Weekend mieliśmy upalny. Naród wypłynął licznie na ogródki, działki, balkony, łąki odpalając grille, otwierając napoje chłodzące i szukając odrobiny cienia by nie spiec się zbytnio w prażącym słońcu. Podobnie uczyniłem ja wraz z gronem znajomych z którymi przyszło mi się spotkać przez te dni. Dodatkowo, jak na planszoholików przystało, na ogrodowym stole co rusz wymienialiśmy plansze, racząc się co lepszymi growymi kąskami. W sobotę ugościli mnie Julita z Romanem, z którymi wiele żetonów i pionków poprzesuwałem, w niedzielę na dobitkę przygarnęła mnie Ania z Grigorijem. Niekwestionowanym liderem tych dni była prosta karcianka imprezowa- Gilotyna (Guillotine).
Ale oprócz 6 partii w tenże tytuł na stole zagościły również Zamki Burgundii, Fasolki, Osadnicy z Catanu, Santiago de Cuba i Robinson Crusoe.
Radość z grania była tym większa, że wreszcie udało nam się z Anią i Grigorijem wygrać w Robinsona przechodząc z sukcesem scenariusz Jenny w potrzebie. To była naprawdę emocjonująca przygoda. Skupiliśmy się maksymalnie i krok po kroku, pokonując wszelkie przeciwności odpłynęliśmy z wyspy z mocno już podupadłą na zdrowiu Jenny. A wcale nie było łatwo. Początek niby obiecujący- szybka eksploracja wyspy, najpotrzebniejsze przedmioty dość sprawnie wytworzone, niby wszystko pod kontrolą. Co ciekawe, gra tak się układał, że bardzo szybko zdobyliśmy totalnie wysoki poziom broni i żadne spotkanie z najgroźniejszą nawet zwierzyną leśną nie było dla nas problemem. Mogliśmy więc kosić zwierza hurtowo i zdobywać jedzenie i skóry i gotowi byliśmy przyjąć Jenny pod własny dach. Jednak pod koniec 4 rundy nieoczekiwane wydarzenia zaczęły nam mocno psuć plany. Już byliśmy gotowi budować tratwę i płynąć po wylęknioną paniusię kiedy huragan porozrzucał nam narzędzia po całym obozie i przez całą rundę nie byliśmy w stanie ich ogarnąć i z jakiegokolwiek narzędzia skorzystać. To uświadomiło nam, że zostały tylko dwa dni i noce na przetransportowanie Jenny do obozu nim wyzionie na skale ducha.
Plansza Robinsona obrazująca sytuację końcową po naszym zwycięstwie
W końcu jednak dopieliśmy swego i na wpół żywa Jenny mogła kurować się na leżaku w naszym obozie. Czas naglił, w przedostatniej rundzie zmobilizowaliśmy wszystkie siły by zdobyć drewno konieczne do budowy łódki bo tylko drewna brakowało nam by sfinansować budowę. Poszliśmy więc masowo po drewno- każdy w inną stronę lasu a dzięki temu, że każdy z nas wysłał oba pionki na tę akcję, wszyscy wróciliśmy z pełnymi rękami. W ostatniej rundzie wiedzieliśmy już, że nam się uda. Szybka budowa łódki i polowanie na dużego zwierza by nieco jedzenia zabrać ze sobą w podróż! Udało się!! Odpłynęliśmy w całkiem niezłym zdrowiu. Miła to była rozgrywka i dała nam sporo satysfakcji.
Kolejka Szlachetnych do utracenia głowy
A teraz parę słów o Gilotynie, bo mam wrażenie, że nie jest to zbytnio popularna gra a jako lekki tytuł do piwa sprawdza się bardzo przyzwoicie. Temat jest oryginalny i hmm… wesoły. W czasie Rewolucji francuskiej ścinamy głowy tak zwanych Szlachetnych. Ustawiamy na stole dołączoną do gry papierową gilotynę i wykładamy w szeregu 12 kart Szlachetnych. Każda karta ma swoją wartość punktową od -3 do 5 punktów. W swoim ruchu możemy zagrać jedną kartę akcji z ręki a następnie musimy ściąć pierwszego Szlachetnego w kolejce, czyli tego najbliżej gilotyny. Ruch kończymy dociągnięciem karty akcji. Chodzi o to aby na końcu gry mieć przed sobą Szlachetnych najwyżej punktowanych. Karty akcji pozwalają nam zmieniać kolejność kart w szeregu, szkodzić innym graczom, usuwać Szlachetnych z kolejki, dodawać dodatkowe punkty. Jednym słowem działać tak by ten, którego zaraz będziemy musieli ściąć był jak najbardziej opłacalny, ewentualnie by ten, którego zaraz będą musieli ściąć nasi przeciwnicy był jak najbardziej trefny. Gra toczy się przez trzy dni, czyli trzykrotnie wyłożymy taki szereg 12-u kart. Rozgrywka nie zajmuje dłużej niż 30 minut i ma lekki, wesoły, przyjemny i nieobciążający mózgu przebieg. Jest w niej miejsce na małe świnstewka i zapewniam, że emocji nie brakuje.
Tak właśnie spędziłem te upalne dni. Dziękuję wszystkim bliskim za przygarnięcie mnie, polecam się na przyszłość :)
Planszoholicy, graliście w coś w weekend? Piszcie, bo mój apetyt zgodnie z powiedzeniem rośnie niesamowicie i chętnie zainteresowałbym się czymś czego jeszcze nie znam co Wy zarekomendujecie!
Do następnego.
I na koniec zdjęcia dokumentujące nasze zwycięstwo:
Comments 4
Potwierdzam – Gilotyna jest świetnym przerywnikiem. Dziwne, że jest tak mało znana.
Stanley dobrze, że wróciłeś do planszówkowego życia :) Planszoholik to moja przystań gier euro, gdzie z przyjemnością się zapuszczam aby poczytać wpisy o kolejnych rozgrywkach w ciężkie mózgołamacze i suchary. Walczcie Panowie, walczcie, bo brakuje takich konkretów!
Author
dodałem parę zdjęć z Robinsona na pamiątkę sukcesu :)
@Cahirro- fajnie, że też ścinasz głowy, rozrywka nietuzinkowa i jak widać ma swoich fanów ;)
@ Pirat Cristobal- dzięki za słowa uznania, będę pisał obiecuję a i innych do tego gorąco namawiam!
Pingback: - Board Times - gry planszowe to nasza pasja