Zombicide – łaj not?

Avandrel Ogólne, Recenzje 3 Komentarzy

No Gravatar

Jak już kiedyś wspomniałem, na zdominowanym przez eurodziewczynki Planszoholiku bardzo brakuje wpisów pokazujących, że na Świecie są też inne gry. Gry losowe, bardzo osadzone w temacie (setting), pozbawione piętrowej optymalizacji. Dziś będzie o Zombicide – ameritraszu w najlepszym wydaniu!

Najpierw ciut o samej grze. Każdy widział w życiu jakiś film o zombie, powstało ich już tyle, że nawet ciężko zliczyć. Część z nich stara się dość realistycznie i inteligentnie podejść do tematu (to szczególnie ostatnimi czasy, takie tytuły jak The Walking Dead na przykład), ale powróćmy myślami do takich klasyków kina klasy B jak Dawn of the Dead czy The Evil Dead (niezupełnie o zombie, ale…). W Zombiecide mamy właśnie do rozegrania scenariusz taniego horroru klasy B – grupka ludzi w mieście opanowanym przez hordy nieumarłych. I tylko jeden cel – przeżyć. Nie znajdziemy tu wyszukanych strategii survivalowych, taktyki walk miejskich czy planowania łańcuchów zaopatrzenia.

Początek jednego ze scenariuszy

Zasady są proste jak budowa cepa – każda postać w swojej turze może wykonać trzy akcje. Właściwie może zrobić wszystko, co w jej sytuacji (apokalipsa zombie!) warto robić, czyli: biegać, walczyć, otwierać drzwi, szukać wyposażenia, wozić się samochodem. Po prostu. Po turze graczy następuje tura zombie, które najpierw pojawiają się na planszy (wg. wskazań odpowiednich kart), a później zachowują się zgodnie z bezmyślnym algorytmem:

  1. jeśli są na polu z człowiekiem to go gryzą
  2. jeśli nie 1. to jeśli widzą człowieka to idą w jego kierunku
  3. jeśli nie 2. to jeśli słyszą jakieś hałasy to idą w kierunku najgłośniejszych

Ot i tyle. Mechanika jest banalna ale dość dobrze oddaje sytuację. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest zdobywanie doświadczenia przez postacie, oczywiście to też jest bardzo proste – im więcej zombie zabiłeś, tym więcej doświadczenia dla ciebie. Ale jest też druga strona medalu – im bardziej jesteś doświadczony, tym więcej zombie pojawia się na planszy.

Dalsza część scenariusza

Większość scenariuszy zaczyna się podobnie – pusta plansza, na niej tylko figurki postaci i żetony celów do zdobycia. Zaczynamy się rozbiegać po ulicach, otwierać drzwi do pomieszczeń, a z nich wysypują się powoli zombie. Zbieramy wyposażenie, wymieniamy patelnie na pistolety czy strzelby. Zaczynamy zabijać pierwsze umarlaki. Nagle wszystko gwałtownie przyspiesza, bo dotychczas na planszy pojawiały się pojedyncze sztuki, a teraz nawet trzech/czterech na raz. Nie da się ich już omijać, zbijają się w większe grupy i ciągle idą. Zabijamy po kilku na turę, ale to zwiększa nasze doświadczenie, mamy dodatkowe umiejętności, ale ich wychodzi coraz więcej. Tracimy pierwsze postacie, zapuściły się za głęboko do wnętrza budynku, albo zombie wyszły z kanałów na polu z postacią. W pewnym momencie na planszy mamy już prawie wszystkie figurki zombie, to już koniec…

Smutny koniec…

Największym (moim zdaniem) smaczkiem gry jest to, że postacie to nie są ani żołnierze oddziałów specjalnych, ani superbohaterowie. Każdą postać zabija druga otrzymana rana (każdy zombie zadaje jedną, więc dwa zombie na polu postaci pod koniec tury = zgon), postacie nie umieją zbyt celnie strzelać (strzelanie do pola na którym jest inna postać i zombie rani najpierw inną postać), ani zbyt dobrze prowadzić samochód (podobnie jak w strzelaniu, najpierw rozjeżdża się swoich). Ogólnie to łatwo nie jest.

