COLONIA

osadnik Recenzje 7 Komentarzy

No Gravatar

Kolonia w średniowieczu była jednym z najbogatszych miast ówczesnej Europy, ośrodkiem handlowym i religijnym. O tym to mieście i okresie zrobił grę Dirk Henn, którego bardzo poważam.

Gra wpadła w moje łapki ok pół roku temu, w tym czasie zagraliśmy 3 razy. Pudło jest wielkie i ciężkie, kalibru Szoguna, jest sporo elementów i wielgachna plansza, która cieszy oko. Plansza w formie MEGApuzzli szczególnie spodobała się mojemu potomstwu, które wszelkie puzzle lubi tak więc i tą planszę montowała i rozmontowywała 15 razy z rzędu.

Gry planszowe - Colonia
Tematem gry jest oczywiście handel i produkcja, można by rzec, że temat oklepany i niczego nowego nie należy się spodziewać. Bo i faktycznie większość rzeczy już gdzieś była, stary Dirk lubi swoje sprawdzone pomysły i mamy tu rzeczy znane z jego poprzednich tytułów tudzież pożyczone od innych autorów:
1. losowy setup rodem z Eketorp- w każdej kolejce ciągniemy kartę pokazującą jakie surowce będą dostępne, jakie są moce przerobowe rzemieślników i ile statków opuści port,
2. 4 różne waluty znamy przecież z Alhambry – statki płyną do 4 różnych portów i wracają z różną walutą,
3. głosowanie nad ustawami przypomina nam Cubę,
4. ładowanie towarów na statek też rodem z Cuby czy Puerto Rico
5. zasłonki do chowania surowców – bliźniaczo podobne do tych z Eketorp
6. kupowanie surowców aby je przetworzyć w towary, które potem można sprzedać też jakbym już gdzieś widział.

Więc co tu oryginalnego? Czy tylko to, że na pieniądzach się nie kończy, ale trzeba je wydać jeszcze na zakup relikwii?

Otóż jest tu wspaniała mechanika worker placement, która strasznie mi się spodobała, oraz jeszcze wspanialsza mechanika edukacji gracza i wzrostu napięcia podczas gry aż do wielkiego finału. Ale po kolei.

Worker placement – w tych grach co znam na początku rundy gracz plejsuje swoich łorkerów na różnych polach planszy, a potem zbiera ich z powrotem razem z efektami ich pracy. A w następnej rundzie znowu ma do dyspozycji wszystkich łorkerów do plejsowania. W Colonii plansza jest wielkim rondlem, masz zasadniczo 4 pola gdzie wysyłasz roboli, ale uwaga, oni wrócą do ciebie dopiero jak ty po nich wrócisz, czyli dopiero po obejściu rondla (czyli za tydzień w terminologii gry). Oznacza to, że w każdym momencie gry mam do dyspozycji inną liczbę robotników i muszę dobrze pilnować jak ich rozstawić, bo jak wszystkich wyślę w danym tygodniu do roboty, to w kolejnym może mi ich braknąć na etapie zakupu surowców, a na następnym etapie mogę ich mieć za dużo. (Uff, mam nadzieję, że to w miarę jasno opisałem). Tylko w pierwszej kolejce możesz spokojnie zaplanować ruchy i zaraz się okazuje, że 38 roboli to wcale nie tak dużo.

Edukacja gracza – gra ma tak wiele zmiennych, że z początku wydaje się chaosem. Zaczynamy grać, każdy coś zawsze kupi, każdy coś zawsze wyprodukuje. Nawet nowy gracz nie straci tu za dużo, plansza intuicyjnie prowadzi, widać co robią inni gracze. Po 2 rundach nowy gracz okrzepnie i samodzielnie podejmuje decyzje. po trzeciej rundzie (połowa gry) gracze zaczynają tworzyć strategię finiszu i optymalizacji. Do tej pory można było brać cokolwiek w nadziei, że w przyszłości nam się przyda i coś podejdzie. Teraz już nie można brać cokolwiek – trzeba kombinować, żeby nie zostać z niewykorzystanymi surowcami, towarami i pieniędzmi. Zaczyna się liczenie, planowanie, całkowanie i rachunek prawdopodobieństwa. Ostatnia, szósta runda to po prostu wyżymanie mózgu i wielkie uff lub ała przy podliczeniu punktów. Nie znam innej gry, przy której można śmiało zacząć grę i w trakcie trwania pierwszej rundy wdrażać nowych graczy w zasady. Błędy na początku rozgrywki nie determinują dalszego toku gry, nie da się tu źle zacząć! Cały kunszt polega na kończeniu, a do końca każdy załapie o co chodzi.

A największą zaletą tej gry to to, że podoba się mojej żonie – to znaczy, że tłumaczeniem zasad nie zabiłem jej entuzjazmu, to znaczy, że przy prostych zasadach daje dużo radości i satysfakcji.

Po dwugodzinnej rozgrywce w trójkę byliśmy wykończeni i szczęśliwi, jak po wejściu na Rysy. Zdecydowanie nie mieliśmy ochoty na rewanż, ale gra u mnie zyskała – dałbym jej 9 i rezerwuję stałe miejsce na półce! Ciekawi mnie tylko przebieg partii na 5 i 6 osób – to już chyba mega stres ;)

Gra ma raczej niepochlebne recenzje i gdyby nie autor, to bym się nie skusił. Nie żałuję. Główne zarzuty pochodzą ze strony Rosenbergowych optymalizatorów chyba – gra ma bardzo nieprzewidywalny przebieg : losowo zmienia się rozkład surowców, statków, dostępnych relikwii itp., więc strategiczne planowanie długookresowe nie ma tu racji bytu. Trzeba tu elastycznie łapać okazje, chwytać co się da, ryzykować, być przygotowanym na każdą ewentualność – gra dla taktyka raczej. Widocznie nie każdy to lubi. Ja lubię, przynajmniej w takim wydaniu, Alhambra mnie nie pociagnęła, chociaż to samo można o nie napisać. Tu jednak jest sporo do móżdżenia. Polecam, zapraszam ;)

PS Wygrałem!

PS II – zdjęcia mi się nie ładują – wrzuciłem fotki z sieci

Share

Comments 7

  1. Z Kolonią to ja tylko kojarzę kolsha, którego bestialsko podają w 200ml szklaneczkach :)
    Jak wspomniałeś o Hennie to sobie przypomniałem, że mam Alhambrę i że muszę się zastanowić nad wymianą może albo sprzedaniem … przypomniałeś mi też, że jestem nieszczęśliwym nieposiadaczem Szoguna ;(

  2. No Colonia trochę długa jest faktycznie jak na takie „nie do ogarnięcia planowanie” ale gra się miło i plansza cieszy oko.

  3. No nie wiem, kolejna gra z cyklu: kup, sprzedaj, wymień, wyprodukuj = zbierz victory point. Chyba jeszcze nie trafiłem na grę ekono-symulującą-pracę-handlowo-produkcyjną która by była interesująca.

  4. @scovron: faktycznie Colonia brzmi jak euro jakich wiele. A co do interesującej gry ekonomicznej zawsze jest nieśmiertelny Brass :D

  5. Sam kiedyś zrobiłem ten błąd i poleciłem Brassa miłośnikowi AT. Odpowiedzi nie zacytuję, bo na planszoholiku nie ma działu 18+ ;-)

  6. Post
    Author

    Brass nie każdemu podpasuje kalibrem. Colonia jest ciekawa propozycją, aby zachęcić graczy familijnych do wejścia na wyższy poziom zaawansowania. Gra się zaczyna jak lekka familijna gra, a stopniowo się przeradza w móżdżenie. Po zakończeniu gry byłem podobnie wykończony jak po le Havre;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *