„- Ognia!
Żołnierze Unii wystrzelili jednocześnie. Dym zakrył szańce przy farmie Hawkinsa, a pociski przerzedziły szeregi Konfederatów wybiegających z lasu.
– Ognia!
Kolejna salwa zatrzymała w miejscu nacierających. Nie na długo jednak.
Z lasu wylewały się kolejne fale żołnierzy ubranych w szare mundury i było jasne, że przerwanie prowizorycznych umocnień bronionych przez żołnierzy Unii jest kwestią czasu. I to bardzo krótkiego czasu.
Południowcy dopadli pierwszych szeregów żołnierzy Północy. Ci odrzucili strzelby bezużyteczne w bezpośrednim starciu i sięgnęli po szable i rewolwery. Walka była bezlitosna. Wrzaski walczących mieszały się z jękami rannych i odgłosami strzałów. Nikt nie prosił o litość i nikt jej nie okazywał. Ranni leżący na ziemi byli cięci szablami i dobijani z rewolwerów…”
„…W pierwszym szeregu walczył wąsaty mężczyzna w mundurze z dystynkcjami pułkownika wojsk Unii. Sztychem szabli uśmiercił właśnie jakiegoś Południowca, kiedy kątem oka zauważył postać w szarym mundurze nadbiegającą z lewej strony. Sięgnął do kieszeni, wyciągnął Colta i strzelił biegnącemu prosto w twarz.
– Mamo! – krzyknął tamten i martwy padł na ziemię.
Pułkownik stał przez chwilę nad trupem z dymiącym rewolwerem w lewej dłoni i uważnie wpatrywał się w twarz przeciwnika, który ostatnie słowo w swoim życiu krzyknął… po polsku” *.
W ostatnich dniach miałem okazję poznać dwa nowe tytuły. O pierwszym – Twilight Struggle – zdążyłem poczytać co nieco przed grą. Tekstów o tym tytule jest naprawdę sporo, dzięki Marsowi również na Holiku. Gettysburg za to był dla mnie wielką zagadką. Próżno szukać o nim tekstów, na BGG raczej są objaśnienia i inne FAQ, nie ma natomiast nic o wrażeniach z gry, żadnych recenzji. Chyba, że mam inny internet niż wszyscy, ale wydaje mi się, że mój provider nie pochodzi z Chin i mam dostęp do zasobów powszechnych. O grze tej wiedziałem, że jest autorstwa Wallace’a (co samo w sobie brzmi obiecująco) oraz że jest to wargame (hmm.. Wallace’a – jeszcze ciekawiej). Gra długo leżała na półce (choć znam takie, które leżą nietknięte do dziś ;-)) i dopiero w ostatnich dniach trafiła na stół. W sumie na razie rozegrałem 2 potyczki, za każdym razem prowadząc wojska Unii. Niestety, wbrew prawdzie historycznej nie tylko nie udało się przejść przez wszystkie trzy dni bitwy, to jeszcze sromotnie przegrałem. W obydwu przypadkach zrobiłem podobny błąd, a mianowicie przez gapiostwo pozwoliłem Południowcom zająć dwa punktowane terytoria, które były warunkiem wystarczającym do zwycięstwa. Za pierwszym razem zdarzyło się to już w południe dnia pierwszego (piszę to z drżeniem rąk, bo wiem, że jak tylko Palmer dostanie w ręce swój egzemplarz i zagra, to nigdy nie odpuści uszczypliwości). Niemniej tak się właśnie stało, choć walczyłem dzielnie. Być może właśnie to pochłonięcie walką odwróciło moją uwagę od rzeczy mniej oczywistych, a na ratunek było za późno.
Rozgrywka pierwsza, dzień pierwszy. Początkowe ustawienie. Armia Potomaku trwa na swych pozycjach wypatrując nadejścia Południowców.
W tym właśnie miejscu rozgorzała pierwsza poważna potyczka. Co prawda kawaleria uległa, ale artyleria, która nadciągnęła wraz z posiłkami zdziesiątkowała Konfederatów, niszcząc ich własną artylerię i wybijając z głowy przedzieranie się w tamtym regionie.
Gdy Konfederaci zdali sobie sprawę, że tamtędy nie przejdą, spróbowali ataku z boku. Unia szybko zebrała potrzebne wojska w okolicy samego Gettysburga. Niestety nieoczekiwanie, gdy już zapowiadało się na kolejne starcie, Konfederaci wykonali skręt obchodząc pozycje wojsk Północy. Podwójne rozkazy, jakimi dysponują Południowcy pozwoliły im uniknąć pościgu. Południowcy szybko zajęli punktowane terytoria i niestety pomimo trzech szturmów nie dali się wygnać. Bitwa była przegrana po fatalnym błędzie.
Rozgrywka druga. Tym razem, wiedząc, że muszę bronić swoich flank, inaczej rozlokowałem wojska. Armia Potomaku walczyła dzielnie, ale duży napór Południowców, którzy w pierwszym dniu dostali ogromne posiłki spychał ją daleko za Gettysburg. Na szczęście udało się ustalić solidną linię obrony i przeczekać do dnia następnego, kiedy to niebieskie mundury zostały wsparte solidnymi oddziałami.
Walki były zacięte, co zresztą widać po kostkach obrażeń, jakie leżą niemal przy wszystkich jednostkach. Niestety zbyt pochłonięty żądzą kontrataku znów przegapiłem punktowany region i w połowie dnia drugiego Unia znów automatycznie poległa. Gdyby nie to, losy bitwy mogłyby być zupełnie inne. Sam skonfederowany Yanoo przyznał, że gdyby nie wygrał w tym momencie, to nie wygrałby wcale, ponieważ posiłki Unii było już widać na horyzoncie. Chcąc za wszelką cenę uniknąć błędu z pierwszej rozgrywki zrobiłem to samo, choć w nieco już lepszym stylu. Jestem żądny rewanżu!
Trochę szczegółów i wnioski.
1. Wargame’y to specyficzne gry. Jest tutaj dużo rzucania kostkami i sprawdzania współczynników. Myślałem, że będzie mi to przeszkadzać, ale okazało się inaczej. Jest to do zdzierżenia, a każdy rzut wywołuje niezłe emocje (chociaż ameritrashów i tak będę unikał ;-)).
2. Losowość ponadprzeciętna. Ale z drugiej strony dokucza ona zarówno jednej jak i drugiej stronie. Problem polega na tym, w którym momencie to my, a nie przeciwnik będziemy mieli pecha.
3. Świetne wydanie. Naprawdę fajnie się gra mając prawdziwe drewniane żołnierzyki zamiast żetonów.
4. Ciekawa mechanika – Konfederaci mają więcej dostępnych rozkazów, mają też silną broń w postaci rozkazów podwójnych, niemniej to gracz Unii decyduje kiedy faza dnia się skończy, bo to on musi wydać swoje rozkazy.
5. Do wydawania rozkazów potrzebne są bloczki określające ile tych rozkazów będziemy mogli wydawać. Bloczki tworzą mgłę wojny. Jeśli zostawimy zbyt wiele rozkazów przy bloczkach, to w kolejnej fazie nie będziemy mieli czym walczyć. Dlatego trzeba nimi solidnie zarządzać.
6. Mój pierwszy wargame, który w dodatku mi się spodobał :)
7. Znośny czas gry – podobno 3 godziny – jak kiedyś dotrwam do końca to sprawdzę ;p
8. Granie Unią wymusza inną taktykę niż Konfederatami. Pierwsi raczej są nastawieni na obronę i utrzymanie terytorium. Konfederaci natomiast zdolni są do szybkiego przemieszczania się i szturmowania większą liczbą.
9. Dziwnie moja gra zbiegła się z rocznicą prawdziwej bitwy. Dokładnie 148 lat temu, ale tym razem mniej krwawo.
10. I pochwalę się jeszcze tym, że mam egzemplarz podpisany przez samego autora, numer 882 z 1500 ;-)
* Fragment z początku wpisu pochodzi z jednego z najlepszych blogów historycznych, jakie miałem okazję czytać: http://blogbiszopa.blog.onet.pl/
Comments 5
Reckę Gettysburga masz w ostatnim Planszowym Weteranie: http://planszowyweteran.pl/weteran15/
Author
Dzięki, bardzo fajna recenzja. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że wybór gry był słuszny :]
jeśli prowadzisz kajecik z zapisami na rozgrywki to dopisz mnie jako chętnego do Gettysburga. Już czuję swąd prochu i krrrrwi!
Author
@osadnik: Jesteś na liście. Być może wargame’y to będzie nowy hit tego lata :>
Nie być może, tylko na pewno ;)