Cztery dni z rzędu

Stanley Rozgrywki 11 Komentarzy

No Gravatar

Ach cóż to był za weekend!! Żona wyjechała a ja jak każdy przykładny mąż w takich okolicznościach wymykałem się każdego dnia na pół nocy, żeby robić to co samotni przykładni mężowie robią w takich sytuacjach czyli… grać w gry!! Jeden wieczór u osadnika, dwa u marsa i jeden u mnie. Trzy pierwsze wieczory zostały już tu mniej więcej zapostowane więc skupię się na tym ostatnim, wczorajszym. Gościłem u siebie na początku tylko chemika i wszystko wskazywało na to, że tak już zostanie. Szybko wybraliśmy grę, której chemik nie znał a w którą ja już dawno nie grałem a wielką ochotę na nią miałem. Był to Eufrat i Tygrys. Ciekawy byłem rozgrywki duosobowej a jednocześnie nieco się jej obawiałem- gra nie przewiduje praktycznie żadnych zmian dla dwóch graczy np. ograniczenia na planszy co mogłoby prowadzić np. do tego, że każdy sobie będzie rzepkę skrobał i ciułał punkty, bez żadnej interakcji. Miło się jednak zaskoczyłem. Na początku faktycznie skupiliśmy się na swoich królestwach, rozbudowując je powoli ale kiedy na planszy stanęły pierwsze monumenty i jeden z nas zaczął niebezpiecznie rosnąć w siłę (tzn w punkty zwycięstwa) to zaczęły się pierwsze konflikty, które już nie dawały nam (raz jednemu, raz drugiemu) spokoju do końca gry. Gra jest bardzo dynamiczna, sytuacja na planszy zmienia się co chwilę i łatwo utracić długo pieszczone królestwo. Dla tych co nie znają napiszę, że dysponując czterema przywódcami (król, kupiec, rolnik i kapłan) rozbudowujemy naszą cywilizację dającą punkty zwycięstwa z czterech różnych dziedzin- rozwój handlu, świątyń, rolnictwa i kupiectwa. W praktyce są to po prostu kosteczki w czterech różnych kolorach. I tutaj występuje patent, który bardzo mi się podoba. Na koniec gry zwycięzcą zostaje gracz, który ma lepiej rozwiniętą najsłabszą dziedzinę swojej cywilizacji. Nie można więc skupiać się np. tylko na jednej dziedzinie ale w miarę równomiernie rozwijać wszystkie. Ostatecznie udało mi się wygrać choć mimo tego, że w trzech dziedzinach zdecydowanie dominowałem nad chemikiem to w tej najsłabszej zwyciężyłem zaledwie dwoma punktami. Rewelacyjna gra!

W międzyczasie zadzwonił osadnik, że jednak uda mu się dotrzeć do mnie i faktycznie się pojawił. Kończyliśmy rozgrywkę w EiT więc osadnik skutecznie musiał zająć się sobą a zajął się sobą w ten sposób, że poprzewalał mi nieco pudełka z grami na półce… Już w trójkę zdecydowaliśmy się odpalić przyniesionego przez osadnika Vasco da Gamę. Tłumaczenie zasad dla chemika poszło sprawnie (pojętny chłopak) i rozpoczeliśmy pojedynek. Ta gra potwierdziła dla mnie swoją wielkość, trzeba się nieźle nagłówkować, żeby dobrze rozplanować kolejność wykonywania akcji i dobrze oszacować co w ciągu tury uda się uzbierać. W jednym miejscu kupujemy projekty statków, w innym załogę i kapitana, żeby w ogóle móc statek zwodować, jeszcze w innym ostatecznie puszczamy statek w rejs, żeby przynosił nam korzyści (pieniądze na kolejne projekty i załogę, bądź punkty zwycięstwa), możemy też skorzystać z pomocy jednej z czterech postaci, które dają nam specjalne profity. Niby typowy worker placement ale dzięki specjalnemu systemowi kolejności rozgrywania tury gra jest wyjątkowa. Czachy dymiły nieźle i ostatecznie w ostatniej rundzie osadnikowi nieco powinęła się noga i nie zrealizował zamierzonego planu co najprawdopodobniej dałoby mu zwycięstwo a tak wygrałem ja. Ale każdy z nas miał po drodze takie chwile słabości więc uważam swoje zwycięstwo za jak najbardziej zasłużone!! ;)

plansza po zakończeniu rozgrywki

Następnie na stole zagościło Stone Age– mój hicior ostatniego miesiąca. Partia szybka, godzinna, zakończona całkiem niespodziewanym wynikiem. Ledwo co mars pisał w swoim poście o remisie jaki nam się przytrafił przedwczoraj a dokładnie taka sama sytuacja przydarzyła się mi i osadnikowi. Taka sama liczba punktów zwycięstwa, taka sama suma narzędzi, produkcji żywności i ludzi… Tym razem nikt z nas nie miał zakamuflowanych surowców więc rozgrywka zakończyła się absolutnym remisem :) Bardzo przyjemna partia i pełen jestem uznania dla zbalansowania tej gry.

opostuszała plansza po wyprowadzeniu się z niej dzikusów

Na koniec jeszcze rozegraliśmy partię Carolus Magnus. Szybko, sprawnie, dynamicznie i miło. Osadnik nie dał nam z chemikiem żadnych szans, pobudował spore królestwa, które ciężko nam było przejąć i w ostatecznym rozrachunku wygrał. Chłopaki poszli po 3.00 i tak zakończył się mój czterodniowy maraton, który można by spokojnie nazwać ciągiem. Podsumowując przez te cztery dni zagraliśmy:

– 3x Stone Age,

– 3x 7 Cudów Świata w tym 2x z liderami,

– 1x Carson City,

– 1x El Grande,

– 1x Trans Europa,

– 1x Famiglia,

– 1x Carolus Magnus,

– 1x Eufrat i Tygrys,

– 1x Shipyard,

– 1x Blue Moon City,

– 1x Vasco da Gama.

Razem 15 rozgrywek. Dzięki wszystkim współgraczom za dzielenie ze mną tej doli planszoholowej!!!

A to jeszcze pamiątkowe zdjęcie ze środowego pojedynku w El Grande u osadnika

Share

Comments 11

  1. oj tak, pograło się trochę
    ja jestem szczególnie zadowolony, że udało się zagrać w tytuły cięższe, lekko pokryte patyną kurzu-
    El Grande – jest to mój trzeci egzemplarz, a druga dopiero rozgrywka
    poprzednie 2 pudła wymieniłem właśnie ze względu na małą ilość partii w porównaniu do ilości miejsca zajmowanego na półce!
    VdG – bomba, czacha dymi, nielinearne podejście do rozgrywki – Caylus to przytym pan Pikuś (3 rozgrywka w ciagu 10 miesięcy)
    no i Stone Age – gratuluję Stanleyowi zakupu – zapowiada się na hicior i to nie tylko na wieczory damsko-męskie, ale tez dla bardziej wymagających wymiataczy
    Carolus Magnus – super szybka gra (30 min) dla tych, co lubią mózg wykręcić
    7 cudów jakoś nie zachwyca, ale nie grałem jeszzcze z liderami …

  2. gratulacje Stanley – nie powiem, że zazdroszczę bo siedzenia do 3 godziny nigdy nie zazdroszczę ;) Gdybym jednak byl człowiekem nocnym to bym zazdrościł ;)

  3. Ja wprawdzie nie miałem tak imponującej ilości rozgrywek, ale za to mogę się pochwalić grą w Automobile – w dodatku po szalonej i wyczerpującej imprezie urodzinowej mego berbecia ;-)

  4. @osadnik- a mnie 7 cudów zachwyca, a z liderami jeszcze bardziej zachwyca,
    @mars- ja ewidentnie jestem człowiekiem nocnym ale tylko wtedy jak mogę następnego dnia odespać a mogłem ;)
    @berni- dwa razy byłem u marsa i mimo, że ma to ani razu nie zaproponował rozgrywki w Automobile…

  5. @Stanley: bo mars nie umi :)

    @osadnik: ja też zaczynam mieć mieszane uczucia wobec 7 Cudów. Szczerze, to ciekawa mechanika i wspaniały czas rozgrywki jakoś nie są w stanie przekonać moich współgraczy. Czegoś tej grze jednak brakuje – chyba po cywilizacji przelatujemy zbyt powierzchownie, zwracając jedynie uwagę na koszt budynków, przychodzące punkty i nic więcej. Liderów kupię jeżeli poważnie stanieją, bo 65 pln za 30 kilka kart to przesada.

    Niemniej jest to zdecydowanie lepszy tytuł od Ghost Stories, których nie trawię tego samego autora.

  6. @berni – to fakt, do dzisiaj nie przeczytałem instrukcji, ale żetony wycisnąłem wczoraj :)
    @7 cudów – traficie do mnie, nie ma innej opcji ;)

  7. @mars: ja też nie przeczytałem :D wystarczyło przejechać 350 km i poprosić Palmera o tłumaczenie ;p

  8. mars, proponuję wycieczkę do Palmera celem poznania Automobile, weźmiemy jeszcze parę osób, Palmer na pewno się ucieszy ;)

  9. z reguły jestem minimalistą, więc skoro wiedza została przekazana do Wrocka to wolę skorzystać z wiedzy lokalnego specjalisty berniego ;) (bez urazy Palmer)
    A tak w ogóle to nie zapominam Palmer, że jesteś na ostatnim kręgu wtajemniczenia Wallace’a ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *