Wakacje

voytec Konkurs, Wspomnienia 0 Komentarzy

No Gravatar

zdjęcie

Pakowanie, ładowanie do samochodu, generalnie rajzefiber.  I jak tutaj wyjaśnić Szanownej Małżonce, że jeszcze musimy zabrać całą siatkę gier, no przecież w samochodzie nie ma już na to miejsca. Słusznym argumentem był fakt, że za każdym razem bierzemy taki set i udawało się nam zagrać może w 4 pozycje. Tym razem miało być inaczej.

14 dni i 13 wieczorów, które z przyjemnością wypełniliśmy grami. Każda pozycja w powyższego zdjęcia leżała u nas na stole. Każdy wieczór był zagospodarowany co najmniej 2 pozycjami. Na początku przy udziale dzieci graliśmy w Pociągi, Letnisko, Szczęść Boże czy inne Szkoły Alchemii a później wchodziliśmy do lochów, żeby walczyć ze Śluzem czy innym Nieumarłym. Na końcu odbudowywaliśmy świat po totalnej zagładzie w 51. stanie. I tutaj po raz pierwszy padło pytanie, qrcze, dlaczego nie wzięliśmy więcej tytułów. Tak, pewien niedosyt pozostał. Coś czuję, że następną razą siatka będzie większa.

Niekwestionowanym królem wyjazdu był List Miłosny. Rozegraliśmy chyba 50 rozgrywek i ciągle nam było mało. Niesamowite, jak można w 16 kartach ukryć taką moc. Każda rozgrywka inna, nigdy nam się nie nudziło. Wystarczyło rzucić hasło i już znaleźli się chętni do grania. Zasady są proste, wręcz banalne, sama rozgrywka szybka i nie wymaga wielkiego myślenia. Gra opiera się bardziej na blefie i szczęściu. I to chyba zadecydowało o wielkim sukcesie tej małej gry. Polecam każdemu.

Drugą pozycją, która zrobiła u nas furorę to 7 Cudów Świata. Chciały w nią grać głównie kobiety. Na czym tutaj polegał fenomen? I znowu wspólnym mianownikiem był czas rozgrywki, wielkie budowanie cywilizacji przez trzy epoki w 30 minut! Do tego można zagrać w 7 osób, czyli wszystkie osoby a wyjeździe były zaangażowane. Dla mnie bomba.

Na trzecim miejscu uplasował się Kamień Gromu. Ta pozycja już była rozgrywana w 3 osoby, jak już dzieci spały. Spokojnie mogliśmy zbierać we wiosce drużynę i sprzęty potrzebne do walki z potworami. Sama przyjemność.

A co poza grami? Zwiedzanie, picie wina, raczenie się lokalnymi specjałami kulinarnymi. Jednym słowem odpocząłem i sobie pograłem. Przyjemne z pożytecznym.

Mam już niestety takie zboczenie, że w każdym krajobrazie widzę plansze poszczególnych gier. Dlatego mam dla Was zagadkę. Nagrodą będzie uznanie wszystkich Planszoholików :-)

Z jaką grą kojarzy Wam się poniższy widok?

zdjęcie (1)

Podsumowanie. Widzę, że moi najbliżsi sami już mnie namawiają do grania. Kiedyś niestety musiałem prosić, wręcz błagać. Teraz to sami proponują tytuł w zależności od pory dnia, nastroju i poziomu złożoności. Takie wyjazdy jeszcze bardziej wzmacniają naszą pasję. No i najważniejsze, to to, że siedzimy przy jednym stole, bez żadnej elektroniki, komputerów, jest dyskusja, analiza, śmiech, skupienie. Jest budowanie więzi. Ave Plansza!

 

 

 

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *