Nie lubię – jeszcze cztery punkty

kdsz Ogólne, Wspomnienia 5 Komentarzy

No Gravatar

Przeglądając uważnie nowe szaty Planszoholika przypadkowo natrafiłem na wpis „Nie lubię”, własnoręcznie przeze mnie dodany ponad trzy lata temu. Wniosek po przeczytaniu tych wypocin? Z zadowoleniem muszę przyznać, że jestem człowiekiem, którego cechuje żelazna konsekwencja i stałość poglądów. Wciąż trwam w swoich uprzedzeniach. Generalnie.

Długi czas rozgrywki i ciągnące się tury bolą mnie tak samo jak bolały, może z wyłączeniem TtA. Karciankowstręt zasadniczo pozostał. Fantazy odrzuca jak odrzucało przed laty. Wyjątki w regułach wkurzają tak samo jak kiedyś. Pozostałe punkty (brak interakcji, kiepski wariant 1 na 1) również pozostają w mocy, z zastrzeżeniem, że nie dotyczą gier rodzinnych. W międzyczasie dorósł mi w domu trzeci gracz, więc segment familijny ogrywamy we trójkę, a i do dobrej zabawy wcale nie potrzebujemy walenia się po łbach.

Czy pojawiło się coś nowego? Czy rozszerzyłem wachlarz swoich uprzedzeń? Jak najbardziej!

1. Gry czasu rzeczywistego to porażka do kwadratu. Bóg mi świadkiem, że próbowałem. Grałem w tego żenującego „Galaxy Truckera”, beznadziejne „Dobble”, fatalne „Łap psiaka”. Tragedia. Końmi mnie nie zaciągniecie do gier tego typu. „Wszyscy gracze jednocześnie przy użyciu jednej ręki […]” – gdy przeczytam coś takiego w recenzji, to automatycznie zamykam okno przeglądarki, a o grze zapominam na zawsze.

2. Im więcej znam gier, tym mocniej doskwiera mi ikonografia. Wszystko jest OK jeśli w dany tytuł gramy regularnie. Wówczas pamiętam, że strzałka do dołu oznacza „połóż monetę”, a pole z kółeczkiem symbolizuje akcję „przemień owcę w cegłę”. Problem pojawia się, gdy próbujemy powrócić do gry po dwóch latach przerwy. Zdarzały się partie, które przerywaliśmy w trakcie, bo ciągłe zerkanie do instrukcji niweczyło jakąkolwiek przyjemność z gry. Oczywiście zarzut dotyczy tytułów, w których zastosowano symbole średnio intuicyjne. Mam wrażenie, że wydawcy zwrócili uwagę na ten problem i coraz częściej ikonografię uzupełniają o słowny opis. Jeszcze 3-4 lata temu była to rzadkość.

3. Przydługi setup przekreśla grę w moich oczach. Ile razy wychodziła propozycja żeby zagrać w Robinsona, a ja się temu sprzeciwiałem? Nie policzę na palcach obu rąk. Po prostu liczba dupereli do rozłożenia – z nosem w instrukcji, bo po miesiącach przerwy niczego przecież nie pamiętam – normalnie mnie przerasta. Aż się odechciewa w ogóle grać. Najgorzej, że po partii trzeba to jeszcze metodycznie złożyć do pudełka. A przecież są gry jeszcze bardziej wymagające pod tym względem. Na przykład setup przy dużych grach Uwe Rosenberga rewelacyjnie wprowadza mnie w atmosferę orania pola chomątem. Przyznam się bez bicia – Ora et Labora nie dałem rady rozłożyć. Obok Caylusa jest to jedyna gra, której pozbyłem się jeszcze przed zagraniem. OeL pokonała mnie liczbą komponentów, mnogością dwustronnych żetonów, oraz zróżnicowaniem typów kart, z których należy przygotować talię w zależności od rozgrywanego wariantu i liczby graczy. To było absolutnie wstrząsające doświadczenie, w trakcie którego ciskałem słowa nie przynoszące bynajmniej chluby bratu zakonnemu. Jestem pewien na sto procent – długość (krótkość) setupu to jeden z podstawowych parametrów, które biorę pod uwagę przy wyborze gry.

4. Klasyczna licytacja odpada. Zwykle nie działa na dwie osoby, a w większym składzie generalnie nie gram w wymagające tytuły. Jaką przyjemną dwuosobówką byłby Tinners’ Trail, gdyby nie trzeba było co rundę bezpłciowo przerzucać się kwotami za działki? Może to herezja co napiszę, ale dla mnie Steam w wersji uproszczonej jest dużo fajniejszą grą niż w pełnym wariancie z licytacją.

Napisałem cztery punkciki. Myślałem o piątym (gry negocjacyjne), ale zbyt małe mam doświadczenie na tym polu, by się sensownie wypowiedzieć. Chociaż trauma po Resistance wciąż mnie „trzymie”. Zastanawiałem się również, nad tematem budowy miast oraz handlu towarami w średniowiecznej Europie. Liczba tytułów osadzonych w tym settingu to po prostu jawne przegięcie pały! Jeszcze do niedawna olewałem te kwestie, ale coś we mnie pękło. Fani ameritrashu szydzą z eurosucharów – gier o uprawie marchewki – jednak ja uważam, że marchewka z przewozem dóbr w basenie Morza Śródziemnego w żaden sposób nie może się równać. Nie ta skala zjawiska. Zniechęca mnie nadmierna eksploatacja tego tematu, ale nie jest też tak, że potencjalnie dobra gra z miejsca spada z radaru, bo budujemy w niej klasztory czy korzystamy z usług kowala i cieśli.

To tyle marudzenia ode mnie. Ale pamiętajcie, że nutka marudzenia w naszym hobby również jest potrzebna. Przecież portfele i regały nie są z gumy.

Share

Comments 5

  1. Witam,
    twojego bloga czytam od dłuższego czasu, ale dopiero teraz postanowiłem skomentować (może dlatego, że i własnego bloga zacząłem prowadzić).

    Nie wiem dlaczego jest taki hejt na gry fantasy – moim zdaniem są fenomenalne ;) Zgodzę się z Tobą natomiast problemu z długim setupem – jednaj najgorsze jest to, że trudno znaleźć wciągające gry bez takowego.

    Ostatnio ostro grywamy w Super Dungeon Explore i jednak wyciąganie i dobieranie figurek oraz kart daje mocno w plecy – najlepszym rozwiązaniem jest duży stół, na którym można zostawić już wstępnie rozstawioną planszę ;)

    Jakieś tipy? :)

  2. Post
    Author

    Wydaje mi się, że hejtu na fantasy nie wylewałem, ale może po prostu muszę popracować nad komunikacją ;-)

    Tak to już jest z tematyką gier (i nie tylko gier), że jednych zachęci, a drugich odrzuci. Normalna rzecz. Na szczęście każdego roku na rynku planszówkowym pojawia się kilkaset nowych pozycji, więc można swobodnie wybierać w oparciu o własne preferencje. Mi jest tylko trochę szkoda, że segment amritrashowy jest tak zdominowany przez fantasy i sci-fi. Przez to tracę z horyzontu sporo ciekawych gier, przy których mógłbym się nieźle bawić. Chętnie przeczytałbym tekst o AT osadzonych w innych settingach.

  3. Na razie tylko krótko odniosę się do tego przydługiego setupu, bo wpis ma wiele tematów do skomentowania. Osobiście nie mam problemu z długim setupem, ale nie gram sam i z reguły moi potencjalni współgracze nie lubią czekania na rozłożenie wszystkich elementów zgodnie z instrukcją. Rozwiązania tego problemu nie znam, ale jedno ułatwienie wprowadziłem sobie przy okazji poznawania Caverny. Jak wiecie elementów jest tam ogrom. Moje normalne/standardowe podejście do gier Uwego było takie, że każdy typ elementów umieszczałem w osobnym pojemniku lub choć strunowcu. W ten sposób otwierając pudełko wyciągam każdy woreczek i wsypuję zawartość, później kolejny i kolejny itd. Jak już mam usypanych ze 20 kupek, to rozkładam elementy na planszy. Oczywiście na koniec jest jeszcze gorzej, ponieważ wszystko muszę podzielić do woreczków i popakować. Co zrobiłem w Kawernie? Po prostu wszystkie znaczniki są w jednym wielkim worku i po prostu otwierając grę wsypuję jego zawartość do pudełka i najzwyczajniej w świecie wybieram co mi potrzebne. Bez stresu, że się pomiesza czy że muszę odłożyć na swoje miejsce. Na koniec gry zgarniam wszystko do worka i gotowe. Zdecydowanie przyspieszyło to setup i składanie, ale na pewno nie jest to jeszcze optymalny sposób. Owszem moja podświadomość mówi, że to takie nieetyczne planszówkowo, ale chyba lepiej grać w takich warunkach niż patrzyć na uporządkowaną grę na półce.

  4. Post
    Author

    Efektywne rozkładanie i składanie gier to w ogóle ciekawe zagadnienie. Gdy jakiś czas temu graliśmy w jeden z naszych najstarszych zakupów (Puerto Rico), to aż złapałem się za głowę, że tak bezsensownie to wszystko popakowałem. Każdy typ kosteczek w osobnym woreczku, monety posegregowane nominałami…. jakiś tatalny absurd! Kiedyś uważałem, że wszelkie występujące w grze surowce muszą leżeć osobno na stole, ale w praktyce zmieszanie wszystkiego w niczym nie przeszkadza. Dobieranie różnych kosteczek z jednej „kupy” to żadne wyzwanie dla tak inteligentnych istot jak gracze. Patent z wielkim worem, opisany przez marsa, jest więc moim zdaniem bardzo praktyczny.

    Drugi patent – pudełko wędkarskie, które stawiamy po prostu na stole i tyle rozkładania, jest w ogóle najlepszy, ale w wielu grach nie da się z niego skorzystać, z uwagi na typy komponentów czy zbyt małe pudełko z grą.

    Zauważyłem, że bardzo pomocne potrafią być gumki recepturki i szerokie gumki-frotki do włosów. Świetnie za ich pomocą organizuje się odpowiednio tekturowe kafelki i karty (nawet te w koszulkach). Zajmują wtedy mniej miejsca w pudełku i szybciej się je wyciąga niż z woreczków strunowych.

  5. Przypomniało mi się jeszcze jedno. Jeśli da się przygotowac zestaw startowy, to mam taki w zanadrzu w osobnym woreczku. Co to jest zestaw startowy? Najczęściej na początku gry trzeba poustawiać na planszy pewien zbiór kart / żetonów / znaczników, który w zależności od ilości graczy jest jasno ustalony. Skraca to o tyle setup, że nie trzeba poszukiwać i odliczać wymaganych elementów – wystarczy je ułożyć / rozdać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *