Pomimo braku czasu, z wielką chęcią postanowiłem opisać Metropolię – jeden z tytułów w serii gier japońskich.
Autorem jest Masao Suganuma – twórca gier, który oprócz metropolii nie ma na koncie zbyt wielu tytułów. W grze ponoć wcielamy się w burmistrza, który rozbudowuje swoje miasto tak, aby uzyskało miano metropolii. Dlaczego „ponoć”? Dlatego, że klimatu gry się nie wyczuwa, ale pomimo to jest to bardzo przyjemna i grywalna pozycja. Karty są ładne, kolorowe i skromne, w prosty sposób opisują swoje parametry czyli to ile kosztują, co nam dają i kiedy możemy z nich skorzystać. Już przy czytaniu zasad i pierwszej rozgrywce czułem się trochę jakbym grał w Osadników z Catanu. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to zupełnie inne gry, ale jednak. Jak dla mnie mechanizm rozgrywki jest bardzo mocno powiązany. W obu grach mamy kości, które decydują o tym, kto dostaje pieniądze (czy też różne surowce w przypadku Catanu). W Metropolii kupujemy kolejne karty, które później dają nam pieniądze, jeśli wyrzucimy na kościach (na początku 1 kości) liczbę przedstawioną na karcie. W Osadnikach natomiast kupujemy osady i miasta, które stoją na granicy pól o wartościach liczbowych od 2 do 12. Mechanizm bogacenia się jest więc bardzo podobny. Oczywiście jest więcej elementów uzupełniających wspomniany mechanizm, które powodują, że jest więcej różnic niż podobieństw. Losowość pozostaje ta sama – mamy może większy wpływ na wybór kart, których jest więcej. Tak jak nie cierpię gier losowych, w których mało zależy od nas, lub inaczej mówiąc zbyt duży ciężar gry opiera się na prawdopodobieństwie, tak ta gra bardzo mi się spodobała. Zasad nie będę przytaczał bo od tego macie bardzo krótką instrukcję. W jednym zdaniu: trzeba kupować karty tak, żeby dostać jak najwięcej pieniędzy, przy rzutach swoich bądź przeciwników.
Metropolię kupiłem oczywiście mając w głowie kto będzie grał – głównie Sofia ze mną, czasem też Gosia. Ostatnio poruszany był temat wieku opisywanego na pudełku – tę grę akurat Sofia dostała ostatnio pod choinkę, czyli dwa i pół miesiąca temu, kiedy to Sofia miała prawie równo 7.5 roku. Na tyle co ją znam to wiem, że spokojnie rok temu (o ile nie wcześniej) mogłaby w to grać.
Nauka zasad jest banalna a ułatwieniem to, że na każdej z kart wszystko jest czytelnie wyjaśnione. W ten sposób w zasadzie z marszu przystąpiliśmy do pierwszej dwuosobowej partyjki. Wersja dla 2 osób jest niestety najsłabsza. W przypadku większej ilości graczy jest trochę ciekawiej, ze względu na szersze możliwości zarobku. Czas 3 osobowej partyjki to około 30 minut co spowodowało, że jednak prawie codziennie udawało nam się zagrać.
Kupując grę dostajemy podstawowe 108 kart, a do tego kolejne 68 w postaci rozszerzenia Metropolia Plus (poniżej przykład jak to się z Filipciem da cokolwiek zrobić).
Pierwsze trzy partyjki zagraliśmy samą podstawką, ale dodatek bardzo kusił, więc szybko przerzuciliśmy się na wersję z plusem. Od tamtego czasu nie wróciliśmy ani razu do wersji podstawowej. Poniżej jedna z początkowych partyjek z dodatkiem. Kilka pierwszych rozgrywek kupowaliśmy karty specjalne w kolejności od najtańszej do najdroższej, ale szybko się zorientowaliśmy, że to bez sensu. Jeśli zbudowanie ostatniego budynku specjalnego kończy grę, to wiadomo, że z jego możliwości się nie skorzysta. Dodatkowo w przypadku karty z kutrem 12-14, która dawała tyle pieniędzy, ile wypadło na dwóch kościach była początkowo „kilerem”. Później graliśmy już tak, że ilość kasy ustalaliśmy jedną kością.
Rozszerzenie jest bardzo ciekawe, a dodatkowa zasada pozwalająca na wybór tylko z 10 rodzajów kart na raz, jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Bezsensowną kartą, z której nigdy nie korzystamy, jest sad z dziesiątką.
Generalnie rzucając kośćmi minimum 10 można dodać do wyniku 2 (dzięki portowi). Jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś rzucając 10 nie zrobił z tego 12. Dzieje się tak ponieważ jest kilka bardzo ciekawych kart, które dla dwunastki dają nam dużo pieniędzy. Tak czy inaczej można sporo kombinować. Karty z 6 też nie cieszą się u nas dużą popularnością (ewentualnie kwiaciarnia).
Bardzo lubię wszystkie czerwone karty.
Dzięki nim można zabrać przeciwnikom pieniądze a w zestawie z magazynem żywności jest pięknie.
Dwie takie karty i udało mi się raz dostać 40 z banku.
Gra nie jest idealna. Przykładowo jak mnie nie przypilnują z zakupami kart właśnie w okolicach 12, do tego mam szybko wykupiona wieżę radiową, pozwalającą przerzucić jedną kostkę, to gra się szybko kończy. Tak czy inaczej wszyscy lubimy tę grę. Najlepszym dowodem na to jest już wspominany w innym wpisie fakt, że Sofia potrafiła codziennie jak wracałem z pracy dopominać się grania. Teraz Metropolia trochę odpoczywa, gdyż jej miejsce zastąpiło 7 Cudów Świata. To jednak za moment się zmieni. W zbliżającym się tygodniu będziemy mieli dodatek Metropolia Remont. Jak tylko go sprawdzimy naskrobię coś na ten temat. Spodziewam się jednak, że gra powinna jeszcze zyskać poprzez urozmaicenie budynków.
Czy warto grę kupić dla dorosłych? Myślę, że nie.
Czy warto grę kupić i grać z dzieciakami? Zdecydowanie! Mamy już na koncie kilkadziesiąt partyjek i za chwilę z remontem pewnie kilkanaście przed nami. Zachęcam więc do tworzenia rodzinnych, domowych Metropolii.
Comments 9
Dzięki za ten wpis.
Skusiłem się, zamówiłem. Córka bardzo lubi pyrgać kostkami i nie robi jej różnicy czy to jej tura czy nie, czy to ona ma rzucać, czy ktoś inny. Najchętniej wyręczyłaby wszystkich. Dlatego głęboko wierzę, że Metropolia się sprawdzi. Obawiam się tylko tekstu na kartach, bo czyta jeszcze dosyć słabo.
Author
Większość kart ma bardzo proste opisy i trzeba pamiętać, że są kolory, które mówią też sporo – niebieskie to bierzemy niezależnie od tego kto rzucił, zielone w naszej turze, czerwone w turze przeciwnika, fioletowe też w przeciwnika ale tam trochę więcej tekstu jest. Poza tym po kilku grach będzie pamiętać po obrazkach niektóre budynki pewnie. Zakładam, że będziesz musiał jej trochę podpowiadać, żeby kupowała budynki a nie czekała, aż pieniędzy dużo uzbiera.
My gramy głównie gronie dorosych i też jest bardzo dobrze. Dlaczego odrzucacie Sad? To jest przeciez całkiem dobra karta. Jak kupisz dodatek Remont to juz raczej nie bedziecie zawsze dodawac 2 do 10 (patrz karta: Klub VIP – u nas w domu nazywana Cocomo). Jeszcze tylko szybka korekta zasad: Wieża Radiowa – przerzucamy albo jedną kostke (jesli rzucalismy jedną) albo obydwie kości (jesli rzucalismy dwoma) – potwierdzone przez autora (i Foxgames). Czy warto kupic dla dorosłych? Zdecydowanie tak! ;) W gronie osob nastawionych na negatywną interakcje zdecydowanie gra rozwija skrzydła (pomaga w tym troche Remont)
Wczoraj rozegraliśmy premierową partię.
Trochę mi przeszkadzała negatywna interakcja związana z fioletowymi kartami. Zarówno ja jak i żona odpuściliśmy budowanie tych kolorów, by nie pognębiać małej. Jeszcze by zaczęła płakać czy coś w tym stylu. Jednak Agatka nie doceniła naszej fair postawy i trzykrotnie pozbawiła mnie gotówki. Z lekkim uśmiechem na ustach i delikatnie uniesioną lewą powieką. Czyżby sadystyczne skłonności?
Gra się sprawdziła. Myślę, że będzie regularnie wyciągana, bo wszystkim się podobała. Mars, dzięki za rekomendację.
Author
@ rzaba – dzięki za sprostowanie odnośnie przerzucania. Jeśli chodzi o SAD to po dwukrotnym zakupie w jednych z pierwszych gier i sytuacjach, gdzie właśnie nikt nie chciał zostawać przy dziesiątce. Dzisiaj dostałem jednak REMONT, więc może faktycznie ta sytuacja się zmieni. W weekend sprawdzimy to
@kdsz – cieszę się, że się spodobało i córce też. Teraz już tylko dodać fioletowe karty i czekać aż tata dostanie porządnego łupnia :)
Author
Po pierwszych dwóch partyjkach uznałem, że REMONT jest lekko przekombinowany. Nie jest źle, ale część kart usunę w następnej rozgrywce. Uznaliśmy, że zostawimy te najciekawsze, żeby na rynku znajdowały się te, które przyspieszają grę. Można powiedzieć, że pozbędziemy się zamulaczy. Dam znać co nam zostało i jak się grało :)
Mamy za sobą kilka partii z rozszerzeniem PLUS. Fajny, bo utrudnia robienie ewidentnych kombosów z podstawki (fabryka mebli + las itd.) oraz dodaje nowe kombinacje. Lekki problem – niektóre układy kart są nudniejsze, niektóre ciekawsze. Wczoraj mieliśmy taką partię, że losował się bez końca jakiś badziew i trzeba było wykupować kiepskie karty w oczekiwaniu na coś sensownego. Ale generalnie PLUS na duży plus. Również nie widzę opcji powrotu do grania w gołą podstawkę
Author
Prawie 10 partyjek z dwoma dodatkami na raz za nami. Teraz też nie wyobrażamy sobie gry bez nich. Z gry jednak wykluczyliśmy 3 karty: parlament, stadion i fabrykę sera. Uznaliśmy, że nam zapychają talię. Czasem faktycznie trafi się takie rozdanie, że z początku są wysokie karty i cała rozgrywka jest wolniejsza.