Świąteczne granie

Stanley Ogólne, Rozgrywki 5 Komentarzy

No Gravatar

Drugi dzień świąt. Nadzieje były duże. Smsy rozesłane do pięciu osób. Niecierpliwe oczekiwanie na odpowiedzi. Pierwsze odpowiedzi zwrotne nie napawały optymizmem: „ja dziś odpadam, sorry”, „do soboty jestem poza Wrocławiem”, kolejne nieco bardziej obiecujące: „nie mówię nie, dam Ci znać jeszcze”, jeden konkretny: „będę”. Autorem tego ostatniego był Chemik, który zjawił się przed 22.00 u mnie. W zaistniałej sytuacji nasze spojrzenia powędrowały w kierunku Zimnej Wojny i (raczej bardziej) Labiryntu: Wojna z terroryzmem. Ale na rozgrzewkę zaproponowałem najpierw szybki test Imperium w 8 minut.

WP_001126

Partia zajęła nam jakieś 15 minut i była bardzo zadowalająca. Jestem pod wrażeniem ile udało się autorowi wrzucić w tę małą, krótką grę, której zasady tłumaczy się w 5 minut. Mam zamiar napisać osobny post z recenzją tejże gierki więc nie będę się teraz rozpisywał nad jej walorami. Napiszę tylko, że to najszybsza gra w mojej kolekcji, a z tych najszybszych jedna z lepszych. Kończąc partię (Chemik mnie sklepał) dostaliśmy cynk od osadnika, że zjawi się jednak na graniu więc w oczekiwaniu na niego rozegraliśmy jeszcze szybką partię w 111. Bardzo podobają mi się zmiany względem 303, która już sama w sobie była (i jest) świetnym fillerkiem dla dwóch osób. W 111 drobne różnice w prędkości samolotów, zasięgu strzału i zwrotności a także ograniczających widoczność chmurach dodały dodatkowego strategicznego smaczku, który bardzo mi odpowiada. Chemik znów mnie sklepał grając stroną niemiecką…

WP_001112

Nie daliśmy osadnikowi zbytniego wyboru co do kolejnej gry, gdyż kiedy do nas dotarł na stole leżał już rozłożony Tzolk’in: Kalendarz Majów. Wytłumaczyłem panom zasady i zagłebiliśmy się w świat kół zębatych i umordowanych pracą robotników. Wprawdzie osadnik jak zwykle próbował przekabacić granie bez tłumaczenia reguł ale Chemik do takich hardcorów nie należy i wolał na spokojnie wysłuchać z czym ma doczynienia. Choć w jego przypadku bardziej chodziło o odświeżenie zasad bo już kiedyś jedną partię razem rozegraliśmy. I cóż. Bawiłem się świetnie, panowie towarzysze planszy zresztą mam wrażenie też. Wygrałem tę partię choć osadnik „mądra głowa” mocno stąpał mi po piętach. Tzolk’in daje duże pole do kombinowania, planowania i nie sposób się zbytnio przy nim nudzić. Tura gracza często sprowadza się do postawienia jednego robotnika na planszy, gra przebiega więc generalnie sprawnie i bez przestojów. Przyznać jednak trzeba, że czasem zdarzy się jakiś ciąg produkcyjny, który lekki paraliż decyzyjny może wywołać. Rozplanowanie co, w jakiej kolejności najlepiej rozegrać żeby było najbardziej optymalnie bywa czasami czasochłonne. Przyjemna to gra, powiem raz jeszcze.

WP_001113

Mało nam było, godzina w miarę świeża więc na stół powędrowała Suburbia. Tu tłumaczenie zasad w wykonaniu osadnika dla Chemika i w niecałą godzinkę byliśmy po rozgrywce. No nie umiem w to grać. Nie wiem czy wdarło się jakieś zmęczenie czy coś bo przez połowę rozgrywki miałem totalne poczucie panowania nad rozgrywką i czułem się niczym master of the city. Wypracowałem sobie szybko maksymalny dochód, gotówka lała się więc gęsto, wszystkie trzy cele uśmiechały się właśnie do mnie, mój ukryty także był na wyciągnięcie ręki ale od połowy wszystko zaczęło się psuć. Osadnik chyba czterokrotnie zakosił mi budynki, które miały być gwoździami do trumny moich oponentów, dodatkowo zagapiłem się i zaprzepaściłem szansę na realizację jednego z celów, potem drugiego, w końcu i trzeciego… Totalnie mnie to rozbroiło. Ostatecznie wygrał osadnik, ja znalazłem się parę(naście) punktów za nim ale gula mi skoczyła i tak już została…

WP_001117

Wieczór zakończyliśmy 20-o minutową partyjką w Imperium w 8 minut, tak na wyciszenie, na pożegnanie, na dobranoc. Zwyciężył Chemik, tak więc z tych trzech rozgrywek w trzyosobowym składzie każdy z nas mógł cieszyć się zwycięstwem w jedną grę :)

WP_001118

Wieczór odhaczam jako bardzo udany. Dziękuję moi wierni towarzysze za ten czas. Niech żałują Ci, którzy nie dotarli. I ostrzmy sobie zęby na kolejny raz!

Tymczasem wczoraj nieoczekiwanie wyciągnałem na stół 7 cudów świata i pokazałem je dwójce odwiedzających nas gości, dla których była to pierwsza nowoczesna planszówka (poza Kolejką). Zagraliśmy i… od stołu ich odpędzić nie mogłem- miłość od pierwszego wejrzenia. Kolejny raz widzę, że ta gra sprawdza się świetnie dla nowych, kompletnie zielonych graczy. A ja nadal czerpię wielką przyjemność w nią grając. Po ponad 100 partiach. I niech tak zostanie ;)

Do następnego!!

WP_001120

Share

Comments 5

  1. U mnie tylko solo Pandemic w okolicach świąt. Pożyczę jeszcze Robinsona od Majkosa i może się bardziej do niego (Robinsona) przekonam przy trybie solo.

  2. Ja mam za sobą w Święta kilka rozgrywek w Potwory w Tokio i Wsiąść do Pociągu, niestety nic „tłustszego” nie udało się na stół wyciągnąć. Wczoraj zaś kolejny scenariusz w Descenta i kolejna przegrana mojego Mrocznego Władcy. Sporo emocji, wynik wisiał na włosku. Bohaterowie wiedzą, że jeśli nie zabiją mojego poplecznika w swojej turze to ja w następnej wygram, byłem blisko wyjścia. Został im ostatni atak a mojemu Spligowi 3 punkty życia. Na kotki wyturlały akurat 3 obrażenia… I to są emocje :D

  3. wieczór był super fajny, ja de facto od września pościłem, z rzadka udało się coś zagrać, miałem wielkiego głoda i 3 konkretne gry w 3osobowym konkretnym towarzystwie to było to, czego mi było trzeba!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *