Robinsonem być

Stanley Ogólne, Recenzje 19 Komentarzy

No Gravatar

Lubię kiedy do mojej kolekcji trafi gra z trybem dla jednej osoby. Dzięki temu mogę bez sztuczności korzystać z dobrodziejstw gry i podejmować wyzwanie nawet kiedy brakuje kompanów do planszy. W zasadzie w przypadku gier kooperacyjnych jest to rzecz normalna, z tego wniosek, że lubię gry kooperacyjne. Robinson Crusoe wylądował już u mnie na stole 10 razy, z czego 7 to właśnie samotne zmagania. Pokuszę się więc o parę słów komentarza.

W pudełku znajdziemy mnóstwo elementów. Po pierwsze klimatyczna plansza, stylizowana ni to na mapę, ni to na notes z zapiskami rozbitków, ni to na plany szalonego architekta, na której dobrze rozplanowano wszystkie ważne dla gry elemety- nieodkrytą wyspę, miejsce na karty pomysłów, pola akcji, „kącik budowniczego” czyli tory rozwoju naszego obozowiska, pole warunków pogodowych. Kafelki wyspy, sporo żetonów, sporo drewnianych i plastikowych znaczników, 12 kości, karty scenariuszy, planszetki graczy i całą masę kart. Ogrom elementów jak nie trudno się domyślić powoduje, że przygotowanie rozgrywki zajmuje parę minut.

Grę rozpoczynamy wyrzuceni przez morze na plażę na jednym z krańców wyspy. Od tego momentu zaczyna się szaleńczy wyścig z czasem, którego celem jest nie tylko przeżyć ale zrealizować cel scenariusza który rozgrywamy. Póki co walczyłem jedynie z pierwszym scenariuszem- „Rozbitkowie”, na nim więc się skupię. Naszym celem jest ułożenie stosu drewna i wynalezienie ognia żeby stos odpalić a wszystko to musimy wykonać w odpowiednim czasie kiedy to koło naszej wyspy będą przepływać statki, które płonący stos dostrzegą i zabiorą nas z wyspy. Jak nie trudno się domyśleć o drewno nie jest łatwo, co turę otrzymywać będziemy marną jedną belę drewna, którą oczywiście możemy na stos odłożyć ale to stanowczo za mało, żeby zdążyć wyrobić się na czas. Poza tym drewna potrzebujemy również do budowy narzędzi czy schronienia, dodatkowo nieubłaganie zbliża się zima, która wymagać będzie dogrzewania się nocą, musimy więc koniecznie ruszyć na poszukiwania drewna w większej ilości.  Poza tym drewno to nie wszystko, przecież coś musimy jeść, dbałość o zasoby żywności będzie więc kolejnym elementem, który spędzać nam będzie sen z powiek. Eksploracja wyspy przyniesie nam na pewno liczne korzyści- kolejno odkryte tereny otworzą nam drogę do produkcji różnych przydatnych przedmiotów, odnajdziemy nowe źródła pozyskiwania drewna i jedzenia ale także musimy liczyć się z niebezpieczeństwami. Po wyspie włóczą się najróżniejsze bestie, których ubicie jest dla nas jak najbardziej korzystne bo dostarczą nam pożywienia i skór do budowy schronienia ale żeby tego dokonać potrzebujemy broni, której przygotowanie też kosztuje czas i materiały. Nie jest więc łatwo, rzeczy do wykonania masa a ręce do roboty tylko dwie, no może więcej jeżeli oprócz nas na plażę wyrzuciło jeszcze kogoś. Zresztą nigdy nie jesteśmy sami, wariant solo oferuję pomoc Piętaszka- uroczego tubylca, który choć o wątłym zdrowiu to chętnie nam pomoże i jego psa, przydatnego na polowaniach bądź przy eksploracji wyspy. Mechanicznie rzecz rozgryzając mamy do dyspozycji dwa dyski akcji na gracza. Możemy poświęcić oba na jedną akcję (pracujemy cały dzień) mamy wtedy pewność że wykonywana akcja na pewno się powiedzie albo rozdzielamy nasze pionki na dwie akcje (pół dnia pracujemy w jedym miejscu, drugie pół w innym) tu jednak powodzenie akcji będzie zależeć od rzutu sprytnymi kostkami, które określą nam czy nam się udało i czy przez przypadek nie ulegliśmy jakiemuś wypadkowi a dodatkowo czy nie spotkała nas jakaś przygoda. Gra wymusza podejmowania decyzji, które akcje chcemy wykonać na pewniaka a podczas których ryzykujemy by rozwijać się szybciej- zrobić więcej.

