Ostatnio gram bardzo mało, a właściwie nie gram wcale, więc postanowiłem wyładować swoją frustrację pisząc poniższy tekst. Będzie on traktował o tym, czego w planszówkach nie lubię.
1. Nie lubię gier bez porządnego wariantu dwuosobowego. Nie należę do żadnej społeczności graczy, nie udzielam się na konwentach, nie pasuje mi gra klubowa, więc takie tytuły już na starcie są eliminowane z potencjalnej listy życzeń. W ogóle o nich nie czytam, by nie wyrobić w sobie poczucia straty z tego tytułu.
2. Nie cierpię gier z małą interakcją. Nie lubię gier solo i pewnie nie lubiłbym co-opów (chociaż tego nie zamierzam sprawdzać). Czasem sobie ułożę sudoku w telefonie jadąc autobusem czy siedząc na sedesie, ale nie wzbudza to u mnie żadnych specjalnych emocji. Nie gram też w gry komputerowe, bo jednak najwięcej frajdy sprawia mi rywalizacja z żywym przeciwnikiem. Jednocześnie nie przepadam za interakcją bezpośrednią. Blokowanie możliwości, podbieranie zasobów i tego typu rzeczy, wymuszające konieczność dostosowywania się do sytuacji na planszy, najbardziej do mnie przemawiają. Chamskie rozwalanie czegoś co sobie rozwijałem od początku gry już mi się tak nie podoba ;-)
3. Nie lubię gier długich. Dwie godziny to maks jaki mogę spędzić przy stole. Jest to oczywiście głównie podyktowane trybem życia i obowiązkami, ale nawet jakbym się znalazł w takim matriksie, gdzie mam 6 godzin dziennie tylko dla siebie, to i tak nie miałbym ochoty spędzić tego przy grze. Co za dużo to nie zdrowo.
4. Nie lubię długich tur. W moim przypadku na wrażenia po rozgrywce duży wpływ ma czas oczekiwania na ruch. Lubię gry z porządną dynamiką, a obserwowanie jak ktoś zagrywa trzy karty, przesuwa pierdylion znaczników z miejsca na miejsce, wypłaca sobie kasę, a poprzedza to pięciominutowym stękaniem nad ruchem, zabija u mnie jakiekolwiek pozytywne odczucia względem gry. Wśród moich ulubionych tytułów są gry z szybką turą (Brass, Puerto Rico, Wikingowie) i takich gier szukam.
5. Nie lubię karcianek. Nie wiem z czego to wynika, ale ciężko mi się w nie gra i wolno je przyswajam. Nie mam nic do gier napędzanych kartami, ale muszą posiadać planszę. Łatwiej mi się wtedy myśli. Poza tym istota karcianek, czyli budowanie kombosów z wielu kart, nie stanowi dla mnie wielkiej satysfakcji. Może gdybym więcej pograł w takie klasyki jak Race, to zmieniłbym zdanie, ale póki co nie zamierzam się przełamywać.
6. Nie cierpię tematyki fantasy. Ta estetyka jest dla mnie maksymalnie odrzucająca. Wystarczy, że gdzieś w grafice z gry pojawia się smok albo heros karmiony kukurydzą i sterydami i automatycznie tracę jakiekolwiek zainteresowanie. Nie podobają mi się gry z figurkami (i tak ich nie oglądam, a są nieporęczne), kości z jakimiś runami i tego typu gadżety. Brrrr!
7. Nie lubię, gdy w grze pojawia się masa wyjątków. Nie dyskwalifikuje to może tytułu w moich oczach, ale mocno wpływa na ocenę. Wydaje mi się, że gry z wyjątkami sprawiają wrażenie niedotestowanych i niedopracowanych. Jeżeli wyjątek jest związany z zachowaniem klimatu gry, to niechętnie mogę go zaakceptować. Jeżeli jest to wyjątek „bo tak wyszło”, to trochę mnie to wkurza. Krytykowany na prawo i lewo Knizia by takich rzeczy nie puścił w świat, nie?
