„Każdy może tworzyć byle co i ma prawo być z tego zadowolonym”

kdsz Pierwsze wrażenie, Recenzje 3 Komentarzy

No Gravatar

„Wolałabym zagrać w coś co już znam”. To fraza tyleż złowroga co oswojona. Towarzyszy każdej próbie rozfoliowania nowej gry. Jestem więc na nią mentalnie przygotowany i potrafię się bronić. Okazuje się, że w życiu planszoholików są również sytuacje stawiające przed nami wyzwania zupełnie nowego typu. „O Witkacy! Naprawdę jest taka gra? A czytałeś już instrukcję? No to dawaj, gramy!”.

IMG_20160114_061346

Jak skutecznie poradzić sobie z takim entuzjazmem? Przede wszystkim nie należy studzić zapału, tylko kuć żelazo póki gorące. Jako (w teorii) głowa rodziny stanąłem na wysokości zadania. Instrukcję rzeczywiście przeczytałem wcześniej. Jej lektura to dobre pięć-sześć minut wyjętych z życiorysu. I zagraliśmy. Później zagraliśmy jeszcze raz. I jeszcze raz. I nie było „zmęczenia”, „bolącej głowy”, „jedenastej wieczorem” czy „najnowszego odcinka drugiego sezonu”. Temat okazał się na tyle zachęcający, że po prostu nie było niczego.

Ale dlaczego gra tak się nam spodobała? Żonie humanistce bardzo przypasował temat, a i dla mnie niecodzienny motyw przewodni okazał się ciekawy. Ale sam temat to za mało, żeby zainteresować się grą na dłużej niż kilka partii. Myślę, że sukces „Witkacego” w moim domu bierze się z przytulnej, miłej atmosfery unoszącej się nad stołem podczas gry. Układanie kart jest zaskakująco angażujące, dające satysfakcję i nie wprowadza atmosfery rywalizacji. Przyjemność z rozwiązywania logicznej łamigłówki jest celem samym w sobie, a sprawa zwycięstwa okazuje się zupełnie trzeciorzędna. Po jednej z partii zastanawialiśmy się nawet, czy jest sens podliczania punktów (zrobiliśmy to pro forma). Wiem, że granie bez silnie zarysowanego aspektu rywalizacyjnego będzie nie do przyjęcia dla wielu graczy, ale nam to nie przeszkadza. Gramy na pełnym luzie, pokojowo, bez podbierania kart i wykorzystywania żetonów akcji, wprowadzających elementy negatywnej interakcji.

Unikalny klimat i lekkość rozgrywki to nie jedyne fajne cechy „Witkacego”. Pozytywnie oceniam również przystępność reguł, które są czytelne nawet dla dzieciaków. Czy można sobie wyobrazić łatwiejszy przebieg rundy: dobierz kartę, zagraj kartę? Jednak aspekt łamigłówkowy powoduje, że gra nie nadaje się dla maluchów i minimalny wiek podany na pudełku (6+) wydaje mi się mocno zaniżony.

IMG_20160114_061745

Bez wątpienia zaletą „Witkacego” jest też krótki czas rozgrywki. Trzeba się naprawdę bardzo postarać, by złamać barierę pudełkowych 30 minut. To jest możliwe wyłącznie w gronie totalnych zamulaczy. Nam pojedyncze partie zabierały około kwadransa. Nie ma więc problemu ze znalezieniem czasu na grę. Zagrać można zawsze.

Ale nie wszędzie. Mimo kompaktowego wydania „Witkacy” nie sprawdzi się w warunkach plenerowych. Obrazy układamy z kart w dużym formacie, zbliżonym do Dixita, przez co gra zajmuje dużo miejsca. Nasz stół jest średniej wielkości i w dwie osoby spokojnie się mieścimy, ale nie wyobrażam sobie grania w pełnym czteroosobowym składzie. Chyba że na podłodze. A grania na podłodze też sobie nie wyobrażam.

Przyczepię się jeszcze do aspektu pamięciowego, niestety obecnego w „Witkacym”. Lata planszowania z maluchami wyczerpały moje zasoby tolerancji dla elementów memory w grach. Nie jaram się nadmiernie faktem, że osoba obdarzona lepszą umiejętnością zapamiętywania ma przewagę nad przeciwnikiem. W „Witkacym” taki przysłowiowy Rain Man ma szerszą informację dotyczącą treści kart do dobrania, co mnie strasznie uwiera. Przyznaję bez bicia, że w naszych partiach oglądaliśmy karty na prawo i lewo, świadomie naginając oryginalne reguły w celu podniesienia przyjemności z gry.

Planszówkowi celebryci Ciuniek i Windziarz, współautorzy rewelacyjnego podcastu Gradanie ZnadPlanszy, bardzo udanie zadebiutowali w gronie projektantów gier planszowych. Zadali tym samym kłam zasadzie „kto dużo gada, ten mało robi” ;-). Na pewno ich kolejne produkcje (o ile takie się pojawią) z automatu trafią na mój celownik. Bacznie będę się też przyglądał kolejnym propozycjom wypuszczanym przez Bomba Games. Wydawnictwo specjalizuje się w tytułach o średnim ciężarze, każdorazowo świetnie dopracowanych pod względem wizualnym, co bardzo mi pasuje.

Share

Comments 3

  1. Pierwsze co jak ujrzałem w którymś sklepie przecenioną grę to skojarzyłem z Dixitem, ale nie podjąłem wyzwania zainteresowania się tytułem. Drugą jednak myślą było to jak powstawały obrazy Witkacego i czego używał podczas ich tworzenia. Jeśli klimat jaki mu towarzyszył podczas malowania jest odczuwalny w grze to musi być niezła psychodela :)
    W Twoim wpisie jednak najbardziej mi się spodobała część wstępna „Wolałabym zagrać w coś co już znam”. Dałem do przeczytania „tej co lubi grać w coś co już zna”, żeby nie było, że to tylko ja bombarduję nowymi grami. Dzięki za wsparcie :)

  2. Grałem u znajomych. Bardziej z ciekawości niż chęci bo to zupełnie nie moje klimaty. Witkacy i te jego portrety nie przemawiają do mnie, ale to po prostu nie trafia w mój gust. To było pierwszą rzeczą, która głównie wpłynęła na mój negatywny odbiór. Druga to ten element memo, o którym wspomina kdsz. Po prostu słabo mi idzie zapamiętywanie :)

  3. Post
    Author

    @mars
    Już same portrety są odjechane, a mozaika z nich stworzona to już w ogóle… Witkiewiczowska Czysta Forma po prostu! Jednak oprawa graficzna nie przekłada się raczej na psychodeliczne odczucia podczas partii. Witkacy to odprężająca układanka z niecodzienną mechaniką. Potrzebowałem takiej gry w swojej kolekcji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *