Planszówki w wersji elektronicznej coraz mocniej rozpychają się łokciami w naszym analogowym światku. Sporo gier można spróbować on-line, wiele tytułów ma swoje odpowiedniki w wersji na urządzenia mobilne. Wielcy wydawcy, jak Ravensburger, posiadają specjalne działy odpowiedzialne za przenoszenie gier planszowych do wirtualnego świata. Są również przypadki digitalizacji gier planszowych robione na własną rękę.
Kilka miesięcy temu wybuchła afera z grą Cywilizacja: Poprzez Wieki. Legendarna planszówka Vlaady Chvatila została przeniesiona na urządzenia mobilne bez zgody autora. Twórca wersji cyfrowej nie uznał za stosowne zapytać CGE o warunki tego przeniesienia. Nawet nie był łaskaw poinformować autora, że taka wersja powstała. Nie trzeba było długo czekać na reakcję. Aplikacja została usunięta ze sklepu Google Play, a Chvatil opublikował post na BGG potępiający tego typu praktyki. Wydawca wersji cyfrowej jeszcze raz podjął próbę umieszczenia swojego produktu w sklepie Play (pod inną nazwą!), jednak aplikacja szybko wyleciała w kosmos, jak sądzę na zawsze.
Podobną sytuację mieliśmy ostatnio w przypadku gry Splendor. Pojawiła się tabletowa wersja tego mega-suchara, tym razem dostępna za całkowitą darmochę. Niby nikt nie zarabia, więc z grubsza OK. Mnóstwo gier jest w ten sposób wypuszczanych, jak chociażby Blokus (pod nic-nie-mówiącą nazwą Blokish), czy wszelkie wariacje na temat Qwirkle. Z grą Prestige (cha cha!) sklep Play obszedł się jednak brutalnie. W kilka dni po opublikowaniu aplikacja przestała być dostępna.
I teraz pojawia się pytanie, na które nie bardzo znam odpowiedź. Jak dostępność wersji elektronicznej wpływa na sprzedaż fizycznych egzemplarzy gry?
Możliwość wypróbowania elektronicznej wersji może zachęcić do zakupu papierowej kopii. W moim przypadku tak to działa. Maquis i San Juan już posiadam, a TtA i Splendor na pewno wcześniej czy później zawitają na moją półkę. Bo zdecydowanie wyżej cenię sobie wersje fizyczne. Granie na tablecie jest dla mnie takie sobie i do końca mnie nie satysfakcjonuje.
Myślę również, że dostępność wersji elektronicznych gier to niezła forma promocji. Być może wielu graczy na świecie pierwszy raz usłyszało o Neuroshimie Hex dzięki znakomitej wersji tabletowej. Mogło to korzystnie wpłynąć na postrzeganie autora czy wydawcy i pozytywnie zadziałać w przypadku kolejnych tytułów.
Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że jest spora grupa osób, dla których planszówka na tablecie jest tak samo fajna jak przy stole. Może nawet fajniejsza, bo nie trzeba rozkładać i składać gry, można popykać on-line lub z AI i da się odpalić w tramwaju. Takie osoby w życiu nie kupią wersji fizycznej. Na nich wydawca traci kasę.
Może się też zdarzyć, że doznania związane z grą na tablecie będą zupełnie różne od tych przy prawdziwym stole. Dotyczy to chociażby gier z blefem, ale też osobistych preferencji graczy. Dla wielu liczy się klimat związany z kontaktem z żywym przeciwnikiem. Tablet tego przecież nie odda. Gra się mniej spodoba i w efekcie właściciel wersji elektronicznej nie nabędzie pudełka z fizycznym egzemplarzem gry.
Niezależnie od wszystkiego jestem zaskoczony, że pojawiają się wersje cyfrowe przygotowywane bez zgody wydawcy. To zachowanie wyjątkowo nieuczciwe, tak się po prostu nie robi. Szczególnie dotyczy to płatnych aplikacji. Takie portale jak Yucata.de czy BoardGameArena.com działają prężnie i prezentują wersje on-line całkiem współczesnych produkcji. Wszystkie za free. Wszystkie za zgodą wydawcy. Da się?
Comments 9
Czy aby na pewno Prestige jest niedostępny w sklepie google’a? Proszę o ponowne sprawdzenie.
https://play.google.com/store/apps/details?id=com.pgssoft.prestige.app
Author
To prawda, Prestige wrócił do sklepu Play.
Dla zainteresowanych podaję link do ciekawej dyskusji o wersji cyfrowej Splendoru na BGG:
https://boardgamegeek.com/geeklist/72020/item/3921995#item3921995
Moim zdaniem jak coś przeniesiemy z planszy w bity to nie powinniśmy mówić o planszówce na komputerze, tylko grze komputerowej. Czy jak mamy odwrotną sytuację to ktoś mówi, że to gra komputerowa na planszy, raczej nie. W momencie przeniesienia na inne medium pozostają tyko korzenie, ale grając na komórce gram w grę elektroniczną a nie planszową. Jedynym aspektem gier planszowych w wersjach elektronicznych, przemawiającym do mnie, jest możliwość przetestowania i nauczenia się mechaniki i zasad, choć nie korzystałem z tego nigdy.