Jako pierwszy rzuciłem kamieniem. Zachęcam kolejnych ;-)
Comments 6
A podałbyś przykłady gier, które miałeś na myśli pisząc kolejne punkty? Zakładam, że gdzieś kiedyś trafiłeś na tytuł zbyt długi czy zbyt interakcyjny, a nie są to stwierdzenia a priori :P
Co do kart i fantasy, spróbuj Slavikę! Niby fantasy, ale przecież swojskie, słowiańskie. Jest dużo interakcji i przepychanek. Mniej doskwiera niż Basilica, ale myślę, że powinno Ci się spodobać. Losowość umiarkowana, choć trzeba mieć trochę szczęście przy losowaniu potworów ;-)
Author
@berni. Na większość punktów odpowiedzią są Ameritrashe. Nie gram w nie z zasady, a jedyne tytuły, które miałem okazję poznać to Talisman ofc, Cywilizacja FFG i Horror w Arkham. Szczególnie ta ostatnia gra to było traumatyczne przeżycie. AT nie pasują pod względem długości gry, częstej interakcji bezpośredniej, klimatu, wyjątków, których mi się nie chce zapamiętywać, długości tury. Z długością tury miałem też problem przy tekturowych Akrach. Zagrywanie kart, kupowanie, dobieranie, tasowanie itd. Miałem wrażenie, że gra się strasznie ciągnie i sama część „merytoryczna” tury jest przytłoczona działaniami mechanicznymi. W wersji online nie ma na szczęście większości tych mankamentów i gra się moim zdaniem fajniej. Oczywiście w Akrach interakcja bezpośrednia mi nie przeszkadza. Jest to istota gry, a proces „budowy” służy celom militarnym, więc OK. Gorzej jeśli się rozbudowuje miasto czy coś 3/4 czasu gry i nagle bach, bach, dostajesz od jednego gracza, bach, bach, dostajesz od drugiego i już cię nie ma.
Karcianki – R4tG, 51. stan, 7 cudów. W przypadku Race’a miałem ciężko przejść przez instrukcję, a jak się już udało, to uznałem, że nie dam rady tego przekazać żonie i oddałem grę. Mam więc za sobą tylko próbę solo za dwie osoby, oraz kilka razy Keldon. Nie przełamałem oporu. Z kolei Stan i 7 cudów, to gry, które zostały mi wytłumaczone (stan nawet podekscytowanym głosem ;-) ), ale nie zaiskrzyło. W zasadzie z tych tytułów tylko 7W z grubsza ogarnąłem, bo to prosta gra, ale podobało mi się umiarkowanie. Więcej inicjatywy z mojej strony i pewnie mógłbym polubić karcianki, ale jakoś nie mam motywacji, skoro tyle fajnych planszówek wala się po sklepach ;-)
Ja ostatnio znienawidziłem Grę o Tron – nie na moje nerwy, pokłóciliśmy się przy niej wszyscy, dziewczynę musiałem po grze przepraszać, generalnie tyle negatywnych emocji, nad którymi nie potrafiłem zapanować, że postanowiłem dać sobie spokój z kolejnymi partiami. W nic podobnego chyba jeszcze nie grałem, ale będę się teraz mocno zastanawiał, jak ktoś zaproponuje mi jakąś grę o dyplomacji…
Też bym chciał nie lubić czegoś w grach… Zawęziło by to krąg moich zainteresowań… A tak rzucam się na wszystko co popadnie i cieszę jak głupi każdą grą… No dobra, na siłę mógłbym wymyślić, że nie lubię AT, klimat fantazy też niekoniecznie mi podchodzi ale spróbować chętnie spróbuję, najwyżej nie kupię. Podoba mi się różnorodność jeżeli chodzi na przykład o interakcję. Dobrze bawię się przy grach gdzie „każdy sobie” jeżeli akurat w danym momencie mam na to ochotę, ale równie dobrze powalczę na śmierć i życie przy czymś bardziej interacyjnym, jeżeli akurat mam na to ochotę… Czas gry też nie stanowi dla mnie problemu- Zimna wojna (4h)- i dobrze- wysiedzę. Choć wolę krótsze tytuły bo na jednym spotkaniu można zagrać w więcej gier a nie tylko w jedną :) Chyba rzeczywiście bardziej lubię niż nie lubię… A chciałbym nie lubić…
Mógłbym podpisać się pod każdym punktem wymienionym przez kdsz. Gry dobieram pod kątem praktycznie tych samych kryteriów.
ciężko generalizować , zasadniczo gry lubię , nawet aż za bardzo :)
chętnie wszystko wypróbuję.
Ze względów praktycznych jednak są kryteria eliminujące przy zakupie:
1. cena – zasadniczo 150 zł to jest dopuszczalny max, do tego pułapu jest takie mnóstwo dobrych gier, że droższe mogę sobie śmiało podarować. Wallensteina w związku z powyższym raczej nie nabędę, mimo że przepadam za Szogunem.
2. ilość graczy – na BGG jest całkiem sporo wysoko notowanych strategii z rekomendacją BEST na 5,6,7 graczy – spójrzmy sobie w oczy i powiedzmy szczerze – mało realne, znam paru graczy, ale nie wszyscy lubią to co ja!. Here I Stand i spółka zostają w strefie nierealnych marzeń.
3. klimacik graficzny – musi byc choć ślad, kolorowa plansza, ilustracje, karty – w grze wcielamy się w kogoś, wchodzimy w jakiś świat, a ilustracje mają nam pomóc. Jak zobaczyłem planszę do Torresa to odechciało mi się czytać instrukcji, w Roku Smoka też mnie odepchnęło. Thurn und Taxis jest wiecznie młode właśnie dzięki ilustracjom!
4. nie lubię jak warianty 2 osobowe są robione na siłę, człowiek chce wypróbować grę we dwóch i można ją spalić na długo. Autorzy powinni wyraźnie zaznaczyć w takim przypadku, że rozgrywka 2 osobowa to dodatkowy wariant dla chętnych.
5. czas trwania – chętnie zagrałbym w Paths of Glory, ale nie widzę na to realnej możliwości, Here I Stand i pare innych tytułów też zostało zdyskwalifikowanych. Jak mam grę 2 godzinną to muszę być pewien, że będzie super się podobać mi i współgraczom, nie ma tu miejsca na eksperymenty.
6.nienawidzę gier, gdzie więcej czasu zajmuje mechanika niż myślenie. W Akrach jest to ok, ale np Sankt Petersburg czy Lost Cities to jest jakiś obłęd.
7. nienawidzę gier muto-karcianych. Juz tłumaczę – każdy pewnie ma w domu klasyczne karty do brydża, można nimi pograć w wiele gier. A Pan Knizia i paru innych zaczął wymyślać sprzedawać gry, będące mutacją klasycznych gier karcianych tylko ze zmienioną talią – dodany piaty kolor, zmieniamy nazwy i ilustracje i ilość kart w talii i już mamy grę. Szczerze znienawidziłem sporą część twórczości tego Pana – a Keltis to już szczególnie, choć sama idea zamiany gry karcianej na planszową jest błyskotliwa, doceniam geniusz marketingowy pozwalający drugi raz sprzedać to samo. Ale totalna wtórność pomysłu mnie powala.
8. nie lubię pasjansów – dlatego 51 Stan trafił na półkę, mimo że doceniam fachowość mechaniki.
9 nie lubię żmudności – gra ma być rozrywką, wyzwalać emocje, potem się chce wspomnać. Doświadczenie Helvetii czy Shipyard mnie zmęczyło, po partii miałem ochotę się położyć.
10 nie lubię suchości – czyli gier, gdzie 4 facetów siedzi z poważną miną, czasem ktoś coś chrząknie, nikt się nie odzywa przez 1,5h, az w końcu ktoś powie „wygrałem”. emocje muszą być – Amun Re poszedł na sprzedaż!
11. nie lubię wtórnosci – mam memoira, na Battlelore lub Battle Cry zatem ochoty nie mam.
12. nie lubię World of Warcraft adventure game – gra jest beznadziejnie długa, wszyscy robią to samo w kółko, jak wygrałem to wszyscy powiedzeli „nareszcie możemy zagrać w cos normalnego”.
kurde, tyle se zebrało, że mógłbym własnego posta puścić.