W pierwszych słowach mojego wpisu pragnę nadmienić, że tytuł jest prześmiewczy i złośliwy, wręcz głupi i nie ma nic wspólnego z tym o czym będę pisał. A będę pisał o grze „Horus”, która jest co prawda darowanym koniem, ale pięciokrotny rzut oka na zęby utwierdza mnie w przekonaniu, że moja kolekcja powiększyła się o tytuł o dużym potencjale.
O „Horusie” nie słyszałem do momentu, gdy wygrałem go w planszoholikowym konkursie na recenzję. Normalnie jak zawsze przejrzałem opinie na BGG (dość chłodne jednak), obejrzałem fotki, ściągnąłem i przeczytałem instrukcję, po czym uznałem, że powinno być OK, ale bez szaleństw. Lubię tile placement, więc tym pozytywniej byłem nastawiony do tego tytułu. Reguły nie są trudne, można by zaryzykować tezę, że banalne, ale jest mały szkopuł. Otóż w grze pojawiają się pewne wyjątki, o których łatwo zapomnieć w pierwszych partiach. Strzelam, że są to rzeczy które wyszły podczas testów i na tym etapie nie udało się ich elegancko rozwiązań. Tych zgrzytów jest jednak stosunkowo mało, więc nie uważam, żeby to bardzo mocno wpłynęło na ocenę gry.
W skrócie – gracz w swoim ruchu losuje płytkę, dokłada byle gdzie (wyjątek – płytka rzeki), zagrywa kartę z ręki i bazując na kolorze karty dokłada płytkę w stosownym kolorze byle gdzie, a następnie kładzie swój znacznik na wolnej płytce zlokalizowanej w regionie składającym się z takiej liczby elementów jak cyfra na karcie (tzn. karta z cyfrą 3 pozwala dołożyć znacznik do regionu złozonego z trzech płytek w jednakowym kolorze). Na koniec gracz uzupełnia rękę i przekazuje pałeczkę dalej.
Punktacja jest prosta – gracz, który ma najwięcej znaczników w danym regionie dostaje tyle punktów ile jest płytek. Jeżeli region jest otoczony wodą (czyli zlokalizowany na wyspie), lub sąsiaduje ze specjalną płytką światyni Horusa, wówczas gracz otrzymuje podwójną stawkę. Maksymalnie z jednego regionu można wyciągnąć 10 punktów. Z ważniejszych rzeczy trzeba wspomnieć, że znaczniki można dokładać do regionu składającego się z nie więcej niż pięciu płytek, ale oczywiście można kombinować i w niedalekim sąsiedztwie stworzyć nowy region w tym samym kolorze, zdobyć w nim przewagą i następnie oba połączyć ;-). Kombinowania jest trochę, losowości trochę też, a negatywnej interakcji baaardzo dużo. Zresztą część tych lekkich zgrzytów, o których pisałem, wpływa dodatnio na poziom interakcji. Czas rozgrywki jest świetny – w dwie osoby spokojnie można się wyrobić w 20 minut. Wykonanie bardzo dobre (super wypraska i wielkość pudełka), powiązanie tematu z mechaniką bliskie zeru.
Naprawdę jestem bardzo zadowolony z tej nagrody. Żonie też się podoba, co nawet zwerbalizowała po pierwszej partii (absolutna rzadkość). Na kolejne dowody uzniania „Horus” nie musiał zresztą długo czekać – z jej inicjatywy graliśmy wczoraj dwa razy i dzisiaj dwa razy, a wieczór dopiero przed nami, więc kto wie czy jeszcze nie pykniemy :-)
Dzięki mars!
Comments 3
Ładne złote walce, jak u Wallaca :D
No to cieszę się, że zagraliście ;) Fajnie, że się w miarę podobała
Wczoraj nareszcie udało się odpalić z osadnikiem długo przeleżanego Horusa i rzeczywiście jest to zaskakująco miła gierka. Prosta ale nie oczywista. Niewątpliwym atutem jest krótki czas rozgrywki. Że tak powiem „trąci nieco myszką”, sucha jak diabli, abstrakcyjne do bólu euro ale gra się przyjemnie. I złote walce jak u Wallace’a ;)