1 maja w tym roku w niedzielę, więc dnia wolnego nie zyskałem. Wyjazdu na długi weekend nie zaplanowaliśmy, więc zastosowaliśmy jak to zwykle u nas wielką improwizację. Pogoda wydawała się zachęcać do spędzenia dnia na świeżym powietrzu a my daliśmy się skusić. Z rana udaliśmy się do ogrodu botanicznego w poszukiwaniu kolorów przyrody. Sofcia za cel postawiła sobie dotarcie do mostu i olała wszelkie kwiaty po drodze, ja natomiast chętnie wygrzałem się w szklarni meksykańskiej. Spacer potrwał chyba około 2.5 godziny a wychodząc z ogrodu zostawiliśmy tam tłumy ludzi.
Następnym celem był grill u rodziców. Jadąc do nich minęliśmy Park Szczytnicki, który pękał w szwach – takich dzikich tłumów dawno tam nie widziałem. Gdy dojechaliśmy na miejsce żar już był gotowy i mięsko zostało szybko wrzucone na ruszt. Browarek w dłoń a tata wyciągnął Trik-Traka na stół. Pierwszą grę udało mi się chyba przypadkiem wygrać. Kolejnych 5 dostałem łomot. Dodatkowo moją przegraną uwydatnia fakt, że nad każdym ruchem musiałem myśleć a stary robił to z automatu – patrzył na kości, ruszał się. Nie ważne, grało się przyjemnie – szczególnie jak słońce nie chowało się za chmurami. Najedzony, napity i zadowolony wróciłem do domu, gdzie poległem na kanapie i odpłynąłem na jakieś 15 minut.
Posiedziałem przy kompie chwilkę, zobaczyłem co grają w kinach i nastał czas na przyjęcie gości. Około godziny 19 zostaliśmy nawiedzeni przez dwójkę ludzi, których zawód zaczyna się na „psycho”. Teraz już miałem w domu trójkę psycholi. Wizyta była w zamyśle pseudobiznesowa, ale liczyłem na to, że uda nam się też troszkę zagrać. Okazało się, że mają czas i nigdzie im się nie spieszy. Goście spytani czy grali już w coś wymienili: Eurobiznes, Trivial Pursuit i Magia&Miecz. Uznałem, że nie grali. Trzeba było zacząć jakoś lekko, łatwo i przyjemnie – głośno myśląc zasugerowałem „coś łatwego na początek„. W odpowiedzi usłyszałem, że nie musi być łatwe, że lepiej takie średnie. Cóż – z Jankiem i Anią ze średnich dobrze się spisał ZM, więc tu też warto było spróbować.
Zasady – 15 minut. Łukasz od samego początku odgrażał się, że na pewno wygra i powinni mieć łatwiej bo to pierwsza rozgrywka itp. Cóż – jeśli mają się zniechęcić przegrywając to lepiej niech wygrają. Muszę przyznać, że z zasadami nie mieli problemów i bardzo rozsądnie grali – Ł. nawet bardzo dobrze. Asia trochę lajtowo podeszła do tego i takie też były wyniki. Na początku ostrzegałem, że jest to gra optymalizacyjna i w 5 rundach trzeba wydoić ile się da. Łukasz doił całkiem nieźle i miało miejsce coś co rzadko się zdarza – w 4 rundzie wiedziałem już, że na pewno wygra. Ilość paczek, które produkował dawała mu dużą przewagę i do tego 28 keszu przewagi nade mną. Na ostatnią rundę pozostało tylko upewnić się, że nikt nie zagrozi mojej drugiej pozycji. Udało się, ale z wielkim trudem – od spadku na 3 miejsce dzieliły mnie tylko dwa elektro. Mógłbym powiedzieć, że Łukasz skorzystał z beginners luck, ale jednak grał na prawdę bardzo dobrze (to czy świadomie to już sprawa drugorzędna). Gra skończyła się o wczesnej porze i żona uparła się, żeby jeszcze zagrać – nie poznaję koleżanki.
Padła poważniejsza propozycja – Agricola. Nie wiedziałem czy to dobry pomysł, ale wyciągnąłem pudło i uznałem, że chociaż spróbujemy. Rozpakowałem i zacząłem tłumaczyć, ale szybko zwątpiłem bojąc się, że nic z tego nie wyjdzie. Presja jednak była duża. Zostawiłem tłumaczenie reszty zasad żonie i … udało się. Gra przebiegała sprawnie i akcje były wykonywanie składnie a ruchy sprawiały wrażenie zaplanowanych. Nikomu nie zabrakło na żniwach jedzenia a gospodarstwa w miarę się rozrastały. Jak na pierwszą rozgrywkę uważam, że odnieśliśmy sukces. Wynik nie ma znaczenia ponieważ gospodarze zdystansowali gości o pokaźną ilość punktów. Skończyliśmy o normalnej porze – 00:30. Pod koniec już byłem senny, ale jeszcze dawałem radę.
Najważniejsze jednak jest to, że co chwilę słyszałem „Ta gra jest świetna„, „Bardzo nam się podoba„. Takie chwile właśnie utwierdzają mnie w przekonaniu, że planszówki są genialną formą rozrywki. Dowodzi to również tezie, że początkującego gracza nie zawsze warto męczyć prostą grą. Jak ktoś jest kumaty (a tu mieliśmy do czynienia ze zdolnymi początkującymi) to wymaga bardziej zaawansowanych gier, w których może poćwiczyć swoje szare komórki i wykazać się.
Dzisiaj chyba nie szykuje się granie, ale może jeszcze jakieś zaskoczenie będzie. Na pewno pomyślę co pójdzie do odstrzału i co powinno trafić na półkę.