Robinson bazuje więc na trzech głównych elementach- eksploracji wyspy, drzewku technologicznym przy produkcji przedmiotów, budowie narzędzi i schronienia. Wszystkie trzy razem się łączą, przeplatają i uzupełniają. Jeżeli do tego dodamy wydarzenia które mają miejsce na początku każdej tury i dają nam zazwyczaj po łbie, poziom morale o który warto dbać bo daje nam determinację do działania a gdy spada wysysa z nas resztki zapału, zmienną pogodę, ataki dzikich bestii na nasz obóz, specjalne zdolności postaci którymi gramy, uzyskujemy bogatą, rozbudowaną grę z masą decyzji do podjęcia.

Po sześciu solowych próbach udało mi się w końcu pierwszy scenariusz przejść. Z czasem gracz uczy się co jest ważne, co wręcz niezbędne do osiągnięcia sukcesu i jedno powiem- wygrana daje niesamowitą radość. Przegrana jest frustrująca ale nabyte doświadczenie powoduje, że nie zniechęcamy się do kolejnej rozgrywki ale siadamy ponownie by krok po kroku zbliżać się do wygranej. Muszę jednak zaznaczyć, że nie jest łatwo- niemal wszystkie pojawiające się wydarzenia i karty przygód zrobią nam jakieś kuku, będzie to więc mozolna walka z żywiołami- trzy kroki do przodu dwa do tyłu, ale warto. Gra jest bardzo klimatyczna i choć optymalizacja jest ważna, to przy odrobinie wyobraźni klimat zmagań na wyspie będzie ogromny. Oprócz solowych rozgrywek zagrałem też dwa razy w większym gronie. Raz w trzy osoby, raz w cztery. Były to nasze pierwsze rozgrywki, nieznajomość niuansów powodowała raczej chaotyczne próby ogarnięcia się na wyspie i szybko doprowadziły do porażek ale grało się bardzo przyjemnie. Jedno jest pewne- trzeba poświęcić nieco czasu na dobre opanowanie zasad i doczytanie na forum i w FAQ niektórych kwestii żeby grało się płynnie. Gra jest na tyle rozbudowana, że pytania i kwestie sporne na pewno się pojawią, jednak dostępna obecnie „literatura wyjaśniająca” jest na tyle obszerna, że na większość pytań odpowiedź się znajdzie. Jest to dodatkowo jedna z tych gier, które łatwo poddają rozbudowywaniu- nowe scenariusze, nowe karty wydarzeń i przygód, nowe karty postaci, nowe przedmioty. Można więc spodziewać się, że jej żywotność i regrywalność będzie ogromna. Robinson to najlepsza gra kooperacyjna w jaką do tej pory grałem, brawo Ignacy Trzewiczek, brawo Portal!

Robinson Crusoe

autor: Ignacy Trzewiczek

liczba graczy: 1-4

czas gry: 60-120 min

wydawnictwo: Portal

 

Share

Comments 19

  1. Ja po sukcesie przy „Rozbitkach” przymierzam się do innego scenariusza, no i oczekuję na jakąś wieloosobową partię bo choć wariant solo jest wręcz doskonały w Robinsonie to pokombinowałbym sobie z kimś jak przetrwać :)

  2. Dziękuję za recenzję, cieszę się, że gra przypadła do gustu. Życzę wielu emocjonujących partii!

  3. Po sukcesie w pierwszym scenariuszu przerzuciłem się na Jenny w potrzebie. Za trzecim razem udało mi się odpłynąć z wyspy :) Świetny scenariusz- bardzo szybki (30- 40 min). Nadal ubolewam nad niegraniem w większą liczbę graczy, żeby poczuć nieco kooperacyjnej adrenaliny ale wiem jedno- solo gra się znakomicie i jest to bardzo dobra gra!

  4. Jestem po pierwszej partii w 3 osoby z pomocą psa.
    Było dosyć łatwo, ale fajnie.
    Wydaje się, że w mniej osób jest trudniej – można mniej robić na raz. Z drugiej strony w więcej osób trzeba zdobyć więcej pożywienia.
    Pierwszy scenariusz potraktowaliśmy głównie jako możliwość zapoznania się z tym jak gra działa i wkrótce spróbujemy kolejnych.

  5. Mi udało się rozegrać tylko 3 testowe rundy. Niestety rozkminianie jak rozłożyć grę trwało chyba z godzinę i nie starczyło mi zapału na pełną rozgrywkę. Strasznie dużo tych znaczników i kart w pudełku. Instrukcja jednak bardzo czytelnie opisuje setup, więc po ogarnięciu co jest czym nie będzie problemu z graniem. W 2 ed. zastąpiono plastikowe znaczniki drewnem, poprawiono instrukcję i żetony odkryć, dodano skrót zasad, rewersy startowych wydarzeń mają kolor niebieski. Brawo dla Portalu za wydanie na światowym poziomie! Braków nie zaobserwowałem, a wręcz znaczniki występują w większej liczbie niż napisano w instrukcji. Oby jakość rozgrywki była zbliżona do jakości wydania

    PS. Dlaczego znaczniki specjalnych ran mają różne kolory? Ma to jakieś znaczenie?

  6. @kdsz- żetony ran specjalnych mają kolor zależny od rodzaju przygody (budowanie, eksploracja, zbieranie) która ten żeton kazała Ci pobrać. Kolory te mają znaczenie, żeby później w dalszym toku gry powiązać dany rodzaj rany z efektem jaki ona powoduje.

  7. Dzięki Stan. A może wiesz co się dzieje gdy mam zielony znacznik rany na nodze i otrzymuję drugi znacznik (szary) znów na nogę? Zdarzyła mi się taka sytuacja w mini partii testowej i zbaraniałem

  8. @kdsz- sytuacja, która Ci się przytrafiła jest zapewne niezwykle rzadka ale jak najbardziej możliwa. Po prostu oba znaczniki musisz na tej biednej nodze położyć…
    @berni- ja nie koszulkowałem, na wyspie gorąco i niech Robinson biega bez odzienia. Ale generalnie to potrzebujesz 220 sztuk standardowych Euro i 55 mini Euro.

  9. Po lekturze FAQ okazało się, że jednak nieco oszukiwaliśmy i pierwszy scenariusz nie poszedłby tak łatwo – ale raczej też by się nam udało :)

  10. Dobra gra. Cieszę się, że uległem pozytywnym komentarzom i zdecydowałem się na zakup. Jedyne słabe strony to, moim zdaniem, zbyt długi setup oraz nagromadzenie mikroreguł, które taki szary eurogracz jak ja z trudnością przyswaja. Wolałbym bardziej elegancką mechanikę.

    Komentarz mojej małżonki jest mniej więcej taki: „Gra jest bardzo narracyjna i to jest fajne, ale w związku z tym trudno mi się skupić na zimnym realizowaniu celów”. Hmm, nie wiem do końca, czy jest to ocena pozytywna czy negatywna, ale atmosfera rozgrywki była wczoraj raczej przychylna. Szkoda, że nie udało nam się dograć do końca.

  11. @kdsz- setup jest rzeczywiście upierdliwy i zawsze chcę to mieć szybko za sobą. Ale fajnie, że i Wam gra przypadła do gustu. Coś rzeczywiście jest w tym, że klimat i narracja potrafią odciągnąć od optymalizowania, które było nie było jest warunkiem koniecznym do osiągnięcia zwycięstwa :)

  12. Mam trochę problemy z rozkminieniem działania niektórych przedmiotów.
    Przedmiot startowy „Stara butelka” (o ile dobrze pamiętam nazwę) podnosi poziom broni o 1 i można go użyć 2 razy. Czy dobrze rozumiem, że butelka działa w ten sposób, że dwukrotnie używamy jej np. przy polowaniu czy do zabicia kozy, ale nie przesuwamy znacznika poziomu broni na planszy? A co z odkryciem p. n. „szabla pirata”? Używamy tylko raz i odrzucamy, czy podnosimy poziom broni i odrzucamy żeton? Bardziej logiczna jest opcja druga i tak też grałem, ale…

  13. @kdsz- przedmiot startowy „stara butelka” jak najbardziej zwieksza poziom broni co odzwierciedla sie przesunieciem znacznika. Tej szabli nie pamietam ale cos mi sie kolata, ze na karcie jest zapis, ze „jednorazowo” zwieksza poziom broni a wiec nie przesuwa sie znacznika broni.

  14. Zagraliśmy trzy razy (scenariusz 1 i 2 x2) i mam mieszane uczucia. Wygraliśmy pierwszy scen. oszukując ździebko, a drugi za drugim razem.
    Strasznie daje w kość losowość, nie chodzi o rzucanie kosteczkami bo to jest fajne, ale totalnie pozamiatać mogą wydarzenia. Wiem, że grając 20 gier to się gdzieś wyrówna, nie mniej jednak frustruje ;]
    Pierwszą partię drugiego scenariusza skończyliśmy w 4-5 tur, bo ciągle nam zwiewało jedzenie i jechaliśmy strasznie w dół z życiem.
    Ogólnie dość ciekawe, ale chyba trzeba więcej pograć bo mechanika ma sporo kruczków o których trzeba pamiętać.
    No i to całkiem dobry przykład polskiego (semi)amieritrasza ;]

  15. Bardzo mi się ta gra podoba, przede wszystkim ze względu na właśnie tryb jednoosobowy. Ile razy grałem w Magię i Miecz kierując dwoma postaciami na raz ;)

  16. Post
    Author

    Dziś pierwszy raz uruchomiliśmy Wyspę Ognia w trójkę z Anią i Grigorijem, emocjonujący i ciekawy scenariusz. W 6 rundzie padł niestety nasz Odkrywca nie mogąc odrzucić trzech żetonów determinacji w fazie morale. Mieliśmy już odkryte 6 kafli terenu i wyeksplorowane dwie świątynie. Sukces majaczył na horyzońcie ale na majaczeniu się skończyło. Mamy ochotę na kolejne podejście bo bliskość celu dodała nam conajmniej po trzy żetony determinacji!

  17. Post
    Author

    Kolejne podejście do Wyspy Ognia z Grigorijem wczoraj. No i z Pietaszkiem. Muszę przyznać, że szło nam całkiem nieźle. Niestety do czasu. W piątej rundzie mieliśmy już odkrytych 5 terenów (tylko jednego brakowało więc do sukcesu), wyeksplorowaliśmy wszystkie trzy potrzebne do sukcesu świątynie, zaczęliśmy robić podejście do budowy szalupy i niestety nadeszła ta nieszczęsna piąta runda, w której splot nieszczęśliwych wydarzeń niemal całkowicie pozbawił mojego Odkrywcę życia. Gwoździem do trumny było nasze zgapienie się i niezadbanie o jedzenie w tej rundzie… Głód dobił mnie ostatecznie. Szkoda, ale grało się świetnie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *