Potężne świąteczne granie

kaszkiet Ogólne, Rozgrywki 8 Komentarzy

No Gravatar

Zbieraliśmy się chyba kwartał. W końcu jednak, przy okazji Świąt, udało się nam spotkać na cały dzień grania. Byli Majkos, Radek i ja, a więc zgrana ekipa m.in. od Pandemic Legacy, który jak się złożyło, został w domu. Swoją drogą do cyklu o Legacy mam zamiar powrócić, ale po pierwsze mamy teraz przerwę (po zwycięskim marcu), a po drugie muszę przemyśleć formę cyklu, bo dalsze bezspojlerowe relacje trochę już mijają się z celem. Wracając jednak do naszego mini maratonu…

Tamtego dnia nie robiłem zdjęć, więc pyknąłem teraz Teslę ze Steampunk Rally, żeby była ilustracja wpisu.

Tamtego dnia nie robiłem zdjęć, więc pyknąłem teraz Teslę ze Steampunk Rally, żeby wpis miał ilustrację.

…rozpoczęliśmy we 2, bez Majkosa, który wyprowadzał psa, czy coś, od Magic: the Gathering – Arena of the Planeswalkers, czyli planszowego MtG. Mieliśmy już z nim do czynienia w Essen, ale przesympatyczna Brytyjka, która wówczas zagrała z nami 2 na 2 i tłumaczyła zasady, miała o nich dość nikłe pojęcie. I tym razem nie obyło się bez wpadek, ale ta rozgrywka była już bliższa zamierzeniom autorów. Grało się fajnie, przegrałem (oczywiście przez źle wytłumaczone zasady), chyba ciekawiej jest jednak 2 na 2, bo przy grze dwuosobowej rozgrywka trochę się sprowadza do tego, że biegniemy na siebie i zaczynamy się naparzać wszystkim co mamy. Co w zasadzie nie jest specjalnym zarzutem w stosunku do tej gry. Na pewno będziemy jeszcze w to grali, bo wszystkim się podoba.

Drugą pozycją było Five Tribes z dodatkiem. Poszedłem mocno w fioletowe pionki z dodatku i zająłem ostatnie miejsce z dość znaczną stratą (Majkos 222, Radek 191, ja 171). Five Tribes to gra, o której oczywiście słyszałem wcześniej i oglądałem recenzje, które mnie umiarkowanie zainteresowały. Ale gdy w końcu zagrałem (to nie była pierwsza rozgrywka), z miejsca bardzo ją polubiłem. Jak bardzo? To się okaże wkrótce, gdy opublikuję swoje coroczne top 10 gier wszechczasów – na pewno stanie się to w styczniu.

Na trzeci ogień poszło świeżo dostarczone pod choinkę przez Portal Pośród Gwiazd. Ponieważ nie grałem w to wcześniej, na stół trafiła sama podstawka, bez Ambasadorów. No i powiem, że nieco się rozczarowałem. Gra działa jak najbardziej poprawnie, ale nie jest niczym specjalnym. Brakowało mi poczucia rozwoju wraz z kolejnymi rundami – ciągle zagrywaliśmy karty z tego samego zestawu (inaczej niż w 7 Cudach, gdzie są ery z różnymi kartami), a same karty nie miały zbyt ciekawych efektów. Tutaj bonus za każdą czerwoną, a tam za odległość od reaktora, czy sąsiadujące zielone. Jak dla mnie o niebo lepsze jest 7 Cudów Świata, jeśli chodzi o draft i wykładanie kart do swojego miasta, a Suburbia jeśli mamy rozmieszczać karty/kafelki w jakimś układzie przestrzennym i odpalać ich efekty. Pośród Gwiazd jest dla mnie tylko OK i zastanawiam się czy rozfoliowywać Ambasadorów, czy pchać na mathandel (już w styczniu rusza, a ten poświąteczny jest zawsze najlepszy – polecam!).

Kolejną grą byli Awanturnicy, czyli radosne bieganie za skarbami po azteckiej świątyni. Awanturników kiedyś miałem. Później wymieniłem ich na mathandlu, bo przyjąłem, że podobną rolę w kolekcji spełni King of Tokyo. W międzyczasie jednak KoT mi się znudziło i też je wymieniłem, a za jakiś czas pozyskałem z powrotem Awanturników. I stwierdzam, że było warto. Gra bardzo fajnie wygląda, jest szybka (no chyba, że trafi się na myśliciela optymalizatora – ale granie w ten sposób w ten tytuł mija się z celem) i zabawna.  Majkos zginął dwa razy – raz pod głazem, a później niemal natychmiastowo w lawie. Rzeki nawet nie powąchał. Wygrałem potężnie 23-13-0.

Następny był Mage Knight. Czy cieszę się, że w niego zagraliśmy? Tak – celnym argumentem za nim było, że jak nie teraz to nie wiadomo kiedy. Czy podobało mi się? Niespecjalnie. Nie był to nasz debiut w tę grę i poprzednie razy, choć długie i wymagające, były jednocześnie satysfakcjonujące. Jednak tym razem wyszła potężna, jak dla mnie, wada tej gry. Jak się wylosują ciężkie początkowe kafelki terenu, a przy okazji startowa ręka będzie cienka pod względem kart ruchu, gra staje się bardzo mozolna, powolna i po prostu nieciekawa. Wymęczyłem się. W którymś momencie Majkos przez kilka tur stał w klasztorze, do którego też chciałem zawitać, ale sam nie miał dokąd pójść (graliśmy bez atakowania się wzajemnie). To była taka partia, którą miałem ochotę przerwać, ale nie zaproponowałem tego, bo przecież rozkładaliśmy grę 15 minut, a wcześniej przekładaliśmy granie w nią ze 4 razy. Mage Knight miał z łatwością wejść do mojego obecnego top 10, ale spadł z niego z wielkim hukiem. Nie wiem jaka będzie przyszłość tego tytułu w mojej kolekcji, być może czasem zagram solo, ale na razie łączą nas chłodniejsze stosunki i nie mam ochoty. Graliśmy w scenariusz wyzwolenie kopalń i generalnie przegraliśmy, ale dosyć tradycyjnie zwycięzcą pośród przegranych był Radek, Majkos blisko za nim, a ja na szarym końcu (78-74-64).
Z perspektywy czasu wolałbym w miejsce tych ok. 3 godzin wrzucić np. Tzolkina i innego podobnej ciężkości eurasa, ale być może to był najlepszy moment, żeby zweryfikować przydatność MK w naszej grupie.

Nie powiem, trochę nas zmuliło, więc przyszedł czas na coś lżejszego. Padło na Carcassonne South Seas i ten wybór okazał się bardzo dobry. Szybciutka (20 minut może), bardzo ładna wersja Carcassonne z ciekawszym punktowaniem i genialną w swojej prostocie możliwością wycofania ludka z planszy, który nie musi teraz jak kołek stać całą grę w jakiejś niemożliwej do ukończenia metropolii(czy też w tej wersji – wyspie). Swego czasu przedawkowałem obładowane dodatkami tradycyjne Carcassonne, które przez to ciągnęło się w nieskończoność, a ta wersja była na to znakomitą odtrutką. Zremisowałem z Radkiem, a Majkos był trzeci 32-32-30.

Wciąż z cięższymi głowami po Mage Knight’cie wybraliśmy grę nieco dłuższą, ale niewiele bardziej skomplikowaną od South Seas – Nexus Ops. Naparzaliśmy się na planszy aż miło! To jest taka gra, jaką oczekiwałem, że będzie rozczarowujący Kemet. Zazwyczaj, jeśli słabo mi idzie w jakąś grę, nie przeszkadza mi to czerpać z niej przyjemności – w Kemecie czuję się jakbym w zalanych betonem kaloszach brodził po grzęzawisku. Natomiast w Nexus Ops co chwila zdarzały się radosne starcia z wcale nieoczywistymi rozstrzygnięciami. To jest taka gra, że wjeżdżamy sobie co chwila na chatę i niszczymy 2/3 armii, ale trudno mieć o to do kogokolwiek pretensje – tak się w Nexus Ops po prostu gra i to jest super. Byłem bardzo bliski zwycięstwa, ale Majkos w końcu mnie przegonił 8-7-4.

Radek musiał gdzieś zadzwonić, więc szybko z Majkosem zagraliśmy w Poprzez Wieki – 18kartową grę draftową od Portalu. Fajna, szybka, sprytna, choć po pierwszym zafascynowaniu entuzjazm nieco mi zmalał. Niemniej, gra się przyjemnie i warto mieć taką szybką grę w kolekcji. Majkos mnie w ostatniej rundzie załatwił potężnym combem i mimo, że po drugiej jeszcze wygrywałem, ostatecznie przegrałem 67-45.

Później nadszedł czas na moją jedyną, jak dotąd, grę z Kickstartera, czyli Steampunk Rally. Fajnie się w to gra, bardzo ładnie wygląda, chociaż trochę każdy sobie układa pasjans, a zdarzają się momenty, w których nie do końca wiadomo jak rozstrzygnąć jednocześnie zagrywane karty. Ponownie wygrał Marek, Radek był drugi, a ja ostatni.

Za każdym razem gdy padało pytanie „to w co teraz gramy?”, odpowiadałem – w Five Tribes. No i w końcu zagraliśmy ponownie. Tym razem przypuściłem szerszą strategię uwzględniając lubiane przeze mnie zielone karty towarów, co przyniosło przekonujące zwycięstwo 232-186(Majkos)-158(Radek).

Nasze siły się wyczerpywały, więc postanowiliśmy zakończyć dzień (który stał się w międzyczasie nocą) czymś lekkim, bez potrzeby tłumaczenia zasad. Padło więc na Carcassonne South Seas. Rezultat poprzedniej rozgrywki mógł wskazywać na to, że nieważne co się gra, wyniki będą zbliżone. Otóż nie. 40(ja)-21(Radek)-15(Majkos) zadaje temu kłam. Naprawdę bardzo polubiłem tę wersję Carcassonne – świetna zarówno jako przerywnik, gra na rozejście się, ale i wprowadzenie w planszówki kogoś niegrającego. Podpowiem, że dostępna jest wersja skandynawska za połowę ceny wersji angielskiej. Angielska instrukcja jest dostępna w sieci, a gra jest niezależna językowo.

Podsumowując ten dzień, mogę go uznać za niezwykle udany, nawet pomimo pewnej wtopy z Mage Knightem. Być może też w ogóle na tego rodzaju przedsięwzięcia nie warto wybierać gier trwających 3 godziny, chyba że wszyscy są pewni, że będzie świetnie się grało w dany długi tytuł.

Jeśli tylko jesteście sobie w stanie zorganizować tego rodzaju granie (a nie jest to łatwe, o czym sam się przekonałem), zdecydowanie polecam. Moim zdaniem ważne, żeby nastawić się tylko na to i usunąć potencjalne rozpraszacze, a jednocześnie nie spinać się na wyciśnięcie z takiego dnia niewiadomo czego. Jeśli rzeczywiście pogramy te naście godzin, to zapewniam, że będzie dobrze.

Share

Comments 8

  1. Ja cię! Ale się nagraliście! Szacun i zazdrość! :) Mi też czasem zdarzają się dni spędzone w większości na planszówkach (w dwuosobowym gronie, z żoną), ale aż tylu tytułów to chyba nigdy nie rozegraliśmy jednego dnia. Tym bardziej, że niektóre takie długie (jak Mage Knight, który zresztą już zniknął z naszej kolekcji głównie dlatego, że jest jak dla nas o wiele za długi). Z gier, o których piszesz, też uwielbiamy Five Tribes. Za to mamy odmienne zdanie odnośnie Carcassonne z maksymalną liczbą dodatków – mamy ich z osiem i bardzo lubimy taką grę (przy czym gramy bez kilku najbardziej upierdliwych zasad, np. bez smoka i wróżki, bez szop). Wyrabiamy się w godzinę.
    Pozdrawiam i dzięki za inspirujący wpis! :)

  2. Post
    Author

    Prawdopodobnie graliśmy w Carcassonne ze złą osobą, a także w zbyt wiele osób na raz i partia potrafiła się ciągnąć ze 2 godziny, albo i dłużej. Jak na grę, w której w każdej turze robi się z grubsza to samo, było to zdecydowanie za długo. Klasycznego Carcassonne się pozbyłem, a gdybym je miał, prawdopodobnie ograniczyłbym liczbę używanych na raz dodatków. Natomiast South Seas (które jest Majkosa) zachęciło mnie, żeby jeśli będzie okazja zainteresować się innymi wersjami, jak City, czy Gorączka Złota. Słyszałem natomiast złe opinie o New World, więc tę raczej sobie odpuszczę.

  3. Post
    Author

    Szacunkowo licząc w minutach:

    Mtg – 40
    Five Tribes – 60
    Pośród Gwiazd – 60
    Awanturnicy – 30
    Mage Knight – 180
    Carcassonne – 20
    Nexu Ops – 40
    Poprzez wieki – 15
    Steampunk Rally – 60
    Five Tribes – 60
    Carcassonne – 20

    Razem – 9 godzin 45 minut, ale tak jak napisał Majkos, były przerwy m.in. na jedzenie, a i coś mogłem źle oszacować, więc całościowo te 12-14 godzin mniej więcej wyszło, choć moim zdaniem do 14 raczej nie dociągnęliśmy.

  4. Szacunek Panowie za wytrwałość. Z Waszego zestawienia miałem okazję pograć w Mage Knight, Nexu Ops oraz Magic: the Gathering – Arena of the Planeswalkers i przyznam, że MTG mi najbardziej podeszła. Czas rozgrywki oraz zabawa podczas gry jest jak najbardziej na plus i spełnia moje oczekiwania.

  5. Też mam ostatnio fazę na planszówkę Magica:) Grałam w większość wymienionych tu gier, uwielbiam planszówki i mogłabym przy nich spędzić każdą wolną chwilę:)

  6. Też miałam okazję grać w MTG Arena of the planeswalers, fajna gra, szczególnie na zimne wieczory ;). Powoli wypracowuję sobie strategię, fajnie się gra i dwie i w 4 osoby, najbardziej chyba lubię Nissę. Wg mnie instrukcja dobrze zrobiona, nawet mój nastoletni bratanek ogarnął o co chodzi więc nie może być tak źle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *