Chwilo trwaj

Stanley Ogólne, Rozgrywki 6 Komentarzy

No Gravatar

Szczęście, czas, towarzystwo, pogoda, nastrój, okoliczności i tak dalej i tak dalej… Generalnie wszystko to mi ostatnio sprzyja. Niemal codziennie zasiadam do planszy i chciałem się tym pochwalić :) Nie inaczej było wczoraj a okazja była nie lada, gdyż swoje osiemnaste urodziny (któreś już kolejne) obchodził osadnik! Sto lat- sto lat, buzi- buzi, gadka- szmatka, torcik- ciasto a przy okazji granie. Korzystając z okazji, że przez dom osadnika przewinęło się sporo gości tego wieczora, w różnych konfiguracjach rozgrywaliśmy raz po raz partyjkę Fussbol Ligretto. Na takie imprezy- jak znalazł! Natomiast „gdy emocje już opadły, jak po wielkiej bitwie kurz” i na polu bitwy zostały już tylko 3 osoby (osadnik, Grzesiu i ja), odpaliliśmy coś bardziej konkretnego. Wybór padł na mój ostatni hicior Glen More (dzięki berni!!). Trzeba tu dodać, że produkcję whisky wsparliśmy konsumpcją whisky i to z trzech różnych butelek… To znaczy wsparłem ja i osadnik, gdyż Grzesiu bawił sę w kierowcę. Tak czy inaczej pojętni chłopcy szybko ogarnęli zasady i zaczęliśmy zmagania. Szczerze powiedziawszy średnio przy tej rozgrywce myślałem ze względu na wprowadzone wyżej wymienione dobro ale i tak czerpałem niesamowitą przyjemność z tej gry. Przy pierwszym podliczaniu nie było tak źle, jako jedyny produkowałem whisky (zresztą tak już zostało do końca gry gdyż kostkowy ghost player z zacięciem podkradał kolejne destylarnie) więc jakieś punkty mi skapnęły. Niestety koledzy skasowali mnie za brak beretów, ziomków i kart specjalnych. W kolejnych turach jakoś tak się zorientowałem, że właściwie to moja farma niewiele produkuje, mam jednego zarządcę i że generalnie mam niewiele… osadnik zgrabnie żonglował swoimi licznymi zasobami i wymieniał je na punkty zwycięstwa na co raz to lepszym Jahrmarktcie. Grzesiu też nieźle punktował pozbywając się surowców i ostatecznie po 50-u minutach rozgrywki skończyliśmy z wynikami osadnik- 66, Grzesiu- 54, ja- 42. Bardzo przyjemna to jest gra i… bardzo przyjemna to jest gra (mówiłem już dzięki berni?). Nieoczekiwanie zrobiła się 2.00 a my jeszcze postanowiliśmy odpalić „coś szybkiego” czyli Carolusa Magnusa. Owe „coś szybkiego” trwało 45 min i wygrałem stawiając wszystkie zamki na planszę. Wydarzyło się to dość nieoczekiwanie ale szalejący w żyłach trunek dał mi jakąś taką niesamowitą jasność umysłu i rzutem na taśmę odebrałem Grzesiowi dość pokaźne królestwo. Ta noc zakończyła się ok 4.00…

Było pięknie…

trunek nadal krąży w żyłach…

chwilo- trwaj, szczęście- sprzyjaj!!!

Sto lat osadnik jeszcze raz!

Share

Comments 6

  1. Ten jeszcze się przechwala, że codziennie gra. Gdzie Twoja skromność Stanley?
    Kiedyś myślałam o kupnie Glen More, ale albo Rad albo Mars zgasił mój zapał. Tak to jest jak się posłucha chłopa.

  2. Post
    Author
  3. To ja się będę zarzekał, że nie to nie byłem ja – wcześniej o tej grze nie słyszałem, więc raczej nie odradzałem. Teraz jestem zdecydowanie na tak a Ty kobra zawsze możesz kupić ;)

  4. Ja prawie prowadzę w Twojej ankiecie. Dlatego najpierw uruchomię wszystko z półek a dopiero wtedy zajrzę do sklepu.

  5. oj tak, grało się fajnie choc jakoś szybko się ściamniło i w sumie 2 niedługie tytuły pozostawiły pewien niedosyt

    a te zamki to Stanley mnie odebrałeś, nie Grzesiowi

    a do Glen More bez whisky nie ma co zasiadać, trzeba wczuć się w klimat…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *