Patchwork – łatki, szmatki, guziki …

mars Recenzje 5 Komentarzy

No Gravatar

Będąc fanem gier Uwe Rosenberga nie mogłem przejść obojętnie obok ubiegłorocznej, jeszcze świeżej produkcji, którą przypadkiem zauważyłem w jednym ze sklepów internetowych.

patchwork

Oprócz autora parametry gry idealnie pasowały do profilu jaki poszukuję – musi być ciekawa i nadająca się do gry z ośmiolatką. No dobrze oglądając w necie nie wiedziałem czy będzie ciekawa, ale uznałem, że w końcu to Uwe. W tym przypadku okazało się, że rozgrywka przeznaczona jest dla dokładnie 2 osób (słownie dwóch). Jeśli miałbym kierować się samą tematyką to raczej nie miałbym tej gry na półce. Cóż bowiem może być ciekawego w układaniu patchworkowej planszy, korzystaniu z guzików i łataniu dziur? Dobrze, że w zestawie nie ma igły. Jednak w związku z dużym zaufaniem do Uwe gra pojawiła się w domu. Pudełeczko niewielkie, jak Agricola dwuosobowa albo Metropolia, a w nim dość skromna ilość elementów – 3 niewielkie plansze, pionek, 2 drewniane znaczniki, 5 pojedynczych łatek, 33 kolorowe łatki o różnych kolorach i kształtach oraz guziki.

patchwork

Dużo guzików.

patchwork - guziki

Oczywiście mamy też instrukcję, która jest bardzo krótka i przejrzysta. W 10 minut można na wszelki wypadek dwa razy na spokojnie przeczytać i zrozumieć bez problemu.

O co chodzi w grze? Każdy z graczy ma za zadanie stworzyć najlepszy patchwork czyli taki duży, ładny, kolorowy kawałek materiału z małych kawałeczków (a przynajmniej tak rozumiem ten mocno nieporęczny termin). Gracz w turze może albo kupić „kawałek materiału” za odpowiednią ilość guzików i stracić na to określoną ilość czasu albo dogonić znacznik czasu przeciwnika, pobierając odpowiednią ilość guzików z banku. No i właśnie ten czas jest tu według mnie kluczowym elementem powodującym, że gra nabiera jakiegokolwiek smaku. To dzięki temu gracze nie wykonują ruchów naprzemiennie, tylko zależnie od tego, kto i o ile pól został w tyle. Przykładowo jeśli jedna osoba jest o 3 pola do tyłu na torze czasu, to ma możliwość zakupu nawet kilku materiałów „kosztujących” w sumie 4 punkty czasu (lub więcej, tak żeby przeskoczyć drugiego gracza choć o jedno pole). Dzieje się tak ponieważ ruchy wykonuje zawsze ten gracz, który aktualnie został w tyle na polu czasu (tu widać trochę podobieństwa do np. Tinners’ Trail).

patchwork

Oprócz wydawania trzeba też zarabiać, a robi się to przekraczając odpowiednie punkty na torze czasowym zaznaczone guzikiem. Ilość przyznanych guzików natomiast zależy od tego, ile ich mamy na kawałkach materiału, ułożonych na własnej planszy.

Sposób wyboru materiału też jest rozwiązany w sposób prosty aczkolwiek skuteczny. Żetony materiału poukładane są wokół planszy czasu, a duży drewniany pionek wędruje zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Przesuwamy go maksymalnie o 3 miejsca i stawiamy przy materiale, który kupujemy i zabieramy układając na własnej planszy.

patchwork

Oczywiście każdy materiał musi się od razu znaleźć w ustawieniu końcowym, nie można później nic przestawiać.

Aby wygrać trzeba uzbierać jak najwięcej guzików a jednocześnie mieć jak najmniej wolnych miejsc na planszy. Takiej sytuacji jak niżej nigdy nie udało nam się osiągnąć, zawsze jakieś pola zostały puste. Zauważyłem jednak, że opłaca się bardziej zbierać jak najwięcej guzików, niż dążyć do zupełnego zapełnienia kosztem guzików. Przynajmniej tak nam wychodziło po kilku rozgrywkach.

patchwork

W trakcie gry można także wyłapać bonus w postaci żetonu wartego 7 guzików, a otrzymać go może ten, kto jako pierwszy zapełni w całości obszar 7 x 7 na własnej planszy.

patchwork

Wielką zaletą gry jest czas trwania. Rozgrywka jest bardzo szybka i trwa od 20 do 30 minut. Poziom trudności niby nie jest wysoki, ale kombinować można mądrym wyborem materiału odpowiednio dobieranym do czasu, jaki możemy wykorzystać. Pomino tego, że Patchwork ma ramy wiekowe podane od 8 lat, to spokojnie zda egzamin z młodszymi dziećmi nawet 6 latkami.

Gra jest ciekawa, szybka, przyjemna, ale niestety nie zapiera tchu, nie powoduje, że chce się natychmiast rozegrać kolejną partię. Może to przez ten Patchwork :) W każdym razie jak na mój gust to czegoś tu na pewno brakuje. Czy zawiodłem się na tym tytule Rosenberga? Nie – choć nie oczekiwałem też zbyt wiele po tej produkcji. Czy gra zostanie na półce? Dam jej jeszcze trochę czasu zanim to rozstrzygnę. Widać tu, że generalnie ważniejsza jest sama gra, niż to kto ją stworzył.

Nie zmienia to też faktu, że czekam nadal na wydanie Caverny przez Lacertę. Od roku w sumie czekam i trochę z rozbawieniem czytam tłumaczenia na stronie dlaczego to raz po razie nie udaje się wydrukować gry.

Share

Comments 5

  1. Ja Patchworka na pewno sprawdzę, bo lubię kameralne gry. Z tego też powodu nie za bardzo pasuje mi Uwe Rosenberg. Tradycyjne morze elementów w pudełku działa to na mnie trochę deprymująco, bo jest też często połączone z przydługim setupem. A tego po prostu nie akceptuję. Taki przykładowy Robinson, wprost uwielbiany przez moją córkę, w zasadzie nie ląduje na stole. Dwadzieścia minut rozkładania, dwadzieścia składania i pół godziny grania w super scenariusz dla maluchów „Wyspa skarbów”. Pfffffff

  2. Post
    Author

    Taki Robinson to byłoby coś. Na razie zaopatrzyłem się w At the gates of Loyang, więc lada dzień będę testował. A czy oprócz rozkładania/składania, które Ci nie pasują to gra jest warta rozważenia na rodzinne rozgrywki?

  3. Warto moim zdaniem. Jest przygoda, są zaskakujące zwroty akcji. Dla dzieci to super sprawa. Gra ma też elementy wychowawcze, bo wymaga dogadania się, kto przyjmuje na klatę kiepskie efekty czy podejmuje ryzykanckie akcje. Początkowo bardzo trudno mi się z córką kooperowało, ale z partii na partię trybiki kręciły się coraz lepiej.

    Portal udostępnia na swojej stronie scenariusz „Wyspa skarbów”, skierowany do dzieci, ale w taką przykładową „Jenny w potrzebie” też można zagrać, przy drobnych modyfikacjach poziomu trudności. Oczywiście dzieci same nie pograją, obsługą gry musi się zająć dorosły, bo Robinson to złożony tytuł.

  4. Post
    Author

    Czyli za jakiś czas nie wykluczam. Nie będę jednak wpadał ponownie w wir zakupowy. Najpierw to co mam muszę bardziej ograć i zdecydować czy coś nie musi wylecieć tak jak np. Martynique.

  5. Zgodnie ze złożoną deklaracją wreszcie zainwestowałem środki w Patchwork i po solidnym ograniu jestem gotów na kilka słów opinii.
    Generalnie nie przepadam za dużymi grami Rosenberga, męczą mnie i nie dają mi w zamian żadnej satysfakcji. Grając czuję się jakbym był w pracy, a po rozegranej partii jestem zwyczajnie zmęczony i przerażony perspektywą długiego pakowania gry do pudełka. Patchwork jest zupełnym przeciwieństwem. Gra jest przyjemna, szybka, odprężająca. Można sobie rozłożyć do kawki. Wydaje mi się, że nie oferuje jakiejś mega głębi, pewnie po kilkudziesięciu partiach wie się o niej wszystko, ale co z tego skoro jest przyjemna? Ja lubię gry kafelkowe, lubię przestrzenne planowanie i lubię kameralne tytuły na pół godzinki. Patchwork bardzo mi się podoba i w tej opinii nie jestem odosobniony w moim domu. Żałuję, że to gra tylko dla dwóch osób, bo chętnych do grania zwykle jest więcej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *