Jakoś tak mnie naszedł ostatnio pesymistyczny nastrój, że nałóg grania przeszedł w nałóg kupowania – zamiast czytać książki i czytam instrukcje. Zamiast oglądać telewizję oglądam pudełka. Zamiast surfować po internecie surfuje miedzy BGG a planszoholikiem. A zamiast grać ciągle- gram mało.
Zacząłem liczyć swoje rozgrywki, przeglądać półkę i cały czas zalega tam naście gier nie granych. Drugie naście było grane raz lub dwa. Gier granych więcej niż 5 razy jest zdecydowanie mniejszość.
Moją giercowa aktywność sprowadza się do 3 wieczorów w miesiącu, w trakcie którcyh zagramy powiedzmy w 3-4 gry z mojej kolekcji. Ekstrapolując wychodzi na to, ze mam szansę w ciągu roku zagrać w każdą z moich 44 gier po jednym razie. A że gra też jest rodzaju żeńskiego, to te najbardziej wartościowe odsłaniają swoje uroki dopiero po 3 lub 4 randce;)
W związku z powyższym mam wieczny niedosyt i ciągłą świadomość niewykorzystanego potencjału. Jak ten pijak co nie ma nawet lustra, z którym mógłby się napić. Jak ten sułtan, co nie daje rady ogarnąć swojego haremu – każda kusi, każda nęci, a tu można tylko jedną na raz. A jak wpadnie kolega, to będzie miał kilka swoich….
Taki nastrój skłania mnie dopodsumowania nałogu:
Etap wczesny „wojenny”- 1992-1997 – etap wargame’ów wydawnictwa Dragon. Kupowałem wszystkie w miarę jak sie pojawiały. Ulubione to Tannenberg, Kreta i Bzura – potem doszło sporo innych, które do dziś są nietknięte. Czyli już raz historia z kolekcjonowaniem się wydarzyła, ale na małą skalę
Etap środkowy – euroniemiecki Spiel des jahres- 1999- 2010
zaczęło się od Osadników poznanych na stypendium w Niemczech, potem Carcassone, Alhambra, Cytadela, TuT, Wysokie Napięcie – każda z tych gier była eksploatowana wielokrotnie i miałem poczucie spełnienia.
Etap późny – geekowo-kolekcjonerski – 2010 do dziś. Na skutek częstych wizyt Stanleya w zeszłe wakacje bliżej się zapoznałem ze współczesnym spektrum gier, oczy mi się otworzyły, zapragnąłem wszystkiego i dostałem to com chciał – pełne półki gier.
Od zeszłego sierpnia nabyłem :
5 nowych gier jako prezenty
5 gier w pełnej cenie
ok 10 gier w okazyjnej cenie z Niemiec
parę second hand tytułów z gamesfanatica
ok 10 gier z ebay
dodatkowo 10 tytułów wymieniłem
w sumie w ciągu niecałych 12 miesięcy przez moje ręce przewinęło się ponad 40 pudełek. Kosztowo starałem się optymalizować unikając nowości ze sklepów, polując na okazje tudzież próbując handlu zarobkowego i większość gier pewnie trafiłem poniżej 50zł ale i tak był to za duży wydatek w odniesieniu do rzeczywistego grania. Czasowo podejrzewam, że kupowanie, handlowanie i wybieranie mogło mi zająć więcej czasu niż samo granie.
Tak więc jeśli chodzi o ilość gier narzekać nie mogę, na jakość też nie, tylko na intensywność eksploatacji.
Wychodzi na to, że mógłbym otworzyć małe muzeum :) Wszystkie egzemplarze w stanie idealnym, mało używane :)
Doszedłem już do wniosku, że coś mógłbym sprzedać, nawet powinienemi iczynię to, ale to raczej margines kolekcji. A i tak trzebaby dać grom szansę i pyknąć najpierw parę razy, żeby wybrać co ma zostać. Poza tym czas oczekiwania na kupca to nieraz kilka miechów. Patrzę na półki i już sobie nie potrafię wyobrazić powrotu do etapu posiadania sześciu eurogier dobrych na każdą okazję. Teraz jest czas wąskiej specjalizacji – są gry do zagrania z żoną i bez żony, na różną liczbę osób, dla nowicjuszy i dla geeków, z interakcją i bez, krótkie i długie, konfrontacyjne i konkurencyjne, mózgożerne i lajtowe. Żeby mieć 1 grę na każdą okazję, to kolekcję musiałbym pomnożyć razy 3.
A póki co, z racji że i teraz nie gram, to pobawię się w systematykę gier. Podzielę je sobie na typy, klasy, rodziny. Zobaczymy, czy mi się to do czegoś przyda. Mam nadzieję, że wskaże mi optymalne portfolio gier – gdzie mam luki a gdzie się przelewa.
Nie martwcie się o mnie. Przejdzie mi. Na razie po nic nie kupuję, póki co gram w to, co mam :)
A na wishliscie tylko 1 pozycja w kategorii MUST HAVE- RAILROAD TYCOON.
PS
mam parę gier do sprzedania :)
http://www.gry-planszowe.pl/forum/viewtopic.php?f=10&t=14462&p=266606#p266606
Comments 20
łeee tam :) to standardowe w tym nałogu.
Ja też odkąd pojawiły się przemiłe szkodniki nie gram już a teraz zajmuję się zbieractwem. Co prawda moja lepsza połowa stara się kontrolować moje poczynania i skierowuje na inne obszary zainteresowania ale czasami zdarzy się taki mały wypad na 3 pozycje ;)
Ostatnio rekordem depresji była sprzedaż praktycznie nowego DungeonQuesta….bez grania :(
Kiedyś już rozważałem i zadałem sobie pytanie: po co mi tyle gier skoro i tak nie mam czasu w nie grać:
ODPOWIEDŹ1:
Może kiedyś dzieci będą większe to z przyjemnością im pokażę jak to tatuś bawił się jak był młodszy i takie gry za 20 lat będą na pewno perełką
ODPOWIEDŹ2:
Może kiedyś otworzę jaką świetlicę/stowarzyszenie któremu przekażę gry do celów edukacyjnych/rekraacyjnych przebywającej tam gawiedzi.
Słuszne? Jasne że słuszne, więc dont worry i do sklepu !!!!! Dodatek do Arkham Horrora wychodzi po PL i Posiadłość Szaleństwa, Agenci Molocha – tyle tego jest ……………………..
Niestety mam to samo, łącze się w bólu… :>
Author
@ wilczur – też o tym myslałem, boję sie tylko, że przez te 10 lat kolekcja osiągnie rozmiary absurdalne, a dla moich dzieci może być jakimś obciachowym bzikiem starego
drugą opcje tez brałem pod uwagę – ale jakoś ciężko byłoby się pożegnac z tytułami i oddać w obce ręce, a czasu na prowadzenie tego samemu nie mam tym bardziej
chyba po troszku będę grał, po troszku sprzedawał, wymieniał, po troszku coś czasem kupował i jakoś to będzie :)
Tak, też postanowiłem zracjonalizować kolekcję. W ostatnich dniach sprzedałem 3 gry, przez co zrobiłem sobie miejsce „na później”. Niestety w tych samych ostatnich dniach nabyłem 4 nowe gry… Niby wyszło niemal na zero, ale znów straciłem poczucie kontroli. Muszę teraz znowu coś sprzedać, bo na horyzoncie lada dzień pojawi się Few Acres Of Snow…
Nie sprzedam nic z tego co mam w kolekcji! To mój głos w poruszanej sprawie! I będę grał we wszystko co mam, nawet w Pola naftowe i Dominiona!!
Pewnie mnie zjedziecie równo, ale nie potrafię się utożsamić z tym co piszecie. Jeśli zrozumiałem powyższe wywody, to kupujecie gry pomimo, że:
1. nie będziecie mieć z kim grać
2. nie będziecie mieć czasu na granie
3. macie od groma gier nie zagranych choćby raz
4. macie od groma gier zagranych tylko kilka razy
Mi byłoby szkoda czasu na wyszukiwanie gier w które nie zagram. Szkoda by mi było samych gier, bo w jaki sposób miałbym je docenić/przekreślić, skoro nie mam czasu rzucić na nie okiem więcej niż dwa razy? Szkoda by mi było miejsca w mieszkaniu, bo te cholerne pudła trochę zajmują. Najmniej byłoby mi szkoda kasy, bo ostatecznie każde hobby łączy się z wydawaniem pieniędzy, ale i tak miałbym poczucie, że wywalam kasę w błoto.
Oczywiście jestem ciekaw nowych gier. Ale nie często się zdarza by jakiś tytuł tak mnie zelektryzował po przeczytaniu recenzji czy przede wszystkim instrukcji, że nie wyobrażam sobie życia bez tej gry. Zwykle moja ścisła whishlista zamyka się w dwóch-trzech tytułach, na które mogę spokojnie poczekać do kolejnych urodzin czy czegoś takiego. Urodziny mam za tydzień ;) ale chyba tym razem dostanę książkę. Chociaż kto wie…. Od kilku dni żona niby to mimochodem wypytuje mnie, czy mam w zanadrzu jakąś grę dobrze chodzącą na dwie osoby, najlepiej autorstwa Martina Wallaca.
@kdsz
To kup sobie London od Osadnika i wszyscy będziecie zadowoleni :)
Ja za to mojego nie sprzedam, bo jeszcze nie zagrałem, ale już udało mi się znaleźć czas na zakoszulkowanie kart i przeczytanie instrukcji :).
Poza tym London póki co jest w stanie nieokreślonym – może być dobry a może być słaby. Ja się cieszę z samego faktu, że go mam i kiedyś (jak znajdę czas) w niego zagram. Zawsze lepsze to niż zagranie i zauważenie, że jest słaby (wiem, że to pokrętna logika, ale jestem z niej zadowolony i to najważniejsze – świat pełen jest ludzi, którzy mówią, że szklanka jest w połowie pusta).
Author
@kdsz
jesteśmy fantastycznymi optymistami a dodatkowo mam chyba problem z zakupami okazyjnie tanimi – kupując zakładam, że będzie z kim grać, zagramy parę razy i ocenimy czy warto trzymać czy puscić w obieg, a jak tranio kupiłem, to mam szansę sprzedać bez strat własnych. A tu problem, że nawet te parę razy ciężko zagrać.
Tym niemniej podziwiam Twoją zasadniczą postawę KDSZ!
Tak powinno byc jak mówisz i tak też będzie – mam poczucie marnotarwienia pieknych rzeczy, teraz redukcja i eksploatacja tego co mam – chcę mieć zdanie na temat każdego pudełka na moim regale.
Mi w wytrzymaniu w postanowieniu bardzo często pomaga cena. Nawet jeżeli jestem bardzo napalony na jakiś tytuł, a okazuje się, że jest niespodziewanie drogi, to go zwyczajnie odpuszczam. Jednak przychodzą takie chwile, że trafia się okazja, promocja w sklepie, duży kod rabatowy, czy po prostu tania używka i wtedy następuje okres dziwnie rozbieganych oczu, trzęsących się dłoni, kalkulacji, gorączki i wstępnego „reklamowania” tytułu żonie. Jeśli akurat się okaże, że nie kliknąłem „kup” już 10 minut wcześniej, to albo samo mi przechodzi (najlepiej jest przespać noc i na chłodno rano jeszcze raz przemyśleć), albo w końcu usłyszę od lubej „to sobie kup” – wtedy odwrotu już nie ma.
@elmotoja: ja w swój Londyn już zagrałem i podobał mi się. Udało mi się zagrać tylko dwie partie, bo żonie jakoś nie podszedł. Mimo wszystko Osadnika nie ma co słuchać jeśli chodzi o ten tytuł, bo grał raz w dodatku źle ;-)
„to sobie kup”- jak ja dobrze znam te słowa… berni- czy my przypadkiem nie mamy tej samej żony?
@Stanley: jeśli to ta sama, to obawiam się, że ma jakiś niecny plan położenia ręki na obydwu kolekcjach. Musimy się mieć na baczności, bo połączone regały to niezły kąsek ;]
@berni- jeżeli to ta sama, to masz w morde…………………
@Stanley: żebym Ci czasem żetonów nie porozdwajał…
i tak mnie jeszcze wpadło do głowy, że jeśli to ta sama, to trochę Mayday przypomina… doigrałeś się Stanleyu ;]
@berni- faktycznie coś a’la Mayday :) mam więc jednak nadzieję, że to jednak nie ta sama ;)
Klub Anonimowych Planszoholików
Author
a propos klubu – może coś załozymy? Jakąś planszową komunę
wszystkie gry są wspólne itp ???
Heretyk! Moje gry są moje!
Author
taaa, tyle że nie do każdej jest wersja solo
jednak dzielić się tzreba – choć ociupinkę :)