Na pewno dobra

mars Ogólne 0 Komentarzy

No Gravatar

W czwartek wieczorem gościłem kuzyna z dziewczyną, którzy od pewnego czasu co kilka tygodni mnie odwiedzają z głównym celem w postaci grania. Na tę wizytę byłem przygotowany z jednym tytułem, ale chciałem też zaserwować drugą grę, żeby za szybko nie uciekli. Po szybkim rzucie na regał uznałem, że chętnie bym zagrał w El Grande i przy okazji pokazał im coś nowego. Tłumaczenie zasad w jakieś 20 minut i następnie pełna wersja 9 rundowa. Gracze pojętni, więc już na samym początku odskoczyli do przodu na torze punktacji. Trzeba jednak pamiętać, że El Grande potrafi jednym ruchem sporo namieszać na planszy i większość kart akcji jest bardzo mądrze opracowana, więc wystarczy dobrze główkować. Dla przykładu takie zwykłe Veto, które zagrane w ruchu przeciwnika chcącego najpierw ruszyć króla, żeby następnie poobstawiać sąsiednie regiony swoimi 5 Caballeros może poważnie napsuć strategię. Wyrzucenie całego dworu gracza na prowincję przed jego ruchem też może przysporzyć powodu do irytacji. Bardzo lubię korzystać z Castillo, który po pierwsze dostarczy punktów a po drugie może stanowić poważne wsparcie dla regionu, na którym nam zależy. Gra toczyła się bardzo sprawnie i w niespełna godzinę mieliśmy wyniki: niebieski – zielony – żółty.

Drugi tytuł wieczoru był przeze mnie bardzo wyczekiwany, ponieważ miała to być moja druga gra w Goa a pierwsza własnym egzemplarzem. Zasady pamiętałem z tłumaczenia Stanley’a, choć setup początkowy musiałem sobie przypomnieć. Tłumaczenie zasad trwało trochę dłużej niż w przypadku El Grande, ale to głównie przez rozproszenie uwagi i dyskusje poboczne. W trakcie gry wszystko szło szybko i sprawnie a krótkie akcje gracza nadawały dynamiki rozgrywce. Tym razem podczas licytacji miałem 7 razy flagę pierwszego gracza, przez co sporo dodatkowych akcji miałem, ale niestety na początku słabiej z plantacjami mi szło. Ostatecznie wynik podobnie jak w El Grande czyli niebieski – zielony – żółty :) Niestety ni obyło się bez pomyłek – jednej rzeczy nie zapamiętałem i karty wypraw zagrywaliśmy po kilka razy w jednej akcji a tak być nie powinno. Najważniejsze jednak, że wszyscy gracze stosowali się do tej samej zasady a to jest najważniejsze. Na koniec Szymon stwierdził, że fajna gra, więc potwierdził moją teorię ;)

Dzisiaj natomiast przy okazji organizacji urodzin dla Sofci odkryłem ciekawe miejsce, gdzie w czwartki kilka osób się zbiera i gra w planszówki, a to wszystko niespełna 200 m ode mnie :) Najpierw jednak przetestuję i wtedy zdam relację!

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *