11 listopada – grać wypada

mars Rozgrywki 1 Komentarz

No Gravatar

Zanim będzie o 11 listopada cofnijmy się do przedwczoraj. Rano dowiedziałem się, że mam zapalenie płuc. Jakoś mnie to nie ruszyło, ale z drugiej strony jeszcze nigdy nie miałem, czyli chyba starzeję się. Poprzedni lekarz spartaczył robotę mówiąc, że nic mi nie jest i tylko jakiś Thiocodin zalecił brać przez 3 dni. Kaszel trochę ustał, ale później zrobiło się gorzej. W międzyczasie poleciałem za granicę służbowo i tam stan się pogorszył. Wracając w samolocie, jak podchodził do lądowania zatkało mi się ucho tak, że dopiero po 20 minutach odetkało. Gorzej było po przesiadce, ponieważ po drugim podejściu ucho zatkało się tak, że dopiero dzisiaj rano zacząłem na nie słyszeć. Dobra nie rozpisuję się dalej o chorobie, bo to tylko po to poruszony temat, żeby przekazać, iż muszę siedzieć przez weekend w domu. Skoro już siedzę i leczę się, to uznałem, że mogę trochę też pograć. Żona przedwczoraj wieczorem zastanawiała się, co będziemy robić 11 listopada, skoro będzie kiblowanie w domu i doszła do wniosku, że będziemy mogli grać. Akurat! Jak chciałem wczoraj ją nakłonić do tego to stwierdziła, że dobrze jej się czyta książkę i nie bardzo ma ochotę. Została jednak Sofia i tu nie zawiodłem się.

Rano rozpakowaliśmy jedną z trzech nowych gier – Jaipur. To odkrycie po ostatniej Gratislavii. Gra jest dwuosobowa i przewidziana na 30 minut. Zasady już znaliśmy, więc momentalnie zaczęliśmy grać. Pierwsza partyjka zajęła nam raptem 25 minut i rozegraliśmy wszystkie 3 rundy. Druga gra skończyła się zaledwie po 15 minutach ponieważ przegrałem 0:2.

Jaipur

Tu nastąpiła przerwa związana z zadymą, którą Filipcio spowodował. Przed obiadem o mały włos a byśmy zagrali w 7 Cudów Świata, ale książka była ważniejsza :) Co więcej Sofia też czytała.

Nie dałem za wygraną i przygotowałem 7 Cudów Świata: Pojedynek na stole. Za chwilę jednak zostałem pogoniony bo obiadu nastał czas. Po obiedzie wróciłem do tematu i udało się. Zagraliśmy z Sofią dwie szybkie partyjki – szybkie bo w 50 minut. Za pierwszym razem prawie wygrałem militarnie, ale pod samą stolicą zabrakło mi sił. Udało się na punkty.

7 Cudów Świata: Pojedynek

Druga partyjka dziwna – na samych niebieskich kartach zdobyłem 43 punkty, a Sofia miała w sumie 44.

7 Cudów Świata: Pojedynek

Zrobiliśmy przerwę – Filip chciał się bawić, więc uznałem, że LEGO będzie odpowiednie. Postanowiłem ze wszystkich skrzyń z klockami powybierać i skompletować jak najwięcej figurek. Kompletowanie nie było łatwe bo wszystkie dłonie były powyrywane, nogi i głowy oddzielone od korpusów. Sam bym tego nie ogarnął, ale Sofia nie wiem w jaki sposób pamiętała jaką głowę miała każda figurka, jakie włosy i resztę. Niestety i tak kilkudziesięciu figurek nie udało się wskrzesić, a przynajmniej mamy wątpliwości czy są takie jak być powinny. Mniejsza z tym, hybrydy też wyglądają nieźle.

Po kolacji udało się siąść jeszcze do grania. Odpaliliśmy raz Sztukę Wojny i niestety pomimo usilnych starań, nie przewidziałem co zrobi Sofia. Przegrałem w 9 rundzie kilkoma punktami. Podoba mi się ta gra i nie czuję w niej trochę Atona, w którego kiedyś zagrywałem się ze Stanley’em.

Sztuka Wojny

Myślałem, że to już koniec, ale Sofia jeszcze chciała mi dać wycisk w Jaipur. Udało jej się w pierwszej grze, więc od razu odpaliliśmy rewanż, który udało mi się skutecznie wykorzystać. Dwie rozgrywki w Jaipura zajęły nam 40 minut. Rewelacja.

Gry dość krótkie, ale wczoraj rozegraliśmy 7 partyjek w 3 różne tytuły. Lubię to.

Share

Comments 1

  1. Post
    Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *