W końcu zostałem doceniony w USA

mars Rozgrywki 2 Komentarzy

No Gravatar

Na początku grudnia ubiegłego roku na mojej półce wylądowała gra, którą dawno chciałem mieć, ale zawsze coś innego po drodze wynikało. W zasadzie to zamówiłem ją jeszcze chyba we wrześniu, żeby mieć na urodziny, albo może w październiku – w każdym bądź razie czekałem 2 miechy, ale bez stresu, ponieważ było w co grać. Gdy w końcu dotarła to szybcikiem zabrałem się za rozpakowanie i delektowanie się zawartością – jest to czynność obowiązkowa i bardzo satysfakcjonująca dla każdego planszoholika. Pudełko wielkości WN lub EiT tylko znacznie solidniejsze.

Gry planszowe - 1960: The Making of the President

1960: The Making of the President skrywa wewnątrz elementy, które na pierwszy rzut oka po otwarciu bardzo się kojarzą z grą Twilight Struggle – no dobrze – przynajmniej karty i grafika mapy.

Gry planszowe - 1960: The Making of the President

Plansza tym razem przedstawiająca USA z ładnie podzielonymi i wymienionymi stanami oraz grafiką wprowadzającą klimat wyborczy.

Gry planszowe - 1960: The Making of the President

Do tego żetony stanów, drewniane znaczniki poparcia i trochę innych oznakowań potrzebnych podczas rozgrywki.

Last not least – karty do gry, dzięki którym cała gra nabiera sensu!

Gry planszowe - 1960: The Making of the President

Gry planszowe - 1960: The Making of the President

No i co dalej? Oczywiście pierwsze co to napalony chwytam za instrukcję, czytam, czytam, czytam i w połowie mam chwilę zwątpienia. Doczytuję jednak do końca i mam mętlik w głowie. W tym czasie pojawiało się coś innego pod choinką i po choince no i sami wiecie. Jednak w ubiegłym tygodniu dostałem napadów jakie to czasem mnie łapią i uznałem, że muszę przeczytać instrukcję na poważnie i grać. Instrukcję ogarnąłem w jeden wieczorek do tego super podsumowanie na ostatniej stronie i jeszcze skrót zasad na BGG aż wreszcie uznałem, że jestem gotowy. Teraz już „tylko” znaleźć kogoś do grania. Okazało się to łatwiejsze niż mogłem przypuszczać. Na wtorek wieczorem umówiłem się z kuzynem na pierwszą potyczkę.

Standardowo rozpocząłem od setupu i opisania elementów gry. Nie czułem sie pewnie więc postanowiłem skorzystać z pomocy dostępnej tutaj http://boardgamegeek.com/filepage/38564/1960-rules-summary-v1-1. Okazała się ona bardzo przydatna i dzięki niej nie przegapiłem żadnego elementu przebiegu gry podczas tłumaczenia zasad. Niestety ale proces przekazywania zasad tak czy inaczej zajął mi 45 minut. Pierwszych kilka rund wymagało podglądania zasad, ale w 4 już było płynnie i bez zająknięć. Ja rozgrywałem karty JFK a Szymon Nixona. Patrząc na początkowy układ wpływów na planszy wydawało mi się, że Kennedy ma przewagę. Wrażenie to spotęgowały jeszcze karty jakie się trafiały. Oczywiście była masa akcji, które czyściły mój wpływ w wielu stanach – szczególnie jedna tura spowodowała u mnie wyborczą zadyszkę. Czułem się jednak dość pewnie i dążyłem do zwycięstwa w wyborach. Podczas debat miałem karty, które niestety nie były zbyt mocne i obawiałem się przegranej, ale okazało się, że przeciwnik też nie miał trafionych kart. Cały czas starałem się utrzymywać wpływ w mediach, dzięki czemu mogłem unikać sprawdzania poparcia zdobywając wpływy w stanach, gdzie Nixon miał 4 znaczniki lub osobiście prowadził kampanię. Starałem się też dorzucać po trochę żetonów endorsment do mediów, potrzebnych na koniec gry. Oczywiście wszystko to kosztem wspierania kampanii w poszczególnych stanach. Gdy nastała faza wyborów okazało się, że zyskałem sporo poparcia w niezdecydowanych stanach. Do tego utrzymałem przewagę w Nowym Jorku i kilku innych ważnych stanach. Faza podliczania głosów stanowiła bardzo przyjemną część i dała wynik 313 : 224 na niekorzyść republikanina. Oznaczało to, że powtórzyliśmy historię, choć mam nadzieję, że dalszy ciąg nie będzie taki, jak w przypadku Kennedy’ego. Gra zajęła nam 2:40 ale uwzględniała przerwę na pokrzepienie sił, więc w praktyce jakieś 2:30. Sporo emocji, wzlotów i upadków, ale najważniejsze, że wszystko to bardzo satysfakcjonujące dla obu stron. Po zakończeniu czułem jednak, że chyba od początku Kennedy miał łatwiej i dlatego może udało się wygrać.

Gry planszowe - 1960: The Making of the President

Oczywiście idąc spać wiedziałem, że jak nie zagram szybko kolejnej partii tym razem Nixonem to będę bardzo rozdrażniony. Na szczęście na środę miałem już umówionego następnego kandydata do fotelu prezydenckiego :) Janek miał tę przewagę nad Szymonem, że już grał ze mną chyba ze 2 razy w Twilight Struggle, więc mechanika i idea gry nie była mu obca. Grę zaczęliśmy zaraz po pracy od tłumaczenia zasad. Tym razem poszło już szybciej, ale i tak jakieś 30 minut na to poświęciliśmy. Ja byłem czerwony a Jankowski chwycił niebieskie drewienka. Już na początku czułem się jakoś słabo na planszy, szczególnie rzucając okiem na wschodni region. W tej potyczce jednak rozgrywka była inna i w trakcie nie skupiałem się na wsparciu w mediach, ale żetony poparcia na koniec powoli dokładałem. Większe natężenie ruchów jednak można było zauważyć na torze spraw ważnych dla kraju, gdzie regularnie lądowały raz niebieskie raz czerwone znaczniki. To co warto zauważyć to fakt, że Janek ani razu nie zagościł w zachodnim regionie i nie zadbał tam o jakiekolwiek poparcie ani choćby zmniejszenie moich wpływów. Cała kampania skupiła się na wschodzie i południu aczkolwiek kilka razy odwiedziłem rodzinne strony, żeby porozmawiać z lokalnymi patriotami  i upewnić się, że mnie nie zawiodą w najważniejszym momencie. Podczas debaty znowu miałem kiepskawe karty, ale na szczęście JFK też nie zapewnił sobie właściwych. Dzięki temu udało mi się dorzucić aż 6 znaczników na planszę. Przed wyborami miałem wsparcie medialne na wschodzie, w części środkowej i na południu. Do tego w kilku regionach udało mi się zaledwie zrównoważyć wpływy, co jednak w finalnym starciu dało mi jeszcze kilka „darmowych” stanów. W połowie gry uczepiłem się też Nowego Jorku i obsadzając tam aż 6 znaczników poparcia czułem się pewniej. Niestety Jankowski w zamian zajął kilka stanów punktowanych niewiele niżej, ale jak się okazało to nie wystarczyło mu, aby zachować prawdziwy bieg historii. Tym razem udało nam się napisać dzieje USA na nowo i oddać władzę w ręce Nixona. Wynik bardzo podobny do dnia poprzedniego tylko dla drugiego kandydata 327 : 210 a czas partyjki to 2 godziny. Dzięki temu zaufałem grze jeszcze bardziej i nie boję się, że szanse są nierówne. Janek od razu odgrażał się, że szykuje się rewanż, z czego bardzo się cieszę. Niestety teraz udaje się on do kraju, gdzie (nawet on) będzie ponadprzeciętnie wystawał ponad tłum na zdjęciach, ale jak wróci to … jeszcze długi weekend po drodze, ale później już … wyjazd służbowy, jednak po nim już zagramy!

1960: The Making of the President jest wspaniałą grą i postawię ją na poziomie Twilight Struggle. Zrównam je ze sobą dlatego, że pomimo iż TS wydaje mi się pełniejszy i dający większe możliwości, to 1960 jest znacznie szybszy a nie odbiega poziomem rozgrywki znacząco od TS. Możliwość przeżycia fajnej przygody w USA w czasie 2 h jest bardzo kusząca i zamierzam ją jeszcze nie raz powtórzyć. Cieszę się, że tytuł ten pojawił się w mojej kolekcji oraz z tego, że tak się podoba współgraczom. Teraz tylko muszę zwabić kolejnego kandydata na prezydenta.

Share

Comments 2

  1. w teorii bardzo podobają mi się takie gry, mam nadzieję, ze kiedyś trafi mi się okazja i czas, by w taką zagrać i przekonam się jak będzie w praktyce

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *