Szesnaście kart + znaczniki afektu to wszystko czego potrzebujemy, żeby zagrać w Love Letter. Masz mało czasu? Żaden problem! Nie masz zbyt wiele miejsca na stole, albo w ogóle nie masz stołu? Spoko, rozsiądź się na łóżku lub ławce w parku i graj!
Gracze wcielają się w rolę zalotników, którzy chcą zdobyć serce pięknej bla, bla, bla….
Po przetasowaniu kart każdy z uczestników partii otrzymuje jedną i zaczynamy. Gracz rozpoczynający dobiera kartę ze stosu, następnie z dwóch posiadanych wybiera jedną i wykłada ją przed sobą, wprowadzając w życie efekt wydrukowany na karcie. Kolejny gracz robi to samo co poprzednik itd. Gra toczy się do momentu aż wszystkie karty zostaną wyczerpane. Wówczas gracze pozostający w grze porównują wartości trzymanych w ręce kart i posiadacz najwyższego numeru wygrywa. W nagrodę otrzymuje znacznik afektu. Runda może skończyć się wcześniej, o ile na placu boju pozostanie wyłącznie jeden niewyeliminowany gracz. On też zostaje zwycięzcą rundy. Dla każdej liczby graczy (a można grać w składzie od 2 do 4 osób), określona jest liczba znaczników afektu, których zgromadzenie gwarantuje wygranie partii. I tyle!
Jak widzicie, gra ma wręcz banalne reguły. Efekty działania kart również nie należą do szczególnie skomplikowanych. Można wymieniać karty z przeciwnikiem, podglądać jego rękę, eliminować z rundy, jeśli posiadamy mocniejszą od niego kartę itd. itp. Typów kart niestety nie ma zbyt wiele, bo i cała gra jest skompaktowana do granic możliwości, ale ich efekty łączą się ze sobą, oferując kilka przyjemnych kombinacji prowadzących do odstrzału przeciwnika ;-). By wygrać przyda się trochę blefu, dedukcji i kombinowania, ale nie oszukujmy się – Love Letter to gra do bólu losowa, gdzie ślepy traf przy dobieraniu kart często będzie gwarantował zwycięstwo w rundzie. O jakiejś głębi nie ma tutaj mowy. Decyzji jest mało – wybieramy z dwóch zaledwie kart i liczymy, że przeciwnik nie ma w dłoni riposty. Jak ma to trudno, runda natychmiast się kończy i przechodzimy do kolejnej. Czasem gramy tak minutę, czasem półtorej, a czasem trzydzieści sekund (piszę o wariancie dwuosobowym, jedynym, który znam). Na tyle krótko w każdym razie, że losowość nie boli. Czysty relaks.
Grę polecam wszystkim, którzy cenią sobie grywalność, prostotę i niezobowiązującą rozgrywkę. Również tym, którzy niosą kaganek oświaty i krzewią wiedzę o grach planszowych w swoim środowisku. Love Letter można z czystym sumieniem pokazać żółtodziobom i będą zachwyceni.
Plusy
– bardzo szybka i dynamiczna rozgrywka
– krótki setup
– banalne zasady
– zajmuje mało miejsca
Minusy
– masakryczna losowość
– wygórowana cena jak na tę liczbę komponentów
Comments 1
Swietny opis, zgadzam sie z losowoscia i dodam ze szczescie tez ma wplyw, kiedys przegralem 7:0 poniewaz moj kumpel zgadywal dobrze karty zanim zrobilem ruch, albo zaczynal rozgrywke dwa razy od kombo Ksiezniczka i Baron (gra na 2 osoby).
Uwazam iz gra jest swietna na starter, przerywnik albo koniec wieczoru, ale jako iz byl to moja pierwsza gra to zdazylo mi sie i przesiedziec 3 godziny i sie nie znudzic (gra na 3-4 osoby w tym przypadku)
Jestem wielkim fanem tej gry (mam wersje PL, ANG i L5R i sadze ze to nie ostatnia) i juz zarazilem listem milosnym wiele osob. Sprzedawca w moim sklepie planszowkowym juz sie na mnie dziwnie patrzy jak kupuje kolejny zestaw komus na prezent.
Zdecydowanie polecam koszulki pro bo karty sie wycieraja po 3-4 godzinach ciaglego grania, a w koszulkach zywotnosc zdecydowanie wieksza i ciagle sie super gra i tasuje.
Polskie i angielskie zasady roznia sie co do kart odlozonych na boku w grze 2 osobowej, w angielskiej jest 1 zakryta na bok + 3 odkryte, a zdaje sie ze w polskiej sa 4 zakryte. Polecam zakrywac wszystkie, jestem wielkim zwolennikiem domowych regul i jesli ma cos utrudnic i urozmaicic rozgrywke to juz to lubie :)
Z moim eklektycznym podejscie do gier, List Milosny znajduje sie na szczycie listy (razem z Pandemia, Elder Sign i Zamkami Burgundii)
Pozdrawiam serdecznie,
Kato