Zacznę od tego, że Cywilizację: Poprzez Wieki kupiłem w preorderze w pierwszej polskiej edycji czyli chyba ze 2 lata temu? Żeby doprecyzować, to dostałem ją chyba pod choinkę razem z Caylusem. Oczywiście bardzo podniecony faktem posiadania tej świetnej gry przystąpiłem natychmiast do czytania instrukcji – na początek wersji uproszczonej, żeby szybko móc zacząć rozgrywkę. Pierwsza partyjka była 4 osobowa z kobrą i radem. Podczas gry czuć było prawie fascynację tym tytułem, ale … No właśnie nie wiem co się stało, ale po tej partyjce uproszczonej zagraliśmy jeszcze raz w tę samą wersję i prawie 3 raz. Następnie miało być czytanie zasad pełnych i…instrukcja była gotowa na szafce przy łóżku…czekała na lepsze czasy. W pewnym momencie nawet przeczytałem kilka stron, ale nigdy do końca. Tak mogłoby być jeszcze długo, gdyby nie niedzielny obiad, na którym przypadkiem był Stanley. Na odchodnym zaproponował partyjkę Cywilizacji tego samego wieczora, jednak napięty grafik nie pozwolił mi skorzystać z tej okazji. Nastał jednak poniedziałek, w który to standardowo po pracy odebrałem Sofcię z przedszkola i spacerkiem udałem się do domu. Na miejscu obiad, kilka gier w Chińczyka i Farmera, rysowanie, pisanie, czytanie, puzzle i … tak nie usłyszałem ściszonego zresztą telefonu. Usiadłem jednak na chwilę do planszoholika a tu Stanley się dobija w każdy możliwy sposób podtrzymując swoją ofertę rozgrywki. Szybkie sprawdzenie rozpiski i już byliśmy umówieni na partyjkę.
Wystartowaliśmy chyba około 20:00 i oczywiście na początek tłumaczenie zasad. To co pamiętałem to była jakaś namiastka zasad z wersji podstawowej, która ma się nijak do pełnej. Tu poświęciliśmy jakieś 30 minut, chociaż w ciągu gry dopytywałem kilka razy o wojny, agresje i kolonizację, do których nie miałem pełnej jasności. Początek zdecydowanie na oślep w celu wybadania gruntu a później zacząłem klecić jakąś taktykę. Tu właśnie warto zauważyć, że musimy wybiec za każdym razem co najmniej kilka rund w przód, aby zaplanować rozwój cywilizacji i ewentualnie modyfikować swój plan dostosowując go do poczynań przeciwnika.
Stanley na wstępie wspomniał „W dwie osoby nie należy odstawać militarnie„, co trochę zaważyło na moich poczynaniach. Nie oznacza to, że od razu rozpocząłem wyścig zbrojeń i korzystałem z władców nastawionych na niszczenie i plądrowanie. Po prostu cały czas starałem się mieć trochę więcej armii. Dodatkowo postanowiłem od początku skupić się na punktach kultury i kartach przynoszących regularnie rosnący dochód w tej dziedzinie. Okazało się, że przez grę udało mi się znacznie uciec – w porywach do prawie 50 punktów. Niestety zawsze jest coś kosztem czegoś innego i w moim przypadku cierpiałem na brak punktów nauki, co niestety skutkowało opóźnieniem w ulepszaniu mojej cywilizacji. Stanley natomiast żarówek miał pod dostatkiem i co chwilę pojawiały się u niego nowe karty technologii czy coraz to lepsze budynki. Ja tymczasem nie potrafiłem wykorzystać pojawiającej się od czasu do czasu przewagi militarnej co tylko pogarszało morale. Dodatkowo produkcja surowców i żywności bardzo powolna, z kopalnią i farmą na poziomie I nie sprzyjała rozwojowi. Niestety w momencie zakupu przeze mnie ustroju dała się we znaki nieznajomość ustrojów jakie są do wyboru. Jakbym wiedział co jeszcze się trafi to na pewno nie wziąłbym monarchii. Na poziomie III pojawiać zaczęły się interesujące mnie ulepszenia armii z samolotem na czele. Do tego rakieta i żołnierz mieli mi otworzyć drogę do sukcesu i … prawie się udało. Gdy byłem gotowy do walki z przewagą militarną na poziomie 11pkt … okazało się, że nastała ostatnia runda, w której nie można wywoływać wojen. Tadam! Totalna głupota z mojej strony, chyba nie odnotowałem faktu, że nie można walczyć w ostatniej rundzie. Spróbowałem nawet agresywnie zawalczyć o 14 punktów kultury, ale Stanley miał dwa bonusy do obrony o wartości 12pkt co mnie idealnie zbiło z tropu.
Do liczenia Stanley wybudował jeszcze jakiś cholerny cud, który dał mu dwadzieścia kilka punktów, skorzystał z wydarzeń dwóch co na koniec pozwoliło mu mnie wyprzedzić o 23 punkty.
Trochę końcówka mnie podłamała, szczególnie tym nieudanym atakiem i wojną, do której w ogóle nie doszło. Teraz już jednak wiem, że zupełnie inaczej bym grał następnym razem. Gra bardzo mi się spodobała choć 10/10 nie dam. Wydaje mi się, że 8/10 jest dobrą oceną. Na pewno za długo graliśmy i prawie 4 godziny to jakaś masakra. Do tego przesuwanie wszystkich znaczników i pamiętanie o dociąganiu kart militarnych za niewykorzystane akcje. Na pewno muszę zagrać ponownie z doświadczeniem z wczorajszej partii i sprawdzić co się da wyciągnąć z tej gry oraz skrócić czas d o 3 godzin.
Comments 10
dla mnie absolutne 10/10 i tylko Agricola się z nią równa :) koniec i basta! ;) Wczorajsza rozgrywka potwierdziła dla mnie wielkość CPW i genialnie gra się któryś raz z kolei i widzi jak trybiki pracują. Czysta przyjemność! Mnóstwo jest oczywiście rzeczy o których trzeba pamiętać ale nie są one dla mnie tak irytujące jak np. w Zimnej wojnie gdzie pilnować trzeba co już zostało zagrane albo jakie modyfikatory obowiązują w tej turze… Choć oczywiście Zimna wojna też wymiata! Hm… jestem jakiś tendencyjny… Generalnie wszystkie gry mi się podobają… źle ze mną!
Cztery godziny! Brzmi jak wyrok.
Był czas, gdy sam siebie oszukiwałem, ale już wiem, że gry z wariantem dwuosobowym powyżej 1,5h są trudne do zaakceptowania. W ten sposób z szerokiej wishlisty odpada Ora et Labora, o której wyczytałem, że 1 na 1 gra się strasznie długo.
@Stanley. Rzeczywiście upierdliwość potrafi zabić pozytywne wrażenia. Co prawda w gry tego kalibru co Zimna Wojna czy TtA nie grałem, ale mnie mocno uwiera nawet to ciągłe dokładanie znaczników w Agricoli. Po kilku partiach jakoś się przyzwyczaiłem, ale wciąż uważam, że jest to duży mankament tej gry. Podobnie wyjątki, modyfikatory itp. o których piszesz. Przez to między innymi nie potrafiłbym odnaleźć się w świecie ameritrashy – „Wlazłeś do lokacji i jeżeli jesteś elfem to się dzieje A, a jeżeli nieelfem to B. Jak się wczujesz w postać, to będzie ci łatwiej ogarnąć”. Absolutnie nie dla mnie
O… to we Wrocławiu są dobre dusze grające w TtA w realu.
I w Agricolę. To nie trzeba jeździć do Gliwic? Może nie trzeba będzie się przeprowadzać… ;P
@macike: oj są, są. TtA to mój top topów odkąd go tylko dostałem w sierpniu 2010 ;-)
Mnie to przekladanie w ta i z powrotem 20 kosteczek 3x3mm doprowadzalo do pasji…
Do tego ta gra jest po prostu…. brzydka. Pozbylem sie jej czym predzej…
Że się tak grzecznie spytam… dlaczego mój post został wymoderowany ???
Czyżby wydawca gry nie zezwolił na wyrażanie nieprzychylnych opinii o grze ?? Czuję niesmak i twoja strona znika z „ulubionych”…
Bardzo polecam http://www.boardgaming-online.com/ , żeby się podszkolić. Ja zagrałem tu ze 25 partii już i coraz więcej kumam.
Author
@Tehanu – z bardzo prostego powodu o czym pisałem. Dopiero zjechałem do domu i zasiadłem do kompa. Brak czasu to też moderator o czym pewnie osoba pracująca szybko się przekona. Jak na razie żadnego komentarza nie wywaliłem :)
Jeśli czytałeś posty na planszoholiku, to chyba raczej wiesz, że wydawca akurat nie ma tu nic do gadania :)
Co do brzydkości to fakt, zdecydowanie lepiej bym przyjął tę grę mając przed oczami coś przyjaznego dla oka, ale nie zmienia to faktu, że gra jest bardzo dobra.
Author
I jeszcze dla przypomnienia:
http://planszoholik.pl/2010/11/04/gdzie-sa-moje-komentarze/
nie przeszkadza mi szata graficzna CPW, jest praktyczna a mechanika rekompensuje w zupełności brak dodatkowych walorów wizualnych a po kilku rozgrywkach do przesuwania kosteczek też się można przyzwyczaić i nie zwraca się na to uwagi.