10 godzin, 4 gry, 8 partii część 1 – Genua

kaszkiet Ogólne, Recenzje, Rozgrywki 6 Komentarzy

No Gravatar

Po wielu próbach udało nam się wreszcie umówić na potężną nasiadówkę planszową znacznie przekraczającą ramy popołudnia, czy wieczoru. Miało być pięć osób, przyszły 4. Zaczęliśmy około 18, skończyliśmy około 4 rano. Samego grania wyszło jakieś 8 godzin i stwierdzam, że po północy czas nad planszą zaczyna szybciej płynąć!
Co było grane?

  • 3x Świat Dysku: Ankh Morpork
  • 2x Genua (premiera w naszym gronie)
  • 2x 7 cudów + Liderzy + Miasta + 2 promo miasta – Bruksela i Catan (dodatek Miasta to również premiera w naszym gronie)
  • 1x Cytadela

W planach był jeszcze Battlestar Galactica, ale nie daliśmy rady go zmieścić, czego bardzo nie żałuję, bo z czytania instrukcji i jednej partii solo wychodzi mi, że warto potraktować ten tytuł z większą uwagą.
Ale udało się za to zagrać w czekającą od świąt na pierwszą partię, niezbyt przychylnie przyjętą na Planszoholiku Genuę.

Genua po rozgrywce


Nie mam żadnego doświadczenia w grach ekonomicznych, handlowych czy negocjacyjnych, więc porównań z innymi tytułami nie będzie.

Dla nie znających Genui – jest to handlowa gra negocjacyjna, gdzie gracz podczas swojej tury może znaleźć się na pięciu polach, ale tylko na jednym z nich może wykonać akcję. Pozostałe akcje może odsprzedać innym graczom. Na planszy można pozyskiwać towary, wykonywać małe i duże zlecenia, przenosić listy czy pozyskiwać budynki na własność, co przynosi korzyści, gdy inni gracze z nich korzystają.

Gra była nowa dla wszystkich, ale zasady przyswoiliśmy dosyć szybko.
Po 15 minutach tłumaczenia zaczęliśmy grać, a po pierwszych kilku rundach już wszelkie wątpliwości zostały rozwiane.

W Genui świetną sprawą jest fakt, że wszyscy gracze cały czas uczestniczą w grze – w turze dowolnego gracza każdy może wykorzystać swoją akcję. Uczestniczenie w negocjacjach jest niezbędne do tego, żeby osiągnąć dobry wynik. Podejście prezentowane przez najgorszy typ graczy Monopolu, czyli „nikomu nic nie sprzedaję”, jest tutaj zupełnie nieopłacalne, a także fajnie zabezpieczone regułami. Nierzadko w swojej turze chce się dojść do konkretnego budynku, ale wcześniej trzeba przejść przez inne pola. Gdy ktoś złoży ofertę na wykonanie akcji na danym budynku, aktywny gracz musi ją przyjąć, lub sam wykonać tam akcję (a ponieważ można wykonać tylko jedną akcję w turze, raczej będzie wolał tę sprzedać i dotrzeć do upatrzonego miejsca).

Zagraliśmy dwa razy. Druga rozgrywka wyraźnie pokazała, że w pierwszej nie znaliśmy wartości pieniądza – nieraz oferowaliśmy dużo więcej za dane akcje niż było to warte.
W obu rozgrywkach konsekwentnie inwestowałem w znaczniki własności, które później rozstawiałem po różnych budynkach. Nie tylko przynosiło to drobne, ale regularne wpływy gdy pozostali z nich korzystali. Za pomocą żetonu „wykorzystanie budynku” mogłem wykonywać dodatkowe akcje na swoich lokacjach i „zdalnie” pozyskiwać towary, czy wykonywać zlecenia. W pierwszej rozgrywce mocno inwestowałem też w tzw. kontrakty. Nazwa jest mało szczęśliwa, ale chodzi o to, żeby zebrać jak najwięcej kontraktów przypisanych do budynków sąsiadujących ze sobą. Jeden kontrakt wart jest 10 dukatów, ale już np. 4 kontrakty na 4 sąsiadujące budynki warte są na końcu gry 100 dukatów. Mi udało się zebrać ich 7, co dało premię do sakiewki na poziomie 250 dukatów.

Zaletą Genui jest na pewno to, że stwarza sporo możliwości. Przykładowo, żeby wykonać duże zlecenie należy dostarczyć do willi 3 żetony towarów (każdy towar wymagany w dużym zleceniu trzeba pozyskać z innego z czterech składów). Jeżeli nie udało nam się wcześniej pozyskać ich wszystkich w tradycyjny sposób (czyli za pomocą akcji – np. w składzie tkanin otrzymaliśmy dwa żetony towarów jednego typu) niekoniecznie musimy koniecznie tułać się po całej planszy, żeby uciułać wymagane dobra. Towary można oczywiście kupić od innego gracza, ale skorzystać można też z żetonu specjalnego „dowolny towar”, żeby jeden z nich zastąpić. Jest też żeton specjalny wymiany 1:1, za pomocą którego możemy wymienić dowolną kartę, żeton towaru, żeton specjalny lub znacznik własności na cokolwiek innego (tylko dukatów nie można wymieniać tą drogą). Czwartą opcją jest pozyskanie towaru zdalnie, za pomocą żetonu „wykorzystanie budynku”, który można wykorzystać jeśli mamy nasz znacznik własności na jednym ze składów.

Tak jak pisałem wcześniej, dwie rozgrywki różniły się od siebie. W pierwszej licytowaliśmy w przeszacowany sposób i wykazywaliśmy nadmierne zainteresowanie kontraktami (co akurat może być skuteczną, chociaż niekoniecznie łatwą do zrealizowania strategią). W drugiej było bardziej rozważnie i np. w składach handlowych oferty raczej już nie przekraczały 20 dukatów. W obu rozgrywkach wykorzystywałem praktycznie wszystkie znaczniki własności budynków, ale moi współgracze dopiero w drugiej zaczęli to robić, i to nie wszyscy z przekonaniem.

W Genui chodzi o pieniądze. Ten kto ma ich najwięcej na koniec gry, wygrywa. Stan sakiewki jest rzeczą niejawną i do samego końca nie wiadomo kto prowadzi. Oprócz dukatów jako takich, do stanu posiadania wliczają się także tzw. kontrakty i wystawione na planszę znaczniki własności. Cała reszta – towary, zlecenia, czy żetony specjalne nie mają na koniec wartości.
Rozgrywka okazała się dosyć wyrównana. Pierwsza partia skończyła się wynikiem 805/780/740/725 (ja na drugim miejscu), a druga 765/630/555/500 (tutaj już moje definitywne zwycięstwo).

Podsumowując, grało się naprawdę dobrze. Na BGG poszła ocena 8/10 – zobaczymy jednak czy po kolejnych rozgrywkach jej nie skoryguję.
Bardzo fajny jest mechanizm licytacji akcji, który angażuje wszystkich graczy niezależnie od tego czyja jest tura.
W grze trzeba się dostosowywać do sytuacji – ponieważ pole startowe gracza w danej turze jest losowe, trzeba szybko przeanalizować co można w danej sytuacji osiągnąć – jeśli się będziemy ociągać, może się okazać, że inni gracze już wykupili akcję, która mogła być dla nas korzystna.
Fajne są też wcześniej opisywane przeze mnie możliwości wypełnienia warunków zleceń w różny sposób, co sprawia, że nie utkniemy z kiepskim zleceniem w ręku, którego nie sposób zrealizować.
Ostatnią zaletą jest wydanie gry – duża kolorowa plansza, estetyczne znaczniki i żetony zwiększają przyjemność z grania.
Wydanie ma dwie drobne wady – czarne i ciemnoniebieskie drewniane znaczniki własności czasem trudno jest od siebie odróżnić. Podobnie jest z żetonami ze składu metali, gdzie takie same obrazki różnią się tylko odcieniem koloru.

A wady samej gry?
Przy wylosowaniu targowiska (na samym środku planszy) jako pola startowegom znacznik rund pozostałych do końca gry automatycznie przesuwa się w dół – przy nieszczęśliwym losowaniu gra może bardzo szybko się skończyć.
Poza tym, jak by na to nie patrzeć, część mechanizmów jest nieco wydumana i służy tylko samej grze, a niekoniecznie realizowaniu jej tematu. Przykładem są opisywane wcześniej kontrakty, czy listy, które się dostarcza gdy odwiedzi się dwa budynki w jednej turze, ale nieważne w jakiej kolejności.
Podobnie samo pozyskiwanie towarów, czy znaczników własności. Płaci się za nie, ale tylko współgraczom, a z samego składu towarów, czy portu otrzymuje się te dobra już niejako za darmo.
Ale tak to chyba bywa z eurogrami i gdy się to zaakceptuje można w pełni cieszyć się graniem.
A przy całej eurowatości, w Genui rzeczywiście można poczuć się jak handlarz, gdy przez godzinę negocjuje się o każdą akcję i próbuje jak najniższym kosztem osiągnąć jak największe korzyści.
Aha – graliśmy w 4 osoby. Wszystko wskazuje na to, że w 5 byłoby równie dobrze, jeśli nie lepiej. Przy 2 czy 3 podejrzewam, że zrobiłoby się mniej ciekawie.

Share

Comments 6

  1. Brawo kaszkiet, prawdziwy planszoholik z Ciebie rośnie. Taka noc to noc cudów! osadnik, berni nie opierdzielamy się tylko bierzemy przykład z kolegi!!

  2. Post
    Author

    rzaba – nie mamy, ale nie jest też tak, że są z nas wczesnostudentne szczawie ;)
    Z drugiej strony jeżeli idziesz na granie 18-22 i dziećmi zajmuje się ktoś inny, to czy po tej 22 dzieci i tak już nie śpią i mógłbyś posiedzieć dłużej? (spodziewam się odpowiedzi typu, nie masz dzieci, nic nie wiesz :)

  3. Pingback: 10 godzin, 4 gry, 8 partii, część 2 – 7 cudów świata + Liderzy + Miasta + Catan i Bruksela | Gry Planszowe - okiem planszoholika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *