Zakazana Wyspa

mars Recenzje 2 Komentarzy

No Gravatar

Jeden z ubiegłorocznych prezentów podchoinkowych trzy tygodnie temu wylądował na stole. Zakładam, że Mikołaj wybierając grę, szukał czegoś co będzie zdatne dla 8-latki, nie będzie trwało zbyt długo i będzie miało pochlebne opinie. Oczywiście tylko mogę się domyślać, że brał to pod uwagę – w końcu to Św. Mikołaj, a on kieruje się nadprzyrodzonym zmysłem. Akurat tak się stało, że wybrał Zakazaną Wyspę, która pomimo tego, że jest praktycznie rzecz biorąc zupełnie niezależna językowo, to została wydana w polskiej wersji.

Zakazana wyspa - pudełko Przynajmniej na pudełku od razu zrozumiały tytuł, a nie jakieś

Forbidden Island.

Do tego 8 stron instrukcji po polsku – na tyle prostej i krótkiej, że jedno czytanie w zupełności wystarczy, aby rozpocząć grę. Hola! Jeszcze kilka napisów pod kartami i nazwy lokalizacji na wyspie wymagały tłumaczenia. No to kamień z serca, tłumaczenia były potrzebne…

Przestań się czepiać koleś, do rzeczy!

Jasne, proszę!

Do ręki dostałem świetne pudełko. W zasadzie to bardzo zgrabne, blaszane opakowanie, które ma ciekawą grafikę i dodatkowo wytłoczenia na froncie. Na zdjęciu wyżej tego pewnie nie widać, ale od spodu wieczka jest to już lepiej widoczne.

zakazana wyspa pudełko wytłoczone
Wewnątrz umiarkowanie skromna zawartość czyli karty skarbów, karty zalania, karty śmiałków, grube dwustronne żetony pól wyspy, pionki, figurki skarbów, miernik zalania i oczywiście instrukcja. Wszystko to w odpowiednio skrojonej, plastikowej wyprasce.

zakazana wyspa - zawartość pudełka

Tak jak wspomniałem instrukcja „jednorazowa”, więc zaraz po rozłożeniu pól wyspy w zadany kształt, mogliśmy przystąpić do trzyosobowej rozgrywki. Gra pozwala na partyjki w gronie od 2 do 6 osób, ale miałem okazję na razie zagrać w 2, 3 i 4 osoby. No tak, jeszcze jeden drobiazg – wszyscy strzelają do tej samej bramki, nie konkurujemy ze sobą. Dlaczego? Matt Leacock! Coś jeszcze?

Co od razu mi się spodobało? Rozkładanie gry to 2 minuty i można zaczynać! Poezja. Pierwszą partyjkę uruchomiliśmy na poziomie początkującym.

Co to oznacza?

Mianowicie to, że zaczynamy ze słabymi podtopieniami naszej wyspy. Im wyższy poziom na początku tym szybciej doznajemy poważnych kłopotów na wyspie. Trochę od złej strony zacząłem, ale mniejsza z tym. W trzyosobowym gronie eksploratorów próbowaliśmy znaleźć 4 skarby symbolizowane przez plastikowe figurki.

zakazana wyspa - skarby

W tym celu zbieraliśmy karty skarbów – jeden z poszukiwaczy musiał uzbierać 4 tego samego typu, a następnie wymienić je na skarb, stając swoim pionkiem na żetonie zawierającym dany symbol skarbu. Oczywiście nie było to takie proste, ponieważ co ruch gracza następowało podtapianie wyspy. W tym celu każde z nas losowało tyle kart zalania, ile było wskazane na wodomierzu.

zakazana wyspa - poziom wody

Im wyższy poziom, tym więcej obszarów wyspy za każdym razem było podtapianych. Wodomierz był więc wyznacznikiem wzrastającego zagrożenia podczas gry, a w skrajnym przypadku, gdy dotarłby do trupiej czaszki, miał stanowić o porażce śmiałków. W pierwszej grze jednak nie doszło do tego.

Jak nam poszło?

Zaczęliśmy tak.

zakazana wyspa - setup

Jako bohaterów do dyspozycji wylosowaliśmy:

  • nawigatora – który mógł przemieszczać pionek innego gracza,
  • odkrywcę – mogącego poruszać się i umacniać pola po skosie,
  • pilota – który mógł raz na turę przemieścić się na dowolne pole wyspy.

Tu jednak muszę szczyptę zasad podstawowych wrzucić. Normalnie możemy wykonać 3 akcje na turę i nie możemy skakać po skosie. Jedną z akcji może być umacnianie pól uprzednio zalanych. Dlatego też nasi bohaterowie dają nam sporo fory podczas gry. W innych rozgrywkach korzystaliśmy także z inżyniera, który mógł w jednej akcji umacniać nawet dwa pola oraz posłańca, który może przekazywać karty skarbów innym graczom, nie znajdując się na tym samym polu co oni. Najsłabszy wydał mi się nurek.

Wracając do mechaniki gry – po każdym ruchu poszukiwacza następowało zalewanie wyspy, które polegało najpierw na podtapianiu danego pola (obracanie kolorowego pola na monochromatyczne) lub zatapianiu go (usuwanie pola z planszy), jeśli wcześniej było już podtopione. Jak łatwo się domyślić im więcej terenu zatopionego, tym trudniej się poruszać. Do tego jeszcze skarby można otrzymać tylko na żetonach wyspy oznaczonych symbolem tegoż skarbu. Czyli jak zatoną oba tereny z danym znaczkiem, a my jeszcze tej figurki nie mamy to przegrywamy. Żeby nie było za łatwo to jeszcze można przegrać, gdy pole z którego należy odlecieć helikopterem z wyspy po zebraniu wszystkich skarbów, zostanie zalane. Last not least – czeka nas to samo, jeśli któryś z graczy stał na zatapianym polu, z którego nie da się ewakuować.

Po pewnym czasie nasza wyspa znacznie się skurczy, ale jeśli uda nam się zebrać skarby i dotrzeć wszystkimi graczami na pole z helikopterem, to możemy odnieść sukces.

zakazana wyspa - pod koniec gry

Powiedzmy, że liznęliśmy zasad, ale czy Św. Mikołaj dokonał dobrego wyboru. Aby to rozstrzygnąć muszę jeszcze dodać, że graliśmy także w dwie osoby na poziomie normalnym i elitarnym, za każdym razem wygrywając „w ostatniej chwili”. W cztery osoby na poziomie elitarnym także udało nam się wygrać chyba w ostatnim ruchu – a przynajmniej tak nam się wydawało.

Czy były emocje? Trochę tak, ale nie spociłem się od myślenia nad właściwym posunięciem, więc „tęgiej rozkminy” nie było. Raczej w grze wykonywało się w miarę optymalne posunięcia i jeśli karty dobrze się układały, to było dobrze. Klimat Zakazanej Wyspy ledwo wyczuwalny. Najbardziej skupialiśmy się na odnalezieniu właściwego kafla do wylosowanej karty zalania, ale samo losowanie bez nerwów. Odsłanianie kart skarbów też bezpłciowe.

Czy podobało się dorosłym? Średnio.

Czy podobało się 8 latce? Tak, ale nie było zachwytu. Chciała wracać do gry przez pierwsze 3 partyjki i zapał ostygł. Ja nie naciskałem, bo też mnie nie ciągnęło.

To jednak może być coś z grami kooperacyjnymi, które nie do końca mi leżą. Lubię planować i w miarę kontrolować swój los całościowo jako gracza, a w kooperacji przeobraża się to w chęć wpływania na posunięcia całej ekipy. Jeśli współgracze są podatni na to kierowanie, to chyba jakoś wewnętrznie tracą zapał i pewnie poczucie wpływu na rozwój wydarzeń, przez co interakcja spada i atmosfera siada. Jeśli kilka osób ma tendencję do kontrolowania ogółu, to też może wywoływać konflikty. W zależności od gry czuć też, że znajomość mechaniki może niejako wpływać na wyższość gracza nad resztą i pomimo kooperacyjnego charakteru powstaje dowódca i wykonawcy rozkazów. Taką sytuację miałem np. w Robinsonie Crusoe, gdzie Stanley przedstawił zasady i generalnie znaczną część rozgrywki podpowiadał co robić, wiedząc dokładniej czego można się spodziewać od gry. No dobrze, bo nie o tym miał być. W Zakazanej Wyspie raczej nie można mówić o tym, że ktoś lepiej będzie wiedział co robić – za dużo wyboru i kombinacji nie tam ma.

Czy poleciłbym tę grę? Pewnie zwolennikom gier kooperacyjnych mogłaby przypaść do gustu, jako tytuł dość lekki – takie rodzinne granie, gdzie nikt nie będzie cierpiał z powodu przegranej. Zwolennicy rywalizacji, planowania, optymalizacji i „dymiącej czachy” raczej nie będą zadowoleni.

Tak czy inaczej dziękuję Mikołajowi, bo mogłem przetestować nową grę. Na razie jednak wrzuciłem na MH23 i zobaczymy czy na coś nie wymienię.

Share

Comments 2

  1. Dorzucę kilka słów. Nam gra się spodobała, choć zapału wystarczyło na 7 rozgrywek. Jak dla mnie za płytka, za prosta, zbyt powtarzalna i pomimo tego, że lubię kooperację, to jakoś nie czułem głębokiej atmosfery współpracy. No i faktycznie oprócz grafiki klimatu brak. Dzieciaki zawsze czekały z napięciem na kartę podnoszenia poziomu wody i to był ciekawy element gry.

  2. Post
    Author

    Moja przygoda z Zakazaną Wyspą właśnie się zakończyła, jako że poszła na wymianę MH. Mam nadzieję, że się spodoba.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *