Wróciłem. Zaszyty w głębokim lesie, w pięknych okolicznościach przygrody, z mocno utrudnionym dostępem do netu mogłem z pasją oddawać się planszowym ucztom. Spieszę z krótką prezentacją co udało się w tym czasie (dwóch tygodni) wyłożyć na stół. Warunki jak już pisałem były mocno sprzyjające a dodatkowo towarzyszyła mi dwójka bliźniaczek w wieku 10-u lat, które niezwykle ochoczo reagowały na wszystkie propozycje zagrania a wręcz to ja musiałem na takie propozycje odpowiadać :) Tytuły z racji wieku współgraczy były generalnie proste i rodzinne ale żeby pogimnastykować nieco mózg zabrałem też ze sobą Robinsona Crusoe z myślą o solowych potyczkach a dodatkowo listonosz przyniósł mi do lasu świeżutkie CO2, które też znalazło miejsce na stole. Ale po kolei.
Zanim dojechały moje współgraczki odpaliłem parę razy Robinsona Crusoe poróbując co raz to innych scenariuszy. Rozbitkowie, Przeklęta Wyspa (2x), Jenny w potrzebie. Niestety każdy z nich nie okazał się dla mnie szczęśliwy acz od zwycięstwa dzielił mnie zazwyczaj krok. Generalnie w każdym przypadku wszystko było wycyrklowane, wyliczone ale mimo wszystko chyba zbyt brawurowo i optymistycznie podchodziłem do spraw pogody i wydarzeń, które to zazwyczaj dawały mi po łbie. „już był w ogródku, już witał się z gąską” mogłem tylko powiedzieć po każdej z partii… Niemniej bardzo lubię tę grę, po 20 już partiach gram nadal chętnie. Faktem jest, że jestem z Robinsonem cały czas na bieżąco, znam wszystkie rozwiane na forum i w FAQ wątpliwości, w takich okolicznościach gra przebiega sprawnie i szybko (ok. 0,5h do max 50 min) a co najważniejsze przyjemnie. Jak się okazało do Robinsona jeszcze wróciłem i to z bliźniaczkami ale o tym za chwilę.
Niekwestionowanym królem stołu był Sabotażysta. To gra, po którą najchętniej siadały moje współgraczki. Wcześniej nie miałem okazji eksploatować tego tytułu jakoś znacznie więc dopiero teraz była okazja go poznać. I cóż, bardzo przyjemna gra imprezowa. Wprawdzie szybko przekonałem się, że 3 osoby, to nie jest najlepsza liczba graczy ale i tak daje dużo frajdy. Sabotażysta ma po prostu dość trudno. Tylko raz tak naprawdę (na 21 rund!) udało mi się grając Sabotażystą nie dopuścić do dojścia do skarbu. I udało mi się to nie tyle dzięki mechanizmowi gry, który by mi sprzyjał ale dzięki skutecznemu zwodzeniu, zdolnościom aktorskim (?) i mąceniu w głowach biednym dziesięciolatkom… Ale taka ta gra już jest, że walczy tu się na blef i ciągłe zwodzenie.
Stone Age był pewniakiem na tym wyjeździe, sprawdzony już rok temu w tym samym gronie przyjął się świetnie. Zresztą ta gra to klasyk nad klasykami i nie będę się tu rozpisywał nad jej uniwersalnością. Zagraliśmy dwa razy, a dziewczyny pograły sobie dodatkowo online na BGA gdzie uruchomiłem im z dwa razy partię kiedy potrzebowałem nieco odetchnąć od gier (what?? ja to napisałem???).
Osadnicy z Catanu w wersji travel też już towarzyszyli mi rok temu i spokojnie mogliśmy zagrać i tym razem. Zauważyłem, że ulubioną strategią dziewczyn było (podobnie zresztą jak rok temu) zbieranie rycerzy i inwestowanie w najdłuższą drogę. Generalnie w ogóle głównie zbierały owce, zboża i kamienie na karty rozwoju. Jakoś tak sobie upatrzyły :)
2 razy odpaliliśmy Polska w budowie. Nie jest to mój faworyt ale dziewczyny zawsze chętnie do niej siadają więc czemu nie. Dla mnie nadal za prosta i zbyt monotonna ale celem uszczęśliwienia dzieci można tę godzinkę poświęcić. Zresztą praktycznie nie miałem szans w tych partiach, bo obie dziołchy się na mnie uwzięły („żeby wujek nie wygrał”) i gdy tylko podeszła im karta, to blokowały moje inwestycję archeologami. Tak więc przez długi czas mogłem zająć się co najwyżej wykopkami a nie budowaniem mostów… Sporo czasu musiało minąć nim zlitowało się nade mną paru inżynierów i przegoniło archeologów w trzy diabły z mojego poletka…
Obrazu tych rodzinnych tytułów dopełnia jedna partia w Fasolki, dwie we Wsiąść do pociągu- Europa, jedna w Osadników kościanych i jedna w 5 sekund.
Kiedy zagraliśmy już w każdy prostszy tytuł, który zabrałem, spojrzenia dziewczynek coraz częściej zaczęły wędrować na pudełko z Robinsonem Crusoe, gdzie jak byk było napisane, że to gra od 8 lat… Pomyślałem sobie „w zasadzie czemu nie”, najwyżej zasną w trakcie tłumaczenia zasad i będzie po sprawie a ja zagram sobie solo skoro już gra będzie rozłożona. Jednak zdziwiłem się mocno, kiedy dziewczyny nie dość, że nie zasnęły, to jeszcze łyknęły zasady bez problemu, pozadawały kilka pytań i powiedziały- „gramy, bo fajna ta gra”… Zagraliśmy więc. W zasadzie wiedziałem, że na sukces nie ma co liczyć, budowałem więc dziewczynom klimatyczne napięcie i wyciągneliśmy z gry tyle przygody ile się dało. Nie chciałem liderować i mówić, że pewne ruchy nie mają w danej sytuacji sensu, jak dziewuchy chciały iść na goryla ze stępionym nożem o sile 1, to proszę bardzo! Jak zima za pasem, schronienie w opłakanym stanie a one z pieskiem na eksplorację, to śmiało! Ważne, że im się podobało i dobrze się na wyspie bawiły.
Na koniec solowa partia w CO2. Wielkie nadzieję wiązałem z tym tytułem. Vinhos Lacerdy, to moja niespełniona miłość, oczekiwania co do nowego tytułu tego autora były więc ogromne. Instrukcję przewałkowałem parę razy, grę rozłożyłem i na początku utonąłem sparaliżowany nie wiedząc jak ruszyć. Potem było już tylko lepiej i z każdą dekadą nabierałem płynności. Podobało mi się bardzo ale chyba wariantu solo już nie ruszę. Świetnie, że mogłem dzięki niemu poznać mechanikę ale wolę czerpać z tej gry przyjemność z żywym przeciwnikiem niż wyprztykać jej potencjał w solowej zabawie. Oby tylko gra nie podzieliła losu Vinhosa….
Taki był mój urlop przy planszy w Bornym Sulinowie. Razem 23 rozgrywki w 10 tytułów. Jestem zadowolony ale jednocześnie wygłodniały cięższych tytułów. Osadnik już mi nie daje spokoju (też wyposzczony). Gdyby ktoś dysponował jakimś pakietem wolnego czasu, to chętnie przygarnę!
Comments 4
Teraz do mnie dotarło, że granie z Tobą w gry blefu to nie lada wyzwanie :P Masz niezły handicap w takiej GoT ;)
Nie licz, że Co2 wiele zyska w zwykłym wariancie ;)
@Palmer- bez przesady, staram się oddzielać życie zawodowe od prywatnego! ;)
A co do CO2 to jednak nadzieje mam, że będzie mi odpowiadać. Coś nie teges z tą grą?
Problem z tą grą jest taki, że można o niej powiedzieć, że „jest” i nic więcej. Gdyby nie temat i okładka zginęła by w tłumie przeciętniaków.
Na dobrą sprawę, jak usiądzie czterech uparciuchów, którzy nie będą chcieli wystawić innym projektów to gra może się szybko skończyć porażką ;)
Ale wygrać ktoś musi (powinien), więc jednak ktoś wystawi innym projekt i będzie kombinował żeby jednak wygrać a nie przegrać gromadnie. Się o to nie boję i mnie nie zrazisz Palmer!