Wczorajszy wieczór chciałem ambitnie spędzić uruchamiając Le Havre’a lecz żona stwierdziła, że ostatnio ciągle w to gramy – ciekawe, że to ostatnio było półtora miesiąca temu na urlopie. Nic tam. Uznałem, że jeśli zaproponuję granie w co ona zechce to będzie wilk syty i owca cała. W sumie mogłem się tego spodziewać a raczej obawiać – wybór padł na Thurn & Taxis. Z jednej strony jestem znudzony tą grą i jej prostotą a z drugiej zachwycony, że zawsze jest coś w co mogę z żoną zagrać nawet jak jej się nie chce. Taki fenomen tej gry i dlatego uważam ją za jedną z lepszych w mojej kolekcji. Przy okazji wybierania gier przez żonę okazało się, że nie ciężko coś wybrać. Próbowałem zasugerować, że to wina małej kolekcji, ale jakoś nie przeszło i jeszcze padły sformułowania typu: A czy ta gra nie jest nowa? Wcześniej tej gry tu nie było! Coraz więcej miejsca zajmują! … i takie tam. Ale się nie dałem – jak już ponarzekała to postanowiłem dokonać desantu na drugi regał, przenosząc albumy ze zdjęciami na samą górę. To był chyba dobry krok. Wracając do grania – T&T skończyliśmy bardzo szybko – to kolejny urok tej gry.
Po zakończeniu czułem niedosyt i chciałem rozegrać chociaż jeszcze jedną grę. Musiałem szybko decydować. Uznałem, że najlepiej zaproponować Haziendę. Jeśli nie wyszłoby granie to zawsze druga moc Haziendy zadziałałaby :) W tym przypadku jednak plansza przywołała nas do porządku. Zasady Haziendy są banalne a tłumaczenie ich trwa 5 minut – jest to gra banalna jak T&T i nawet wszystko wygląda podobnie – pudło, wypraska – taki Hans im Gluck :) Gra trwała ze 40 minut i była na prawdę lajtowa. Zero negatywnej intereakcji – każdy sobie w kąciku może działać, nie wchodząc drugiemu w paradę. Raz czy dwa zagrodziłem drogę, ale bez negatywnego odzewu raczej. Taka lekka babska gra, ale z większą możliwością kombinowania niż w T&T. W zasadzie to sami decydujemy jak długo ma trwać rozgrywka. Zbierając kasę i stawiając ciągle zwierzęta możemy skończyć pewnie w max. 30 minut. Trzeba trochę pobalansować między zbieraniem kasy, niezbędnej do rozwoju, a ustawianiem swoich żetonów w celu ostatecznego punktowania na swoją korzyść.
Mam w tej chwili 3 Hansy: Mauer Bauer, Hazienda i T&T – i wszystkie są tego samego pokroju – oczywiście w każdym robimy coś innego i mechanika jest odmienna – ale nastrój odprężonej rywalizacji jest wyczuwalny. Wszystkie 3 nadają się do spokojnych rozgrywek. Ja na szczęście już wiodę spokojne życie i mnie to nie dotyczy, ale jeśli ktoś ma dość gier z żoną lub dziewczyną kończących się kłótnią i oskarżeniami, to może spokojnie spróbować coś z tych 3 Hansów.
Comments 5
@mars: rozumiem takie podejście, często sam wolę wybrać tytuł raczej odprężający niż taki, w którym muszę zaciekle walczyć o zwycięstwo.
I wtedy wolę raczej Fasolki, Romę, czy T&T niż Agricolę, gdzie wszystko jest takie stresujące :D
Hazienda wcale nie jest taka relaksacyjna :D trzeba tylko mieć planszę dostosowaną do rozgrywki 2 osobowej, wtedy zaczyna się zabawa.
[url]http://www.boardgamegeek.com/thread/165774/2-player-map-for-hazienda[/url]
He, to takie buty. Nie wiem czy się przyjmie wariant mniej relaksacyjny. Może lepiej zostawie tak jak zadziałało za pierwszym razem. Druknę jednak na wypadek rozgrywki z kimś bardziej zaczepnym :)
zapomniałes o czwratym Hansie – El Grande!
Nie żartuj z tym El Grande, przecież tam nie da się pokojowo rozegrać tego. Może i Hans, ale nie taki jak wspomniane 3