Po prostu Tzolk’in Kalendarz Majów

Stanley Ogólne, Rozgrywki 4 Komentarzy

No Gravatar

Jak cwaniaczyć to cwaniaczyć! Wiedząc, że dziś mogę sowicie pospać rozesłałem wczoraj smsy do braci planszówkowej coby spotkać się u mnie na jakimś graniu. Ostatecznie na zaproszenie odpowiedział tylko Piotrek i zjawił się wieczorem u mnie. Stanęliśmy w kąciku growym i po kolei zacząłem prezentować kilka(naście) tytułów opisując krótko o co w każdym z nich kaman, dając koledze prawo wyboru gry.

WP_001072

Padło na Tzolk’in Kalendarz Majów. Jak się więc okazało piękne wydanie i ruszające się koła mają niezłą moc marketingową i przyciągają uwagę, skoro Piotrek dość stanowczo zażądał tego właśnie tytułu. Rozłożyliśmy planszę, wszystkie elementy i szczegółowo wyłuszczyłem zasady. Aż tu nagle, kiedy zbliżałem się do końca, zadzwonił Grigorij, żeby szykować miejsce dla trzeciego gracza. Po chwili zasady tłumaczyłem więc jeszcze raz, co niechybnie przyczyniło się do ostatecznego zwycięstwa Piotrka, który wysłuchał ich dwukrotnie i miał czas na zaplanowanie precyzyjnej strategii na tę rozgrywkę :) Była to moja pierwsza gra w trzyosobowym składzie a prawdę mówiąc druga w ogóle z „żywym” przeciwnikiem. Do końca dobrnęliśmy po 1.40 h mocno usatysfakcjonowani rozgrywką.

WP_001071

Wiedząc już, że strategia na świątynie i kryształowe czaszki jest najprostsza do przeprowadzenia postanowiłem pomęczyć nieco zwoje mózgowe i poszukać innej drogi do zwycięstwa. Próbowałem rozwijać się pod monumenty, budować wypasieńsze budynki, nie zaniedbywać świątyń i szło mi całkiem nieźle. Jednak drobne potknięcia a zwłaszcza fatalny błąd w przedostatniej rundzie, który pozbawił mnie 11 pkt nie dały mi zwycięstwa. Niemniej radochę z kombinowania miałem ogromną.

WP_001073

Utwierdzam się w przekonaniu, że ta gra wymaga niesamowitej precycji jeżeli chcemy rozwijać się efektywnie ale jednocześnie nie odbiera przyjemności jeżeli gra się bez jakiegoś wielkiego móżdżenia. Jest to duży atut, bo oprócz geeków dobrze bawić się będą również osoby, które siądą do gry dla czystej przyjemności a niekoniecznie żądzy wygranej. Zawsze coś tam zbudują, zawsze coś tam rozwiną, zawsze czegoś przybędzie w zasobach a ładne (dobre) wydanie dodatkowo będzie cieszyć oko. Jeżeli jednak chcemy wywindować liczbę punktów w górę musimy bardzo precyzyjnie dokonywać wyborów bo dopiero wtedy silniczek rozgrzewa się do czerwoności i działa efektywnie. Koledzy również pochlebnie wyrazili się o grze, mam nadzieję, że przeniesie się to na częstsze wizyty na stole :) Niestety panowie nie do końca połknęli mój cwaniaczy haczyk i w nic więcej już nie zagraliśmy tego wieczoru. Po północy koledzy ulotnili się do domów a mi pozostało złożenie gry do pudełka. Grało się świetnie, dzięki panowie!

WP_001070

Share

Comments 4

  1. To chyba jednak złudzenie :) Plansza jest sporej wielkości ale na pewno nie ogromna. Ale tak przyglądam się temu zdjęciu i rzeczywiście wygląda na olbrzymią :)

  2. Pingback: GRY PLANSZOWE W PIGUŁCE #284 - My WordPress Website

  3. Tzolk’in po prostu wymiata. Gra na tyle interesująca i wciągająca, że nie mogłem się oprzeć dodatkowi. Z braku czasu i mnogości tytułów nie było jednak możliwości przetestowania. Czy gra skierowana do młodszych graczy? Polemizował bym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *