Ładowarka

mars Rozgrywki 13 Komentarzy

No Gravatar

Wczorajszy dzień na tle ostatniego tygodnia mogę nazwać błogosławieństwem. Po całym tygodniu nie grania czułem się bardzo wycieńczony. Brak tematyki gier jest dla mnie na prawdę bardzo męczący i nie wyobrażam sobie życia bez planszówek. Dlatego też wczorajsze spotkanie ze Stanley’em, pomimo że było niezbyt obfite to jednak owocne. Udałem się do Państwa Stanley’ów z żoną, ale w sumie to można ją zupełnie pominąć w tym wątku tak jak i ukochaną Stana. Mieliśmy zagrać na wstępie w 7 Cudów, ale dzięki braku zainteresowania kobiet musieliśmy się skupić na czymś działającym na dwie osoby. Pomimo kilkukrotnego ponawiania naszych próśb a nawet gróźb i zastraszania nie udało się zachęcić ich do grania.

Cóż nam pozostało, musieliśmy się skupić na sobie. Na pierwszy ogień poszedł Ghost Stories, na który miałem od jakiegoś czasu olbrzymią ochotę. Stanley jako stary wyjadacz i poważnie uzależniony planszoholik nie oponował – on wie, że ważne jest żeby grać! Wariant obsługi po dwóch graczy sprawdza się w tym tytule doskonale. Rozgrywka była dość sprawna ale niestety los nam chyba nie do końca sprzyjał. Spoglądaliśmy w kierunku kupki z kartami wyczekują na WuFenga, ale ten jak na złość nie przychodził i do tego podsyłał co chwilę jakieś duchy, które skrupulatnie nawiedzały naszą wiochę. Qi bardzo szybko uległo wyczerpaniu do poziomu 1-2 na gracza. duchy skutecznie blokowały używanie dodatkowych znaczników a także zdolności np. przerzucania kości. Jakby tego mało było to w pewnym momencie w 3 lokacjach mieliśmy duchy rzucające klątwę co turę. Stanley miał trochę więcej szczęścia w kościach, ale to nie było wystarczające. Mimo sporej ilości udanych rezurekcji i korzystania z figurki Buddy, w pewnym momencie mieliśmy 3 nawiedzone lokacje w wiosce. Gwoździem do trumny okazał się duch rzucający klątwę. Kość klątwy wskazała  na nawiedzenie wiochy i pomimo tego, że już odblokowałem swoją zdolność przerzucania to drugi rzut jak na złość przyniósł to samo. Tak się przegrywa moi mili! Rozgrywka trwała około 1:10 i była bardzo przyjemna.

W tym momencie nastąpił kolejny atak na małżonki, ale zostaliśmy olani zupełnie. Taki już nasz los. Plotki są ważniejsze od grania – skandal!

Pozostało nam niestety niewiele czasu. Przez chwilę pomyślałem, że spróbowalibyśmy ostatniego nabytku Stanley’a czyli Vinhos. Realnie jednak patrząc na ogrom szczegółów na planszy i niezliczoną ilość zasad uznaliśmy, że chyba dzień zakończylibyśmy tylko na wytłumaczeniu zasad (tzn. ja bym grzecznie słuchał tłumaczenia Stana). Podreptałem więc do również świeżego nabytku Stana, czyli półki na gry (w sumie to nieźle ugiętej pod ciężarem pudeł). Z tytułów około-godzinnych wybrałem Kej Tu. Tym razem trasa zimowa z pogodą letnią. Rozpoczął się rajd na górę w ekspresowym tempie. Pierwszy na szczycie osiadł mój przeciwnik a ja dopiero 2 rundy później się wgramoliłem. Stanley szybko wysłał drugiego cwela pod górę. Niby szedłem równo z nim, ale zabrakło mi 1 ruchu w kartach, żeby wejść na 6. Zresztą nawet jakbym wszedł to i tak on był pierwszy więc kicha. Teraz mam przynajmniej nauczkę, żeby na wyprawę na szczyt nie napychać plecaka grami a sprzętem potrzebnym do wspinaczki :)

Baterie trochę podładowane i to dzięki Stanley’owi. Grazie mille!

Share

Comments 13

  1. Nie wiem czy tytuły, które wymieniłeś podładowałyby moje baterie, czy też doprowadziły do ostatecznej frustracji. Strasznie nie lubię Ghost Stories. W tej grze naprawdę wszystko, ale to wszystko zależy od kolejności przyjścia duchów i szczęścia przy rzucie. Nie ma tam zbyt wielkiego planowania, po prostu jak masz szczęście to bach, bach, bach i po grze. Jak szczęście brak to zakopiesz się z jakimiś wrednymi duchami z myślą „jeszcze do Ciebie wrócę słonko” i kończysz marnie, całkiem zdegustowany kolejnymi pechowymi rzutami.

    A K2? Nuuuuda ;]

  2. @mars- dzięki za granie,
    @berni- nie mam takiego wrażenia jak Ty, że w Ghost Stories o wszystkim decyduje kolejnośc pojawiania się duchów i szczęście przy rzucie. Myślę, że rzuty trzeba najpierw dobrze przygotować, znaczy osłabić jak się da duchy i dopiero wtedy rzucać, żeby mieć jak największe prawdopodobieństwo wygranej. A że czasem i tak się nie trafi… cóż taki urok tej gry. Mi to nie przeszkadza, lubię ją i z każdą grą odkrywam nowe kombinacje, które mogą być skuteczne. Co do K2 też kwestia gustu- jak dla mnie zero nudy :) widzę że mamy odmienne gusta co do gier :)
    @osadnik- kiedy gramy?
    @Palmer- chętnie bym dokonał wpisu o Vinhosie ale czekam chociaż na jedną partię, żeby podzielić się świeżymi spostrzeżeniami co do mechaniki, klimatu a nie tylko wizualną stroną gry- choć ta jest imponująca i spokojnie dużą rozprawę można by o niej napisać :) Póki co nie mam kiedy i z kim rozegrać partii…

  3. To dorzucam do ładowarki jeszcze 2 partyjki w RftG. Zjedliśmy w knajpie pizzę, wypiliśmy piwko i zagraliśmy. Pierwsza partyjka łącznie z tłumaczeniem zasad przez rada była masakryczna i nie wiedziałem co się dzieje, gdzie jestem i o co ja tak na prawdę robię. Druga rozgrywka już była spokojniejsza i przemiatałem oczami po morzu znaczków na kartach. Super gierka.
    @berni – K2 – nuda nie, ale na pewno prostota i ascetyzm, natomiast Ghost Stories też się nie zgadzam. Losowość bardzo duża, ale jak się nie skupisz i nie pokombinujesz tak, żeby wydoić z danego układu maksimum korzyści to faktycznie przegrana murowana. Jedyne co mi się nie podoba w tej grze to wszystkie plastikowe figurki – są badziewne :)

  4. Pierwsza partia to sajgon w RFTG ale potem jest już pięknie! Choć wątpię czy Małżonce gra się spodoba. Fajnie, że w końcu udało się nam spotkać na granie i gadanie :)

  5. @Stanley – Valentines Day powinieneś jednak spędzić z osadnikiem przy jakiejś dobrej amerykańskiej planszówce – może Making of President? Dla Żony masz starosłowiańską Noc Kupały :D

  6. Pozwolę się wtrącić trochę nie na temat, ale skoro już wspomnieliście o GS. Chciałbym wiedzieć jak wyglądało by porównanie ghost stories do Arkham horroru, z recenzji wynika że są to dość podobne gry pod pewnymi względami? Niestety nie widziałem tej pierwszej na oczy za wyjątkiem zdjęć, które dużo bardziej mi się podobają niż wygląd kart AH.

  7. Post
    Author

    Porównanie dość ciężkie – wspólny motyw to kooperacja i kości – na tym koniec. HwA jest znacznie bardziej klimatyczny/fabularny. W GS niby są duchy, nawiedzanie, egzorcyzmy ale tego w ogóle nie czuć. Po prostu trochę naciągana otoczka całkiem przyjemnej gry. Grając w HwA od razu uczestnicy wkraczają do innego świata, który kreowany jest każdym elementem gry, słowami, mechaniką. Żeby nie pomniejszać zasług GS – lepiej tych dwóch gier nie porównywać. HwA – świetna gra przygodowa, GS jednak pomimo opinii niektórych graczy kwalifikuję do optymalizacyjnych z dużą zawartością losowości. GS można super grać w 2 osoby i czas rozgrywki jak wspominałem znacznie krótszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *