Ostatnio słabo mi idzie poznawanie nowych tytułów przy pomocy siebie – czyli mam problem z przebrnięciem przez coraz to nowsze instrukcje. W związku z tym postawiłem sobie za cel powrót do gier, które nie miały okazji zabłysnąć, a przewinęły się przez stół dawno, dawniej lub najdawniej. Jakiś czas temu byli to Osadnicy z Catanu, którzy przywiali wspomnienia losowości i turlającej się kulki śniegu. Wczoraj natomiast postanowiłem wrócić do innej gry, która na stole zagościła na razie 3 razy (ze 2 lata temu) i musiałem sprawdzić czy ma szansę na więcej. Przeczytałem, a w zasadzie przypomniałem sobie zasady i dzisiaj udało mi się rozegrać El Grande. Pierwsze co dla mnie bardzo ważne, to przedstawienie zasad. Trwa jakieś 8 minut i można grać. Prosta idea „territory control” wyjaśnia prawie wszystko. Do tego karty akcji wybierane w zależności od tego jaką kartę siły zagramy, sposób rozmieszczania caballeros i sposób punktacji i mamy komplet informacji niezbędnych do rozegrania szybkiej, dynamicznej i bardzo emocjonującej partii z wieloma zwrotami akcji. Gra jest na prawdę bardzo zaskakująca i co ruch sytuacja na planszy może się zmienić diametralnie. Nie ma tu miejsca na jakieś długoterminowe planowanie – trzeba dopasowywać się do chwilowej sytuacji. Nie można założyć sobie jakiejś taktyki i skupiać na jednym terenie – trzeba szybko działać bo przeciwnik nie śpi i psuje szyki. Karty siły są bardzo ciekawym sposobem na ustalenie kolejności a zarazem przemieszczania caballeros z prowincji na dwór. Karty akcji dają możliwość wykonania dywersji, przemieszczania jednostek i zarazem dokładania odpowiedniej ilości caballeros z dworu w rejony sąsiadujące z królem lub do Castillo. Wreszcie wspomniany Zamek, który rzutem na taśmę może zmienić układ sił przed każdym z trzech podliczeń punktów.
Ja jestem w posiadaniu wersji bardzo starej a wieku dodaje jest też plansza, która robi klimat renesansowy. Do tego fajna wieżyczka Castillo, gdzie ukrywają się caballeros. Ciekawe są też krążki, dzięki którym można w ukryciu wybierać terytorium, na które przykładowo chce się przemieścić znaczniki z Castillo. Jedyna rzecz, która mnie trochę denerwuje to brak jakiegoś oznakowania na torze punktacji, ale to już czepianie się.
To wszystko stanowi o tym, że grę tę będę lobbował podczas moich spotkań planszówkowych ;) To oznacza, że jutrzejsza świąteczna wizyta u rodziców nie może skończyć się bez zaciągnięcia brata i taty o rozgrywki w El Grande! Czuję potrzebę rozegrania jeszcze kilku partyjek. Ta gra po prostu jest bardzo dobra. Jej prostota i zarazem mózgożerność jest piękna w swej postaci. Jestem pod wrażeniem i żałuję, że zostawiłem to pudło tak na uboczu żeby się marnowało. Na pewno naprawię ten błąd.
Dzisiejsza gra utwierdziła mnie w przekonaniu, że plan odgrzebywania dawno niegranych gier jest właściwym posunięciem.
Comments 8
Author
Udało się dzisiaj zagrać w 4 osoby. Zasady zostały wytłumaczone w jakieś 10 minut – to ze względu na tatę, który oprócz szachów w nic nie gra. Tak się złożyło, że akurat jak przyszedłem to wykańczał brata pionkami. Tak czy inaczej ze stołu świątecznego wyrzuciłem wszelkie zbędne elementy typu talerze i jedzenie oraz obrus i mogliśmy grać. Przy 4 osobach karty siły nabierają dużo większego znaczenia i walka o pierwszeństwo lub bycie na końcu jest dużo bardziej zacięta. Ostatni gracz zostaje z tylko 2 kartami akcji do wyboru, więc trzeba się bardziej postarać. Co więcej karty z niektórymi akcjami są dużo bardziej wydajne, ponieważ działają na wielu przeciwników i wyrzucenie komuś 2 caballeros z terytorium to tak na prawdę uderzenie aż w 3 graczy. Co więcej punktacja za terytoria ma inne znaczenie i liczą się wszystkie miejsca a nie tylko pierwsze – to powoduje jeszcze większą rywalizację o każdy punkt. Ponieważ punkty zwycięstwa nie przekładają się na bonusy w grze więc nie ma obawy o efekt śnieżnej kuli, ale jak dwóch graczy będzie regularnie nękać jednego to raczej pozamiatane. Co dla mnie ważne to fakt, że tata pomimo faktu, że nie grywa w planszówki i ma ponad 6 dyszek na karku to był w stanie nieźle mnie gonić cały czas i ostatecznie zająć drugie miejsce. Zasady załapał bez problemu tylko czasem nie pamiętał co któraś z kart akcji daje. W ten oto sposób jeszcze bardziej uwierzyłem w tę grę i wspaniale spędziłem półtora godzinki. To również spowodowało, że moją ocenę na BGG podniosłem troszeczkę :)
Fajnie, fajnie, że tak rodzinę zagoniłeś :) ja z żoną w nieśmiertelnego Stone Age łoiłem wczoraj a dziś czeka nas partia Peloponnes, który mniejszym skomplikowaniem zasad zwyciężył z Egizią :)
Author
Tak dziwne, że się udało, ale postanowiłem zabierać zawsze jakąś grę ze sobą. Następnym razem coś lżejszego typu thurn und taxis żeby matkę też zagonić do grania :)
a ja z synem i bratankiem 2 razy Metro zagrałem. Zawsze to coś.
A El Grande nadal posiadam i mam zamiar nadal posiadać. Jest sympatyczną prostą strategią, zasady proste a plansza bardzo klimatyczna. Uwielbiam takie staro-kartograficzne klimaty.
W moim przypadku święta przy planszy były takie sobie średnie. W sobotę totalna posucha (za wyjątkiem gier dla dzieci), ale w niedzielę udało mi się zagonić teściów to „Kolejki”. Mimo, że była to już druga partia w historii to teściowa przy KAŻDYM swoim ruchu pytała czy ma zagrać kartę, ustawić pionek w kolejce czy też zabrać zakupy do domu. No i zawsze była zaskoczone, że teraz jej ruch! Z rundy na rundę potęgowało to irytację teścia, który zaczął wreszcie nieuprzejmie to wszystko komentować ;-). Strasznie się ta gra dłużyła, dobiliśmy bodaj do dwóch godzin.
W poniedziałkowe popołudnie żona rozjechała mnie w Ingeniousa, a po powrocie do domu na dobranoc zagraliśmy w Tinners’ Trail. TT jest naszym odkryciem ostatnich dni. Wiele dobrego (ze strony marsa i Stanley’a) oraz wiele złego (ze strony berniego) napisano już na planszoholiku o tej grze, ale dodam od siebie, że ten tytuł świetnie trafia w nasze obecne potrzeby zarówno długością rozgrywki jak i złożonością. Bardzo nam się podoba.
Author
Cieszę się, że się podoba TT – faktycznie bardzo pochlebnie się wypowiadałem i nadal uważam, że to świetna gra. Co dla mnie jest fenomenem to doskonale działająca licytacja dla dwóch osób – odpuścić walkę o jakiś teren jest bardzo ciężko :)
Wydaje mi się, że licytacja dwuosobowa jest jednak dość sztuczna. Spróbowaliśmy lekkiej modyfikacji i gra się fajnie i bardzo szybko.
Mam też wątpliwości co do zasad passowania. Wydaje mi się, że gracz prowadzący na punkty może wykorzystywać ten mechanizm do szybkiego zakończenia partii. My graliśmy w ten sposób, że pass był możliwy po wykorzystaniu 5 punktów czasu.
TT w składzie dwuosobowym grałem 8 razy i kilka w większym gronie. Jeśli chodzi o pasowanie nie odnotowałem problemu ponieważ ne trafiłem na graczy, którzy zamiast grać stosowaliby tę taktykę.
Jeśli chodzi i licytację to jak dla mnie nie jest sztuczna – ja nie potrafię oddać czegoś bo przeciwnik chce. Z reguły wolę przemęczyć chwilę odbierając przeciwnikowi to na czym mu zależy i później na tym skorzystać. Oczywiście jak trafią się osoby, które nie lubią konfrontacji to licytacja nie ma sensu. Jednak jeszcze tylko w Książętach Florencji licytacja dwuosobowa ma w miarę daje mi poczucie prawdziwej licytacji co rzadko się zdarza.