzilibyśmy za dużo czasu na myśleniu nad tym co wybrać. Po przejrzeniu wszystkich kart ruszyliśmy i do pierwszego Ragnaroku mieliśmy testową rundę. Poszło nieźle, zapoznawaliśmy się z mechaniką i sensem uśmiercania swoich jednostek. Drugi i trzeci Ragnarok już był bardziej efektywny i faktycznie czerpaliśmy z tego punkty. Drakkary spełniały swoje funkcje, podczas walk zagrywaliśmy karty podstępu, podbieraliśmy punkty szału, ulepszaliśmy nasze jednostki, wyruszaliśmy na wyprawy, plądrowaliśmy podnosząc statystyk i zdobywając chwałę. Jaki był rezultat tej pierwszej potyczki? Udało mi się wygrać, ale nie jakoś znacząco, a co najważniejsze Sofia wyraziła chęć kolejnej rozgrywki.

Tak też się stało. Odpaliliśmy drugą partyjkę i tym razem nie szło mi za dobrze. Powiedziałbym, że nawet dostawałem tęgie baty w 2 pierwszych Ragnarokach. Natomiast w miarę dawałem radę plądrować puste prowincje, bez udziału przeciwnika, więc było łatwiej, ale bez punktów chwały. Dzięki temu moje statystyki były dość rozbudowane. Trzeci Ragnarok należał już do mnie – udało mi się zagrać wyprawę dającą podwójne punkty z Ragnaroku, a w nim poszło 3 wojowników i Drakkar dając mi 32 punkty chwały. Dalej byłem z tyłu, ale ze statystyk udało mi się nadrobić 10 pkt różnicy, co na koniec dało nam remis. Gra dostarczyła sporo emocji i rywalizacja była bardzo zacięta. Raz jeszcze usłyszałem, że musimy zagrać znowu :) Jeszcze nie było od tego momentu czasu na kolejną rozgrywkę, ale teraz pisząc te słowa Sofia zerknęła i pyta o czym piszę. Powiedziałem jej, że Blood Rage jest na tapecie. Usłyszałem – Fajna jest ta gra, niby od 14 lat, ale grało mi się super. Później zaczęliśmy szukać trochę analogii między Cry Havoc i Blood Rage i to co znaleźliśmy:

  • figurki
  • karty napędzające ruchy
  • mamy jakąś pulę na ruch (punkty na kartach w CH i szał w BR)
  • plansza z regionami rozmieszczonymi trochę podobnie centralnie
  • w środku najcenniejsze terytorium
  • obie gry przez community ocenione na 12 lat

Oczywiście podobne analogie można znaleźć między wieloma grami, ale akurat mieliśmy tylko te 2 w takim stylu, więc wydały nam się (pomimo wielu różnic) trochę podobne. Może ta część wspólna sprawiła właśnie, że obie nam się tak bardzo podobają.

Bardzo się cieszę, że kupiłem Blood Rage’a. Teraz czeka mnie jeszcze sprawdzenie jej na 3 i 4 osoby. W ten weekend chyba mi się nie uda, ponieważ po raz pierwszy będę próbował stanąć na stoku na desce. Nigdy nie jeździłem na niczym, więc różnie może się to skończyć, mam nadzieję, że wrócę cały. Na wieczory biorę jednak kilka gier bo jak tu bez przeżyć. Tytuły jednak lżejsze szykuję bo nie wróżę sukcesu niczemu cięższemu. Myślę jednak, że przyszły tydzień przyniesie testy w większym gronie.

Share

Comments 2

  1. Fajne te figurki, ale jak dla mnie gry z figurkami to jednak za drogie są. Wolę jednak w tych cenach kupić 2 lub więcej gier.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *