… można krótko podsumować – nie trzeba pracować i można poświęcić czas na swoje własne zajęcia. W okolicach godziny 11 zawitał do mnie listonosz i przyniósł dwie paczki – jedną z TS a drugą z plecakiem na rower. Otwieranie Twilight Struggle dało mi na prawdę sporo satysfakcji. Pudło cięższe niż mogło by się wydawać, szczególnie gry po otwarciu moim oczom ukazało się wcale nie tak wiele elementów – karty w dwóch zgrzewkach, dwa arkusze żetonów do wyciśnięcia (mniam), dwie kostki, plansza i oczywiście instrukcja. Wszystko to bardzo solidnie wykonane aczkolwiek nie zachwyca graficznie. Najładniejsza jest plansza, która prezentuje się bardzo dobrze i od razu wprowadza w klimat gry. Karty bardzo ubogie z prostymi grafikami, ale jakoś to też świetnie wpasowuje się w temat zmagań międzymocarstwowych. Żetony jak żetony – te są dość małe, poręczne i współgrają z całą oprawą graficzną tego tytułu. Oczywiście w rozpakowywaniu i wyciskaniu uczestniczyła zawsze chętna do takich działań Sofcia. W pudełku dostarczone były także woreczki strunowe – tak cholernie ciężko otwieralne, ale przynajmniej z otworem na środku, więc nie trzeba wyciskać powietrza lub samemu dziurawić. Oryginał instrukcji został na stole a pudło powędrowało na półkę.
W międzyczasie dogadałem się z kuzynem, że wpadnie wieczorem – nie widzieliśmy się chyba od naszego powrotu do Wrocka. Zawitał dopiero około godziny 21:30, ale to nie przeszkadzało nam w rozegraniu 3 krótkich partyjek. Patrząc na półkę pierwsze co dotknął to był Samuraj i to był oczywiście znak od Planszy, że pierwszy ochotnik został wybrany. Wytłumaczyłem mu zasady podczas gdy jadł późny obiad i chwilę później udaliśmy się do Japonii. Wróć. W tej grze jak wiadomo klimatu w ogóle nie czuć i tylko kilka symboli i mapa przypomina nam, że gra nazywa się Samuraj. Oczywiście stanowi to problem tylko dla ludków, którzy muszą „czuć” w to co się gra – ja czułem satysfakcję już z samego faktu udania się w świat planszy. Gra mimo kilku przestojów trwała jakieś 30-40 minut i dostałem łomot.
W przerwie między Samurajem a następnym tytułem pozwoliłem zaprezentować swój najświeższy nabytek czyli TS. Ten teaser był strzałem w dyszkę. Widziałem, że chce w to zagrać po moim krótkim tłumaczeniu, ale nie podjąłem się wyzwania. Nie czułem się na tyle mocny w zasadach, żeby męczyć początkującego gracza. Kuzyn się napalił chyba na partyjkę TS i stwierdził, że musi być super i czuć w grze klimat – a nawet nie graliśmy. Teraz już wiem, czym rozpocznę nasze następne spotkanie :)
Kontynuowaliśmy spotkanie czymś bardziej zaawansowanym – Tinners’ Trail miał pokazać grę poważniejszą i trochę rozbudowaną. Wybór był chyba bardzo dobry ponieważ na koniec usłyszałem, że bardzo była wciągająca. Niestety kości nam porządnie namieszały i większość kopalń świeciła pustkami, ale za to spokojnie można było się w nich kąpać – wody było pod dostatkiem. Jakoś tak się złożyło, że dostałem po raz drugi solidny łomot – miałem o jakieś 15% mniej punktów! No cóż, wygrał lepszy.
Tak miał się skończyć nasz wieczór, ale brak zdecydowania co do powrotu skłonił mnie do zaproponowania ostatniej gry – krótkiej i z reguły serwowanej właśnie na koniec – ATONa. Coś jest w tej grze, że zawsze chętnie ją wtrącam gdy mamy jakieś 20 minut wolnego. Tu ponownie poległem i sam sobie zawiniłem głupim ruchem.
Bilans wieczoru to 0:3 i w sumie cieszę się, bo samo granie było bardzo przyjemne. Następne granie jak dobrze pójdzie pod koniec tygodnia i może Janek ze mną przetestuje TS. Tymaczasem szykuję doniczki do sadzenia jakichś ziół na balkonie i zbieram się na spacer z małą. Może jeszcze uda mi się po powrocie rozłożyć TS i chciaż setup przygotować z kilkoma ruchami. Dobra, trzeba z pogody korzystać a jutro czas do pracy!
Comments 6
Fajnie, fajnie. Ja w ostatnim czasie zapoznałem się tylko z Le Havre w solowej partii skróconej i z niecierpliwością czekam na jakąś wieloosobową rozgrywkę we porcie Francji. No i online stoczyłem bój z andrzejem, bernim i Palmerem w Brassa i nareszcie w końcu Palmer dostał w tyłek ;) choć ja trzecim miejscem też raczej nie mam się co chwalić…
Author
Oczywiście dostałem „O WIELE WAŻNIEJSZE ZADANIE!” – skręcanie szafki na buty. Czas na zaznajomienie się w praktyce z TS został skonsumowany przez tak szit. Wracam więc do lektury bo drugie czytanie w kawałkach od wczoraj się ciągnie i cały czas coś przeszkadza.
Noo i tyle wpisów to ja rozumiem :)
Oj no, od razu tyle, zawszę chciałbym więcej, ale nie zawsze się da, nie zawsze jest czas. W miarę możliwości działamy ;)
Rozumiem i doceniam ;)
TS przetestowany, teraz 3 godzinki snu i pobudka :)
A jutro opiszę wrażenia!