Na początku był Chińczyk. To zawsze jest Chińczyk. Poturlać kostką może nawet 4 latek. Jedyną decyzją w grze jest którym pionkiem się ruszyć. Jedynymi zasadami są warunki zwycięstwa i (opcjonalnie) zbijanie pionków. Na początku to zawsze jest Chińczyk.
W moim przypadku oczywiście nie było inaczej. Mam z 6 lat. Niedziela u babci zakrapiana była suto albo „Pchełkami”, albo puzzlami „Mapa Polski”, albo właśnie Chińczykiem. W niedługim czasie, rodzice widząc moje zainteresowanie grami planszowymi (czy z potrzeby prezentu na gwiazdkę), poradzili się znajomych i „na stół” (czy może bardziej „na dywan”) trafiła pierwsza moja planszowa miłość – Magiczny Miecz. I wtedy to wszytko się zaczęło. Jest bardzo niewiele osób które znam, co nie grały w Magiczny Miecz (sądzę, że nie istnieją tacy co nigdy o niej nie słyszeli). Magia, potwory, tarcze, miecze, eliksiry, wiedzmy, demony, chochliki, przygoda, przygoda i PRZYGODA. No i postać. Moje „Ja”. Dziś jestem potężnym Czarnoksiężnikiem, a jutro już zwinnym Łotrzykiem. Nikt nie zwracał uwagi na to, że to podróbka Magii i Miecza (która notabene jest podróbka Talizanu). mam może z 10 lat. Wtedy też docenia się zalety posiadania brata. W nudne niedziele zawsze można rzucić „Gramy?”. I graliśmy. Nie raz i nie dziesięć. Sami, w czwórkę, na prostych zasadach, zmodyfikowanych. Jednak rzadko kiedy kończyliśmy grę, ale wtedy nikomu to nie przeszkadzało. W międzyczasie oczywiście graliśmy w inne gry jak Monopoly, Scrabble, czy Bitwa Morska (wypasiona plastikowa wersja statków z ELEKTRONICZNYM wprowadzaniem współrzędnych ostrzału!). Żadna jednak nie dostarczała takich emocji jak Magiczny Miecz.
I tak w moim życiu rozpoczęła się Era Planszówek. Nie było Internetu, nie można było sobie na BGG sprawdzić w co się teraz gra. Byli tylko znajomi, a każdy miał co innego. 12 lat i w moim posiadaniu znalazły się takie tytuły jak Batman czy Wampir. grane również z pasją. Druga z nich jest pierwowzorem Fury of Dracula. Zasady identyczne, ale nigdy nie byłem w nią dobry. Natomiast przybliżę Wam nieco Batmana. Gra składała się z 2 etapów. W pierwszej dozbrajało się „swojego batmana” (każdy miał swojego) w jak najwięcej przedmiotów takich jak: harpun, strój czy wyciągarka. W 2giej zaś gracz zmagał się przeciwnikami i wyzwaniami rzucając kostką używając wszystkiego co zebrał w 1 etapie. Przedmioty nie były niezbędne, ale zwiększały szanse na sukces. Wygrywał ten , co pierszy „wpadł Jokerowi na chatę” na końcu 2 planszy. Do tej pory wspominam „Z wyciągarką 3-6 przechodzisz”. Posiadałem również grę TransSolar, ale nie do końca pamiętam o co w niej chodzi.
Brat cioteczny również posiadał perełki w swojej kolekcji. Jedną z takich gier byli Bogowie Wikingów, gdzie Siły Chaosu próbują ściąć drzewo Yggdrasill, a Bogowie Asgardu próbują ich powstrzymać zabijając złego boga Loki. Dużo żetonów i walka dobra ze złem. Wspominam ją jako jedną z ładniej wykonanych na tamte czasy (szczególnie w pamięci zapadła mi plansza) Jednak to nie ta gra budziła we mnie zazdrość.
To Komandosi! Nie mam pojęcia do tej pory o co chodziło w tej grze. Wiem jedno. Była EKSTRA! Gra co powstała na fali filmu Rambo. I czułem się jak Rambo! Były noże, granaty, „klamki” i karabiny. Skradanie się, przemykanie, krew, pot i łzy! Jako 12 letni kajtek to był szczyt moich planszówkowych marzeń!
W międzyczasie odwiedzałem różnych znajomych i grywało się w różne inne tytuły. Jak np. Gwiezdny Kupiec (choć tak naprawdę NIGDY go nie ogarnąłem). Miałem również gry wojenne jak Grunwald 1410, czy Ardeny. Rzadko kiedy dotrzymałem do końca rozkładania żetonów. Setup tych gier trwał chyba z godzinę, a po rozłożeniu już wszystkim przechodziła ochota na samą grę. To i tak wszystko niebawem miało odejść do lamusa, bo w moim życiu właśnie zaczęła się Era Karcianek.
C.D.N. jutro
(obrazki niestety pochodzą z różnych otchłani Internetu, gdyż większości tych gier już nie posiadam)
Comments 3
Hola Hola!
Magia i Miecz to nie podróbka Talismana, tylko sam Talisman na licencji oryginału z nowymi grafikami – moim zdaniem lepszymi, tyle że sama jakość wydania już taka dobra nie była.
A Magiczny Miecz to właśnie podróbka, która została wydana jak się skończyła licencja na Talismana (zachował się dodatek Jaskinia, który był w całości polskiego autorstwa Sfery).
Pingback: GRY PLANSZOWE W PIGUŁCE #307 - Board Times - gry planszowe to nasza pasja
Żebyś nie żył w niewiedzy do końca życia, w „Komandosi” chodziło o to, żeby odnaleźć 3 człony (części) helikoptera, dotrzeć z nimi do lądowiska i jako pierwszy odlecieć z wyspy, na której się znalazłeś. Taki survivalik z negatywną interakcją z prościutką mechaniką opartą na k6 i tarczowym losowniku pozycji.
PS. W dziwnego „Chińczyka” grałeś ;-)