Wojna, której nie było…

berni Ogólne, Rozgrywki 4 Komentarzy

No Gravatar

„Od Szczecina nad Bałtykiem, po Triest nad Adriatykiem żelazna kurtyna zapadła nad Kontynentem” Winston Churchill, 1946. Linia Szczecin – Triest symbolicznie dzieliła świat na dwa wrogie obozy, które próbowały prześcignąć się w wyścigu zbrojeń, o podbój kosmosu i ogólną dominację na Ziemi. Tych, którzy uważają, że Zimna Wojna zakończyła się wraz z rozpadem Związku Radzieckiego muszę niestety zmartwić – 1 lipca 2011, w godzinach wieczornych konflikt zwaśnionych mocarstw rozgorzał na nowo, a nad Światem po raz kolejny, przez wiele godzin, wisiała realna groźba wojny nuklearnej.

To wtedy właśnie Yanoo pojawił się ze swoim egzemplarzem Twilight Struggle w stanie idealnym, ukrytym w głębinach plecaka w obawie przed zazdrością i aktami agresji ze strony wszystkich świadomych, że gra ta zdecydowanie jest już out of print i lada dzień jej ceny poszybują w górę. Po w miarę szybkim, około półgodzinnym wprowadzeniu, zaczęliśmy swoje pierwsze zbrojenia i podział wpływów. Ja obrałem drogę zła, siałem czerwoną zarazę, zarażając kolejne państwa komunistyczną gorączką. Yanoo stanął po stronie sił jasności i dzielnie walczył w imię dobra. Od początku wiedziałem, że głównym teatrem działań i zarazem najważniejszym regionem jest Europa, toteż tam skupiłem swoją uwagę. Szybko jednak okazało się, że zepsuty, zgniły i imperialistycznie zapatrujący się Stary Kontynent zbyt mocno przesiąkł wpływami Zachodu i nie będę w stanie utrzymać nawet tak silnych bastionów socjalizmu jak Niemcy Wschodnie czy Jugosławia. Na szczęście w międzyczasie pojawiła się w mych rękach karta punktowania Bliskiego Wschodu,
w którym nieco beztrosko zdobyłem jako takie wpływy. Ten region oraz kilka trafionych kart spowodowało, że w 2-3 rundzie moje ZSRR miało już około 10 punktów przewagi nad USA. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Niestety kilka dobrych zagrywek ze strony USA spowodowało, że nie tylko świeżo zdobyte punkty były powoli niwelowane, to jeszcze zostałem skutecznie wyparty z Europy, Bliski Wschód wymykał się z rąk, a w dodatku Azji coraz bardziej było do prozachodniej Japonii niż Korei Północnej. Wciąż jednak punktowo utrzymywałem poziom z pierwszych rund, ale nie mogłem powiększyć przewagi. Następnym posunięciem była próba odzyskania Europy – zakończona niepowodzeniem, a nawet wzmocnieniem wpływów USA. Ocieraliśmy się o pełną kontrolę Jankesów na tym terytorium, co oczywiście prowadziłoby do rychłej śmierci bloku wschodniego. Cały czas czułem, że pomimo wysiłków, nie tylko nie odzyskuję wpływów, ale jeszcze tracę w kolejnych regionach. Punktem kulminacyjnym okazała się karta punktowania Afryki, która zachęciła mnie do zagarniania tego traktowanego jak dotąd po macoszemu terytorium. USA zdawało się ignorować ten region oraz Amerykę Południową, w której również zaczynałem zdobywać coraz większą przychylność. Ostatecznie osiągnęliśmy coś w rodzaju dżentelmeńskeigo podziału: Afryka i Ameryka Południowa dla ZSRR, Europa i Bliski Wschód dla USA. Walki o wpływy przeniosły się jednak do Azji i Ameryki Środkowej. Tam na zmianę przejmowaliśmy strategiczne państwa. Wszystko wyglądało w ten sposób przez większość gry. W ostatniej rundzie zaczęły się ostateczne przepychanki. Osiagnąłem w miarę spokojną kontrolę w Ameryce Południowej. Pozostałe regiony wciąż były niepewne, choć sytuacja w Europie wyglądała naprawdę poważnie. Na szczęście przeprowadzony kilka rund wcześniej przewrót we Włoszech, mocne wpływy we Francji oraz dręczące dokładanie wpływów w Niemczech zaowocowały tym, że przeciwnik odpuścił całkowicie Amerykę Południową skupiając się głównie na Europie. W końcu dotarliśmy do końca gry i nadszedł czas ostatecznych podliczeń. ZSRR około 15, 14 punktów. Podliczenie Azji – przewaga ZSRR spada do 10 punktów, podliczenie Bliskiego Wschodu – ZSRR już tylko 5 punktów, podliczenie Ameryki Środkowej i Europy – USA (bodajże) 5 punktów przewagi na torze punktacji. Na szczęście pełna kontrola Ameryki Południowej i Afryki przyniosły mi ogromne korzyści, a ostateczny wynik rozgrywki to 15 punktów dla ZSRR. W całym blasku i chwale wygranej nie mogę jednak zapominać, że USA było o krok od wygranej. Kontrolowana Europa oznacza definitywne zwycięstwo, a do tego stanu mojemu przeciwnikowi zabrakło jakichś 2-3 punktów wpływów. Gdyby wszystkimi ostatnimi punktami powiększył kontrolę we Francji zamiast dzielić je pomiędzy Francję i Niemcy, to nie byłbym w stanie odebrać mu kontroli. Niestety dla USA, stało się inaczej i tym sposobem stracili szansę na przejęcie władzy na świecie.

