Wczorajszy wieczór mile mnie zaskoczył ofertą Stanley’a. Zgłosił się do mnie z obiecanym Vinhosem, ale wpadł też na pomysł uraczenia mnie również swoim nowym nabytkiem czyli Strongholdem. To oznaczało naukę zasad i to dwa razy. Tak się złożyło, że tłumaczenie Vinhosa trochę trwa i myślałem, że było tego sporo. Czasowo jednak wyszło na to, że reguły Strongholda wymagają jeszcze więcej – Stanley i ile to wczoraj w sumie zajęło samo wprowadzanie do grania? Mniejsza z tym.
Na pierwszy rzut poszedł Vinhos, którego sama plansza na wstępie mówi głośno i wyraźnie, że sporo będzie się działo. Tak też było i po wysłuchaniu wszystkiego odpłynąłem gdzieś w nieświadomość i doszedłem do siebie z myślą o kredycie, więc pierwsze co zrobiłem to udałem się do banku co już do końca gry ciążyło mi bardzo i napełniało głowę świadomością, że przegram to przez głupotę. Gra o uprawie winorośli i produkcji wina a ja pierwsze co zrobiłem to pobiegłem do banku zainwestować. Totalna, denna bezsensowność. No ale cóż, jak już zacząłem to musiałem chociaż udawać, że będę poważnym rywalem i w połowie gry mając nadal jedną winnicę postanowiłem kupić całe dwie zielone , najtańsze winnice a wino z nich miałem przeznaczyć na łapówki dla pomocników. Kolejny wielki niewypał – pogoda dwa razy zmniejszyła produkcję o -2, więc dwa lata przyniosły 0 (słownie zero) wina z tych regionów. Podczas targów nie miałem pomocników i od razu zacząłem przegrywać. Przed drugimi targami odpuściłem sobie uznając, że i tak nie ma sensu bo zajmę drugie miejsce. Uznałem natomiast, że zainwestuję w eksport. Genialny pomysł, tylko z marnym winem mogłem sobie pomarzyć o podboju zagranicznych rynków. Próbowałem wzmacniać pozycję winiarniami i enologami, ale chyba nie tak miało być. Dotarliśmy do ostatniego roku, targów i zajmowania bonusów – okazało się, że nie mam znowu czym przekupić pomocników i zająłem znowu 0 (słownie zero) pól bonusowych. Finalne liczenie było ciosem poniżej pasa, przy czym sam sobie wycelowałem w te okolice grając bez sensu na początku. Wynik jakiś żenujący i dołujący i tylko Stanley pamięta bo ja wolałem o nim zapomnieć.
No dobra i tak widać na zdjęciu skończyło się wynikiem 80:56. Stanley miał o dwie winnice więcej, ale za to produkowały nawet w słabą pogodę.
Jak odczucia po pierwszej grze? Ciężko powiedzieć. Ciekawy temat, wszystko ściśle związane z winem. Mechanizm sensowny i w dwie osoby gra się dobrze i dość szybko – chyba ponad godzinkę graliśmy. Jest to jednak tytuł wymagający 2 lub 3 rozgrywek, żeby załapać co robić. Chętnie zagram ponownie, ale przyznam się, że zdecydowanie bardziej wolę np. Ora et Labora :)
Po zakończeniu Vinhosa przeszliśmy do drugiego tytułu wieczoru czyli Strongholda. Plansza od razu zrobiła na mnie dobre wrażenie. Różnorodność żetonów i duża ilość jednostek uzupełniona ciekawymi akcjami jeszcze bardziej pozytywnie nastawiła mnie i oczekiwałem końca tłumaczenia zasad – tu niestety czekałem dłuuuugo. Wybrałem pozycję gracza atakującego. Oczywiście poznałem też mechanizm obrony, żeby wiedzieć czym dysponuje przeciwnik.
Bardzo mi się spodobał mechanizm przyznawania klepsydr za każdy ruch, który wybierałem. Pierwsze 3 rundy były dość bierne, ale już realizowałem taktykę, którą uznałem za właściwą – chciałem przeprowadzić zmasowany atak w miejscu, gdzie na murach mogłem osadzić aż 7 atakujących. Wyposażyłem się w dwie katapulty i trochę gadżetów, pomagających w ataku. Z lewej strony pchnąłem tylko kilkanaście jednostek, licząc na to, że trochę zadymy zrobię i odciążę atak z prawej. Tak się złożyło, że losowałem sporo trolli i orków, więc uznałem, że mogą mocny atak wręcz przeprowadzić. W okolicach 4 rundy przeprowadziłem pierwszy atak. Niestety się nie udał. W piątej rundzie postawiłem wszystko na jedną kartę i korzystając z czaru „kamienie krwi” chciałem rozwalić weterana na murach, ale spudłowałem i w rezultacie przy ataku rozwaliłem tylko 2 wojowników i na koniec tury straciłem kolejny punkt chwały. W 6 rundzie miał być kolejny decydujący atak i tym razem wykonałem bardzo mało akcji – nie chciałem aby Stanley wzmocnił obronę. Założyłem, że kolejny strzał z katapulty ponownie wzmocniony czarem poprowadzi mnie do zwycięstwa – w tym momencie karty katapulty dawały mi już 50% szans na powodzenie. Był to ostatni moment, by przy moim ułożeniu wojsk odnieść sukces. Kolejne tury niestety już dawały przewagę chwały w ilości, której nie mógłbym juz odrobić. Pierwsza katapulta bez czaru trafiła, ta najważniejsza jednak po raz kolejny z rzędu nie dała rady. Zabrakło mi właśnie tego jednego trafienia, żeby wedrzeć się do twierdzy. Uznałem, że kontynuacja nie ma sensu, gdyż co turę będę tracił kolejną księgę i nie dam rady przedrzeć się w innej części.
Troszkę przegrałem, ale rozgrywka była super. Ciekawa strategia i dużo opcji ataku/obrony. Trochę mnie rozwaliło to, że 4 ataki pod rząd się nie udały, ale bywa. Zresztą to trochę zasługa Stanley’a bo mi sabotażował katapulty :) Uznałem, że koniecznie muszę jeszcze zagrać w obronie i ataku jeszcze raz i bardzo chętnie bym pyknął 4 osobową wersję. w ataku kilka innych metod bym wypróbował też. Bardzo się napaliłem też na posiadanie tej gry. Stanley mówi, że jest sporo kart akcji, co na pewno znacznie zwiększa replayability i też mnie cieszy. To co mnie na pewno urzekło to wymiar strategiczny gry i zupełna odmiana w stosunku do większości dostępnych tytułów.
To był bardzo udany wieczór pomimo faktu, że 1/3 czasu spędziliśmy na tłumaczeniu zasad :)
Dzięki Stanley :)
Comments 7
no nie spodziewałem się jadąc do marsa, że tego wieczoru zagramy w oba tytuły ale na wszelki wypadek obie gry wziąłem, chociaż żeby pokazać :) Tłumaczenie zasad rzeczywiście w przypadku gier tego kalibru to razem niemal 1,5h ale mars jest pojętny chłopak więc nie zmęczyło go to zbytnio. Moje wrażenia po rozgrywkach? no cóż- Vinhos potwierdził, że go lubię i potwierdził też, że skazany jest raczej na banicję bo mars niby „chętnie zagra” ale wybierając wśród mnóstwa innych gier raczej padnie na inną, choćby Ora et Labora. A może się jednak miło zaskoczę i jeszcze nie raz przeniosę się do Portugalii? Natomiast Stronghold to dla mnie objawienie w kategorii gier strategicznych. To jest mój najnowszy nabytek, który popełniłem po przeczytaniu instrukcji… Już mając z nią styczność czułem, że będzie to świetna zabawa i nie pomyliłem się. Dziś od rana kombinowałem jak bym rozegrał partię gdybym to ja był najeźdźcą. Ta gra charakteryzuje się tym, że atakujący myśli strategicznie a obrońca zdecydowanie taktycznie- musi na bieżąco dostosowywać się do tego co realizuje, poczynia najeźdźca. Cieszę się, że odkrywanie Strongholda cały czas przede mną!!
no i oczywiście dzięki mars za grańsko!! :)
Ja ze swojej rozgrywki w Stronghold pamiętam tylko tyle: gra była długa, a słuchanie reguł męczące. Grało mi się całkiem fajnie, ale nie kupiłme tej gry, bo bałem się właśnie o replayability. Bo ile razy można szturmować tę samą twierdzę z tymi samymi kartami i zagraniami? Poza tym nie miałbym z kim grać. Musicie przyznać, że nie jest to tytuł do pogrania wieczorkiem z żoną ;-)
@berni- no z żoną wieczorkiem nie pograsz na pewno ;) Ja się o replaybility nie boję, kilka zestawów kart akcji, różne kombinacje machin, ekwipunku, szkoleń i czarów wystarczy na wiele rozgrywek. Nie zamierzam tłuc w tę twierdzę jedną partię po drugiej, raczej przeplatać z ogromem gier, które wołają głośno o zagranie więc jak raz na jakiś czas będę atakował te samą twierdzę to się chyba nie znudzę :)
@berni. Obruszasz się na ciągłe szturmowanie tej samej twierdzy, a w tej całej Kanadzie lejesz mnie raz po raz przy identycznym przecież ustawieniu początkowym. Gdzie tu logika, człowieku! ;)
W Kanadzie jakoś więcej przestrzeni dookoła :D
Ja właśnie im więcej zasad słyszałem tym bardziej się wkręcałem. Jak Stanley przedstawił machiny, pułapki i czary to już mogłem słuchaś spokojnie do końca. No a czas ponad godzinę to nie tak długo. Fakt, że skończyliśmy przed normalnym czasem gry, ale jeszcze 30-40 minut max.