Author
@mars
Generalnie się zgadzam z jednym zastrzeżeniem. Gry komputerowe na planszy to adaptacje, a planszówki w wersji on-line lub na urządzenia mobilne to w warstwie mechaniki wierne przeniesienie.
A ja muszę zgodzić się z Tobą.
Wyobrażam sobie natomiast jeszcze sytuację, gdzie wersję elektroniczną mógłbym nazwać quaziplanszówką. Weźmy na to stół interaktywny, powiedzmy takie 55″. W grze, gdzie wszystkie elementy mamy na planszy i nic nie „ukrywamy” przed przeciwnikiem, możemy śmiało w wersję elektroniczną zagrać i to wszyscy gracze na raz, przy jednym stole. Oczywiście trzeba mieć 10000 zł na stół, ale później jak gry darmowe to same oszczędności ;)
To ja tak trochę włożę kij w mrowisko i zapytam, czy gry planszowe (jako koncept mechaniczny) w ogóle podlegają pod prawa autorskie?
Stosownie do art. 1 ust. 2 z nr 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych:
„Ochroną objęty może być wyłącznie sposób wyrażenia; nie są objęte ochroną odkrycia, idee, procedury, metody i zasady działania oraz koncepcje matematyczne.” – i zasadniczo uznaje się, że odnosi się to również do np. zasad gier planszowych (z tego, co mi wiadomo, to takie założenia są przyjęte co najmniej w Europie, a może i w innych krajach – ale na ten moment nie mam czasu aż tak głęboko poszukać).
Nie wiem, jak to dokładnie przekłada się na praktykę (kojarzę, że Hasbro sądzi się z firmą, która stworzyła grę bliźniaczo podobną w zakresie zasad do M:TG), ale generalnie wydaje mi się, że w przypadku zrobienia gry na bazie takich samych zasad (ale z odmienną instrukcją, grafikami itp.) problem leżałby raczej w odbiorze społecznym, niż w problemie z prawami autorskimi.
Kiedyś interesowałem się tym tematem, ale jako że słabo jestem osadzony prawnie to po prostu czytałem po różnych forach i w większości informacje pokrywały się z tym co piszesz – nie da się objąć prawem autorskim albo też opatentować np. mechanikę gry. Może to być np. konkretna grafika, układ planszy ale nie najważniejsza część czyli można powiedzieć serce gry. Tylko pytanie ile przypadków może się trafić, że jakaś na prawdę dobra gra, którą ktoś chciałby skopiować, będzie warta tego ruchu. Dajmy na to taka Agricola – można skopiować wszystko i przerobić w jakiś sposób na temat gwiezdnych wojen, ale czy to np. odbierze klientów Agricoli. Często jest tak, że nieudane „podróby/kopie” skierowują ruch do oryginału.
Author
Wydaje mi się że Trzewiczkowie w podcaście 2Pionki wspominali, że podróbki Blokusa (do dostania na allegro za pięć dych) skutecznie zniechęciły Grannę do dodruków tej znakomitej gry. Wiadomo, że jest Eurobiznes, są niby-Jengi, ale generalnie jest to margines całego rynku. Nikt szanujący się nie kopiuje gier w 100%.
A odnośnie podróbek w wersji na urządzenia mobilne… Rzeczywiście po ukazaniu się TtA Chvatil napisał, że autorzy aplikacji wykorzystali lukę w ustawodawstwie, zezwalającą na skopiowanie mechaniki gry. Nie zrobili tego bezkarnie, bo jednak ich produkcja już dwukrotnie wypadała ze sklepu play. Dziś sprawdziłem, że od trzech tygodni znów jest dostępna… Tym razem za free :-). Dodatkowo na stronie producenta jest info, że gra wykorzystuje mechanikę gry stworzonej przez Vlaadę Chvatila. Brak jednak informacji o zgodzie autora :/
Jak już napisałem w tekście powyżej nie podobają mi się takie akcje. Jednocześnie nie jestem pewien czy to uderza w interes wydawcy. Dla wielu osób (na pewno dla mnie) możliwość wypróbowania gry na tablecie zwiększa szansę na zakup fizycznego egzemplarza.
Ja generalnie jak najbardziej nie popieram takiej działalności, ale jednak jest ona legalna (co na dłuższą metę ma sens, np. w przypadku szachów czy innych gier klasycznych – ale tu mamy jednak do czynienia ze zdecydowanie „dłuższą” metą ;)).