Wbrew temu, co mówił Mars i co napawało mnie wielkim niepokojem w miarę sprawna potyczka trwała około 4 godzin, co uznaję za czas znośny i nie miałbym nic przeciwko powtórce. Być może przy większym stopniu wtajemniczenia czy zaawansowania czas się wydłuża na rzecz lepszego planowania i strategii. Jak na pierwszą rozgrywkę było całkiem nieźle.
Sama gra jest bardzo dobra, a nawet świetna. Bardzo dobrze zbalansowana – jeśli dostajemy wydarzenia/akcje, które nam nie pasują, to w zasadzie jest ogromna szansa, że przeciwnik cierpi z tego samego powodu. Trochę frustracji mogą przynosić rzuty kośćmi, ale te z kolei można niwelować kartami. Czuć cały czas zagrożenie globalnym konfliktem. Patrzenie jak przeciwnik wypiera nas z kolejnych regionów jest stresujące i trzyma w napięciu. Cały czas się zastanawiamy co ten chytry lis kombinuje – czy mam reagować na jego zakusy, czy raczej konsekwentnie wypełniać własny plan? Wszystko to sprawia, że nie trzeba mnie będzie specjalnie namawiać do kolejnej partii. Usiądę do niej z ogromną przyjemnością. Czy kupię tę grę? Na pewno jest to gra, którą warto mieć już z samego faktu, że jest świetna. Sam się jeszcze zastanowię, bo przecież skoro Yanoo ją ma, to możemy grać kiedy tylko zechcemy. A będę grał głównie z nim, bo bądź co bądź chyba nie czułbym się na sile tłumaczyć zasad osobom nieprzekonanym do tego rodzaju klimatu ;-)

Share

Comments 4

  1. Przymierzam się do następnego grania w TS – myślałem, że wczoraj może się uda, ale w sumie do wieczora trochę skacowany siedziałem.
    Na pewno tym razem będę grać hamerykanami, musimy sprawdzić czy nie jest tak, że przewaga czerwonych wystarczająco ułatwia wygraną. W sumie to trzeba by to sprawdzić na większej puli rozgrywek. Gdzieś na BGG koleś zebrał swoje statystyki z chyba ponad 100 partii, ale jak sam nie sprawdzę to nie uwierzę ;)

  2. Post
    Author

    @mars: o jakiej przewadze mówisz, przecież to USA na początku ma najwięcej wpływów, a ZSRR musi gonić ;-)

  3. @berni mówi się, że więcej gier wygrywa ZSRR, a przewagę sam odczułeś błyskawicznie wychodząc na prowadzenie… i oddając je na 5 sek. podczas ostatecznego liczenia :P

  4. Post
    Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *