Po raz trzeci przygotowałem swoją listę top 10 gier wszechczasów (oczywiście spośród wszystkich, w które udało mi się dotąd zagrać), będącą jednocześnie swego rodzaju podsumowaniem mojego planszówkowego roku 2015. Czasu na granie udało się znaleźć więcej, choć oczywiście nie tyle ile bym chciał. W pewien sposób zdywersyfikowałem moje planszowe grupy, dzięki czemu nie uzależniłem się tylko od jednej. Ma to wady i zalety, ale na pewno można więcej pograć. Wydarzeniem planszowym roku był dla mnie wyjazd do Essen, gdzie przez 4 dni nie robiłem nic innego niż granie w gry, oglądanie gier, kupowanie gier i rozmawianie o grach.
Koniec przynudzania wstępem, czas na listę.
10 – YINSH
W YINSHa grałem w zeszłym roku najwięcej, bo 40 razy. W ogóle jest to jedna z tych gier, w które grałem najwięcej razy. Zasad ma na 3 minuty tłumaczenia, ale jest tam mnóstwo głębi. Dzięki temu można ją łatwo pokazać na co dzień niegrającym, chociaż doświadczenie zdecydowanie daje tutaj przewagę. Najczęściej grałem z konkubiną, ale w sumie mierzyłem się z sześcioma przeciwnikami. Ostatnio także z tatą, co jest nieoczekiwanym ale radosnym osiągnięciem. Pierwszą interesującą cechą Yinsha jest to, że każdy rywal gra nieco inaczej i to od razu czuć. Ponadto gra wchodzi na kolejne poziomy wraz z kolejnymi partiami. Na początku po prostu próbujemy ułożyć swoje pięć krążków w rzędzie, ale im dalej, tym nasze plany stają się bardziej złożone, a na planszy zaczynają zastawiać zmyślne pułapki. YINSH to znakomita gra abstrakcyjna, która może i wypadnie z czasem z mojego top10, ale na pewno nie zniknie z mojej kolekcji.
9 – Small World
Ostatnio rzadziej trafia na stół, ale kiedy to się już zdarzy, wszyscy świetnie się przy niej bawią. Ciągle czekam na wykorzystanie planszy dla 6 osób, ale zebranie takiej grupy obecnie graniczy z cudem.
8 – Lancaster
Lancaster to worker placement, w którym sporo się dzieje. Pozyskujemy wpływy angielskiej arystokracji, przepychamy się z rycerzami przeciwników pomagając sobie w tym giermkami, rozbudowujemy swoje zamki, uczestniczymy w wojnach z Francją, a co rundę zbieramy się w parlamencie, żeby głosować za nowymi prawami. I to wszystko trwa około godziny. Temat nie jest idealnie powiązany z mechaniką, ale w miarę trzyma się kupy, a ładna oprawa graficzna mu w tym pomaga. Lubię gry, które nie są wielkimi kolubrynami, a jednocześnie po grze czuć, że zagrało się w poważny tytuł. Lancaster właśnie taki jest.
7 – Automania
Automania to gra, w którą mogę zagrać z każdym. Zarówno z planszówkowym wyjadaczem, jak i tak zwanym człowiekiem z ulicy i obie grupy, nawet wymieszane ze sobą, bardzo dobrze spędzą czas przy tym tytule. Zasady są proste i częściowo ściśle powiązane z tematyką gry, choć pozyskiwanie kafelków do fabryki jest mocno abstrakcyjne. Nie ma tu jednej drogi do zwycięstwa. Oczywiście trzeba produkować jak najlepsze samochody, ale można rozbudowywać się na różne sposoby, koncentrować np. tylko na jednym rodzaju pojazdów, próbować być uniwersalnym , albo skupić się głównie na kontraktach. Automania działa bardzo dobrze od 2 do 4 graczy i jest to Essenowy zakup, który najmocniej zakorzeni się w mojej kolekcji.
6 – 7 Cudów świata
Podobnie jak Small World, 7 Cudów ostatnio rzadziej pojawia się na stole, ale gdy to już się stanie, przypominam sobie jak dobra to jest gra. O tym tytule już tutaj pisałem, więc nie chcę się powtarzać. Dodam tylko, że jeśli grasz ze mną w 7 Cudów możesz się nie martwić o wojny – niemal nigdy nie idę w militaria.
5 – Summoner Wars
To jest gra, która zajmowała pierwsze miejsce moich dwóch rankingów z poprzednich lat. Kiedyś jednak musiała spaść, ale nadal bardzo ją lubię. W 2015 ten tytuł trochę odpuściłem. Kupiłem zimą nowego Master Seta, zagraliśmy każdą z nowych talii i tyle. Dopiero pod koniec roku wziąłem udział w dwóch turniejach w Planszomanii i nadrobiłem zaległości. Szedłem tam z pewnymi obawami, że gdy niechcący krzywo potasuję karty, albo spadnie mi kość ze stołu, moi przeciwnicy będą wołać sędziego i żądać mojej dyskwalifikacji. Ale okazało się, że poza drobnymi nieznaczącymi epizodami było bardzo sympatycznie. Okazało się również, że nawet w miarę sobie radzę w tę grę. W tym roku także planuję wziąć udział w paru z nich, jeśli będę miał okazję, więc być może będziemy mogli się tam spotkać.
4 – Tzolk’in: Kalendarz Majów
Tzolk’in nie jest taki straszny jak go malują. Pamiętam, że przy pierwszej rozgrywce miałem pewne problemy, żeby nadążyć za kręcącymi się kołami i jakkolwiek dopasować do nich swoje plany. Po pewnym czasie okazało się, że mimo dość sporego ciężaru, jest to gra, która idzie bardzo sprawnie przy graczach mniej więcej wiedzących co robią i można spokojnie zagrać partię w 90 minut. Poza tym gra bardzo dobrze działa od 2 do 4 graczy (na 5 nie próbowałem). Tematyka gry – ważny element dla mnie – choć dosyć cienka, jest bardzo spójna i atrakcyjnie podana. Unikalne zdolności plemion z dodatku to kolejna zaleta. Tzolk’ina specjalnie przedstawiać nie muszę, więc i nie będę tego robić. Bardzo go lubię, jednak w przeciwieństwie do Summoner Wars w turnieju raczej nie odważyłbym się wystąpić.
3 – El Grande
Na okładce jest bohomaz z koniem i dwoma smutnymi panami, którzy wyglądają jakby chcieli znaleźć się gdzie indziej (chociaż pieszy pan na okładce wersji Big Box zyskał lekki uśmiech). Brunatna plansza z torem punktów bez punktów nie zapowiada mocnych wrażeń, a wręcz można by spodziewać się nudy. Tymczasem jest dynamicznie i emocjonująco. Na planszy nieustannie coś się dzieje i co chwila przepychamy się z innymi graczami, żeby wygrywać w poszczególnych regionach przynajmniej na najbliższym liczeniu punktów. Ze względu na zmieniające się co rundę karty akcji, nie możemy odpowiedzieć prostą kontrą, co wymusza dostosowywanie się do sytuacji na bieżąco, ale trzeba dołożyć do tego też sporo całościowej strategii. Zasady są proste i eleganckie, a skoro po 20 latach od premiery El Grande bez problemu wytrzymuje bezpośrednie porównanie ze współczesnymi grami, za kolejne 20 też sobie świetnie poradzi.
2- Pandemia/Pandemia Legacy
W niejednej liście top 10 zastosowano to oszustwo, więc nie czuję specjalnych wyrzutów sumienia umieszczając dwa tytuły na jednej pozycji. O oryginalnej Pandemii już tutaj pisałem. Dodam, że niedawno wszedłem w posiadanie dodatku Laboratorium i wygląda na to, że ulepszył on już i tak znakomitą grę. W Legacy wciąż gramy, jesteśmy po zwycięskim kwietniu (udało się naprawdę ledwo ledwo). Dodanie do najlepszej kooperacji fabuły wyniosło tę grę na nowy poziom, chociaż widzę, że po zakończeniu 12 miesięcy nadal bardzo chętnie będę wracać do podstawki z dodatkami. Sezon 1 i ogromny sukces Legacy oznacza, że na pewno pojawi się Sezon 2. Czy już w Essen? Nie mam pojęcia. Kto wie, może teraz co roku będzie wychodzić nowy sezon Pandemii? Jestem bardzo ciekaw, co w nim jeszcze wymyślą, bo mam obawy, że autorzy mogli wyprztykać się z pomysłów. Zapewne się mylę.
1 – Five Tribes
Widziałem recenzje, czytałem świetne opinie, ale jakoś nie byłem przekonany. W końcu zagrałem w Essen i po pierwszej rozgrywce od razu chciałem grać jeszcze raz. Temat gry jest dosyć przyszywany, ale cała oprawa graficzna jest bardzo spójna, a rysunki dżinów to jedne z najlepszych grafik jakie widziałem w grach planszowych w ogóle. W Five Tribes jest mnóstwo dróg do zwycięstwa, a dodatek jest z tych, które lubię najbardziej – więcej dobrego. Na każdym spotkaniu planszówkowym mam ochotę rozsypywać meeple po kafelkach, chociaż niestety czasem moje sugestie bywają ignorowane. Gra ma jednak jedną, dosyć sporą wadę. Nie posiadam jej. Jest to chyba jedyna gra, którą chciałbym mieć, mimo że jest w na półce osoby z mojej najbliższej grupy planszówkowej. Chętnie wyrwałbym ją na mathandlu, ale jeśli dobrze kojarzę, chyba tylko raz się tam pojawiła. Co też świadczy o tym, jak bardzo ludzie ją cenią.
Podsumowanie
To był dla mnie dobry planszowy rok . Lepszy od poprzedniego, intensywniejszy no i spuentowany wyjazdem do Essen. Chyba już mogę powiedzieć, że wyklarował mi się planszowy gust i wiem co lubię. Wciąż mam mnóstwo do nadrobienia, ale bardzo solidne podstawy zdołałem poznać. Planuję nawet wpis na ten temat w związku z pewnym jubileuszem, ale o tym kiedy indziej.
Na koniec dodam, że gdyby nie nasze megagranie świąteczne, Mage Knight byłby murowanym kandydatem do top 10, ale niestety wyleciał z niego z hukiem. Może i dobrze, bo przestałem mieć wyrzuty sumienia, że tak rzadko udaje się w niego zagrać.
Comments 13
Segregując gry wg moich ocen na BGG pierwsza dyszka (jedenastka właściwie) wyszła mi tak:
1. Brass
2. Cywilizacja Poprzez Wieki
3. Steam
4. Zamki Burgundii
5. Puerto Rico
6. London
7. Wikingowie
8. – 11. Pret-a-Porter, K2, Magnum Sal z Murią, Ticket to Ride: UK & Pensylwania
Trochę mnie ta lista zaskakuje. Niby nie przepadam za euro-kombajnami najcięższego kalibru, ale właśnie takie gry oceniam najwyżej. Schizofrenia.
@kaszkiet
Z Twojej listy grałem tylko w karcianki ze środka stawki. 7 cudów mnie nie zachwyciło, ale też nie zirytowało, w odróżnieniu od SW. Nie rozumiem fenomenu tej gry. Nie pasuje mi temat, mechanika, wykonanie. Praktycznie nic mi nie odpowiada. Ale początkowo dokładnie tak samo oceniałem inną konfrontacyjną dwuosobówkę – Neuroshimę Hex. Gra MOracza po uważniejszym ograniu bardzo zyskała i teraz złego słowa o niej nie powiem. Być może z Summoner Wars byłoby podobnie
@kdsz – tak. SW zyskuje z każdą następną partią. im więcej wiesz co masz/przeciwnik ma w talii tym lepiej sie gra i tym szczegółowiej planujesz swoją strategię.
Nam Poprzez WIeki jakoś nie podzeszło. Czułem sie w niej jakbym biegł w błocie po kolana. Trzeba sie sążnie naprzesuwać tych kostek, zeby wybudowac 1 rzecz, a tury umykaja. Może coś źle gralismy, ale w skróconej grze nawet nie doszło do żadnych konfliktów i wyszedł megapasjans.
Author
Moim zdaniem siła Summoner Wars tkwi w prostych zasadach, które są równie prosto, ale w urozmaicony sposób modyfikowane przez zdolności na poszczególnych kartach. Znajomość kart swoich i przeciwnika oczywiście się przydaje, ale nie jest niezbędna. Fajnie, że nie ma takiego wysokiego progu wejścia jak np. Android Netrunner. Tutaj można zagrać także talią z pudełka i będzie to, mniej lub bardziej, ale konkurencyjny deck. Polecam.
Polecam też nadrobić El Grande jako absolutny klasyk, ewentualnie Pandemię, a także Five Tribes jako duży hit ostatnich lat, który jednak może nie każdemu się spodobać.
Co do tworzenia samej listy, to jest to bardziej odzwierciedlenie tego, w co najbardziej chcę obecnie grać, a niekoniecznie tylko posortowane malejąco oceny z BGG. Choć oczywiście trochę się to pokrywa.
Z Twojego topu, kdsz, ciężkich Wallace’ów trochę się obawiam, Feld mnie zniechęcił Bora Bora, a Puerto Rico czeka, aż zobaczę je u kogoś, bo jakoś nie ciągnie mnie do nabycia go. Mimo to, sądzę że znaleźlibyśmy coś fajnego do wspólnego pogrania :)
Five Tribes i Pandemica mam na wishliście i na bank sprawdzę. Kościany Pandemic zresztą bardzo mi się podoba. Koncepcja Legacy trafiła z kolei do przekonania mojej małżonce i mam podejrzenie graniczące z pewnością, że planowała kupić mi tę wersję gry pod choinkę. Na szczęście zainwestowała środki w Steam, ale co się odwlecze… Ale to bardziej gra dla niej, bo lubi te wszystkie współczesne amerykańskie seriale z zawiłą fabułą, atmosferą niepewności, mroczną muzyką i ciemnymi kadrami. Ja tego nie oglądam.
Z projektu Gipf grałem tylko w TZAAR w wersji tabletowej. Bardzo mi się podoba. Co ciekawe córka świetnie sobie radzi z tą grą, mimo, że pozornie TZAAR nie oferuje niczego ciekawego dla dzieciaków. Mała jednak czuje reguły i gra naprawdę skutecznie. Kiedyś się zaopatrzę w fizyczny egzemplarz, chociaż cena ~130zł za planszę i garść żetonów jest trochę nie za fajna.
Author
TZAAR jest na pierwszym miejscu listy gier projektu GIPF, które chciałbym poznać.
Mam jeszcze DVONNa, ale nie do końca mi podszedł. Druga połowa gry jest bardzo ciekawa, ale pierwsza to rozstawianie klikudziesięciu pionków na całej planszy i podobno czasem podczas tego rozstawiania można praktycznie wygrać grę, a jest to niejako samo przygotowanie do właściwej gry.
Gry GIPF trochę kosztują, to prawda, ale nie są to tak bardzo zaporowe ceny. Rzeczywiście jest tam tylko plansza i pionki, ale te pionki są wykonane z bardzo fajnego plastiku, robiącego wrażenie jakby niemal był jakimś rodzajem kamienia czy gliny i bardzo przyjemnie się nimi manipuluje.
Ja swoje kupiłem używane po 70 zł. Teraz seria wraca do dystrybucji, więc może i rynek używanych się uaktywni.
Ciekawa lista. U mnie wygląda to zgoła inaczej, ale przy ilości dostępnych planszówek ciężko żeby listy się pokrywały. Z Twojej listy kaszkiet na moim stole w ttm roku miałem tylko 3 tytuły: 7 cudów, Pandemię i Smallworld. Jednak u znajomych jeszcze udało mi się pograć w Tzolkina – tu zanim zaczęliśmy grać i słuchałem zasad to czułem, że będzie to gra, która na pewno mi się spodoba. Niestety jak zaczęło się przekręcanie kalendarza to po kilku rundach straciłem zapał. Nie wiem co jest w tej grze co mi nie podpasowało. Z jednej strony duży wybór akcji mi odpowiada z drugiej chyba sposób zmiany dostępnych akcji na kręgach jakoś do mnie nie przemówił. Nadal natomiast zastanawiam się nad Legacy, tylko sam przecież nie pogram :( jakoś na razie wątpię czy ktoś z towarzystwa podłapie zajawkę. Smallworld jest świetny, swego czasu męczyłem co non stop, ale później trochę się ograł. Nie mniej od czasu do czasu wracam do tego. Na razie zawsze grałem bez dodatków, wiec jeszcze mam możliwość odświeżenia.
Na pewno nie mogę powiedzieć, że wspomniane we wpisie gry znalazły się w moim TOP 10 2015, ale część z nich na pewno wysoko by zawędrowała u mnie. El Grande zdecydowany pewniak, ale czekam aż dziecię dorośnie do tego tytułu. Podoba mi się nie tylko mechanika, wieża, rodzaje akcji, ale też ta klimatyczna plansza, która wygląda jakby faktycznie powstała w średniowieczu. SmallWorld swego czasu męczyłem często, ale niestety niefortunnie już ich nie mam. Grywałem z dodatkiem Tales and Legends i bardzo ładnie się to łączyło. Miałem też ten dodatek z BGG Leaders of Small World, ale z nim rewelacji nie było. Pandemia dobrych kilka lat temu gościła na moim stole, ale nie była to wielka miłość, choć na pewno jest to jedna z lepszych kooperacji. W tej chwili np. próbujemy Zakazaną Wyspę też Leacocka – o tym w osobnym wpisie. Tzolkina grałem ze Stanley’em i mam bardzo podobne odczucia jak popitka. Zupełnie nie zaiskrzyło. 7 Cudów Świata na ten moment jest na pewno w TOP 10. Bardzo często ląduje na stole, w tej chwili z dodatkiem Liderów.
Kolejny raz gdzieś mi się przewija YINSH, muszę w końcu spróbować, jakoś unikałem takich logicznych gier ale Twój opis mnie zachęcił
Author
Fajnie!
Polecam przynajmniej spróbować. Żeby dodatkowo zachęcić napiszę jeszcze, że partia trwa średnio 20-30 minut, a nie 3 popołudnia jak szachy.
Nie jestem fanem gier abstrakcyjnych i zdecydowanie wolę gry z tematem. Ale czasem fajnie pograć w coś logicznego – na celowniku w tym gatunku mam jeszcze TZAAR, Duke i Kamisado.
Chyba nawet szykują się dodruki w tym roku, po ograniu iluś tam euro z doklejonym tematem taki Yinsh i jemu podobne wydaje się fajną perspektywą na pewno ląduje na radarze, poczytam o tych pozostałych tytułach, żeby sprawdzić, który tytuł na początek może być ciekawszy.
Posiadacze telefonu z androidem mogą wypróbować TZAAR za darmo. Malutka aplikacja z grą dostępna jest w sklepie play pod nazwą DroidTZ.
Z ciekawości zainstalowałem. Jakoś po raz kolejny udowodniłem przed samym sobą, że takie gry mi nie leżą. Niestety, ale potrzebuję, aby gra przykuła moje oko i pobudziła wyobraźnię. Przynajmniej ostatnio mam taką potrzebę.
Author
Też miałem przez chwilę tę aplikację. Ona pozwala poznać zasady gry, ale mam z nią dwa problemy.
Wygląda słabo – plansza TZAARa, choć prosta, jest atrakcyjna, szczególnie z tymi rewelacyjnymi pionami, którymi charakteryzuje się cały projekt GIPF.
Poza tym aplikacja gra albo na niskim poziomie, albo bardzo długo się zastanawia. I gra schematycznie, a urok tych gier polega na tym, żeby w ramach tych 4 zasad na krzyż zaskakiwać przeciwnika. Nie mówię, że na pewno takie gry Ci się spodobają, ale być może przetestowanie jednej aplikacji nie jest wystarczające do wyrobienia sobie pełnej opinii.