Garść przemyśleń w ramach podsumowania:

  • CoolMinOrNot, czyli wydawca gry, czyli projektant figurek, czyli najwyższy możliwy poziom. W pudełku jest ponad 70 figurek, doskonałych. Wszystkie pozostałe elementy są również bardzo dobrej jakości (i też jest ich sporo). Dlatego niestety gra jest taka droga.
  • Guillotine Games, czyli projektanci, czyli nowicjusze z pomysłem, czyli mistrzowie promocji. Ale z dobrym produktem. Mechanika się broni, pomysł się broni, czas popularności serialu o zombie też jest idealnie dobrany. No i w dwóch Kickstarterowych odsłonach zebrali ponad 3000000$!
  • Jeśli chodzi o połączenie mechaniki z tematyką to po rozegraniu kilku partii wydaje się, że tego nie da się zrobić inaczej (lepiej?). Oczywiście zakładam, że się da, zresztą były już gry o zombie, nie mniej jednak tutaj wszystko do siebie pasuje.
  • Nie mam szczęścia do gier kooperacyjnych (w Robinsona nie grałem, czekam na drugą edycję), ale tutaj ta kooperacja jest troszkę ‚złamana’. Oczywiście nadal można rozkazywać innym i starać się wymusić jeden sposób gry, ale przy dużej losowości często gęsto nawet najlepsze plany zawodzą.
  • W okół gry powstało dość prężnie działające community, a i projektanci kują żelazo puki gorące. Na stronie pojawiają się nowe scenariusze, jest edytor scenariuszy, więc można grać bez końca.
  • Niedługo ma się ukazać polska edycja Zombicide, nie mniej jednak cena dalej poraża (SCD ~310zł). Pod koniec roku wychodzi drugi sezon (czyli nowa podstawka, akcja dzieje się w więzieniu) oraz dodatek (supermarket, kompatybilny z oboma sezonami). Oczywiście będzie to można ze sobą na różne sposoby łączyć. Mniam.
  • Trzeba pamiętać, że to ‚głupia, losowa gra’! Jest zupełnie rozrywkowa (mimo momentów skupienia i kalkulowania), więc wszelkie zarzuty o zbytnim uproszczeniu, losowości itp. odrzucam jako bezprzedmiotowe. Bardzo dobra propozycja do piwa czy na konwent, gdzie można w 10 minut wytłumaczyć, a potem już tylko krew i łzy.
Share

Comments 3

  1. Niestety temat zombie jakoś mnie nie kręci :) A w tym gatunku jednak warto się z tematem identyfikować. Z traszów mam tylko Battlestar Galactica, w którego grałem dwa razy (czy też półtora, bo pierwszy raz sam) i przymierzam się do opisania wrażeń.

  2. No dobra. Prawda jest taka, że nie grałem w prawdziwy AT więc w sumie nie wiem czy lubię ;) A może by się okazało, że lubię i to bardzo? Nie odżegnuję się, jak miałbym okazję to i w zombicide bym chętnie spróbował ale w ciemno nie kupię. Nie mam nic przeciwko Avandrel, żebyś wspierał tu nurt AT swoimi postami, miło się to czyta :)

  3. Obecnie coraz częściej przy nowych tytułach ustalić czy gra jest euro, czy ameritrashem. Mam wrażenie, że typowych przedstawicieli gatunku wychodzi coraz mniej, a coraz bardziej jest to wymieszane. Chyba tylko Feld robi w dalszym ciągu typowe euro, przy którym trzeba zrobić 20-metrową strefę ochronną, bo tak sucho, że może się zająć ogniem. O dziwo Feld używa głównie kości ostatnimi czasy :P

    Ja za namową Palmera stałem się/stanę się nabywcą kościanego dungeon crawlera – Dungeon Roll, pewnie też będzie losowo jak cholera, ale już przywykłem grając w LOTR LCG :P

    Eclipse, Kupcy i Korsarze, Wojna o Pierścień – trash czy euro/wojenne ? ;]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *