Po pierwsze witam wszystkich planszoholików po świętach a nadal jeszcze przed Nowym Rokiem. Bardzo chciałbym napisać, że przybrałem na wadze po świątecznych, jedzeniowych szaleństwach ale niestety nadal jestem chudy jak szkapa a to niestety przekłada się paradoksalnie na mój planszoholizm… A to w ten sposób się przekłada, że w obawie o przeciążenie kręgosłupa nie mogę nosić zbyt wielu gier w reklamówce jak idę do kolegów żeby grać… I np. wczoraj na nocne granie u Grzesia zabrałem tylko dwie gry… Muszę przytyć i nabrać tężyzny!! O nocnym graniu u Grzesia za chwilę a póki co jeszcze święta i prezenty. :) O wszystkich prezentach nie będę pisał, bo majtki i żele pod prysznic niekoniecznie muszą interesować odwiedzających tego bloga, napiszę więc o tym co nie tylko Tygryski ale i Stanleye lubią najbardziej. W tym roku, dzięki Dziadkowi Mrozowi, Świętemu Mikołajowi, Gwiazdorowi, Mikołajowi, Dzieciątku Jezus, Bocianowi (niepotrzebne skreślić), moja kolekcja gier powiększyła się o dwa tytuły. Były to:
K2– tak sobie wymarzyłem i tak dostałem,
Alexandros- zostałem bardzo mile zaskoczony :)
W tym drugim przypadku musiałem sobie poradzić z tłumaczeniem instrukcji, bo Alexandros dotarł do mnie w wersji językowej naszych przyjaciół Germanów ale zdobyta w sieci instrukcja angielska pozwoliła mi stworzyć wersję w pełni polską, którą spisałem i gdyby ktoś potrzebował to chętnie służę. Żony nie chciałem angażować- wtajemniczeni wiedzą, że ma ona niezwykły dar władania płynnie tym nieprawdopodobnie absorbującym i poetyckim językiem. W Alexandrosa jeszcze nie miałem okazji zagrać ale zapowiada się bardzo ciekawy teritory control nieco przypominający mi Mauerbauer. Natomiast jeżeli chodzi o K2, to skorzystałem szybko z możliwości rozegrania wariantu solo i wdrożyłem się w tajniki gry. I cóż? Bardzo, bardzo mi się podoba i dumny jestem, że to nasza, polska produkcja. Z przyjemnością śledzę jak z dnia na dzień pnie się coraz wyżej na BGG bo dla mnie jest to świetna pozycja. Grałem póki co na prostym szlaku przy letniej pogodzie i prostym szlaku przy zimowej pogodzie i ogromnie podoba mi się możliwość stopniowania trudności rozgrywki. I ważna rzecz. Niby tylko zagrywamy karty ale klimat i temat czuć dosłownie na każdym kroku. Im wyżej wejdziemy tym bardziej czuć zagrożenie, musimy dostosować nasze ruchy do zmieniającej się pogody, której prognozę znamy na najbliższe 6 dni (gra toczy się przez 18 dni) i do wysokości, na której znadują się nasi himalaiści. Dodatkowo gra bardzo dobrze się skaluje (rozgrywka od 1 do 5 graczy) a różne stopnie trudności, od wariantu familijnego do mocno mózgożernego powoduje, że może ona często lądować na naszym stole. Na moim w każdym razie będzie lądować. I na nowym stole marsa mam nadzieję też :)
Moja solo rozgrywka- łatwa trasa, letnia pogoda:
Tak więc z prezentów jestem wielce zadowolony. Z majtek i żelów pod prysznic też!
A teraz nocne granie u Grzesia. Jak już pisałem w reklamówce doniosłem (ledwo) dwie gry- Szoguna i K2 Plan był taki- zjawiam się u niego po 21.00, szybko dojeżdża Tomek i osadnik i gramy w Szoguna. Tymczasem wieczór potoczył się nieco inaczej i rzekłbym owocniej. Tomek i osadnik mieli lekki poślizg i na stole wylądowało K2, szybkie tłumaczenie zasad i ruszyliśmy we dwójkę z Grzesiem zdobywać szczyt. Bez szarżowania- prosty szlak, letnia pogoda. Poszedłem ostro do przodu już na stracie ale niestety zbyt mocno liczyłem na szczęście i powyżej 7000 tysięcy metrów pogoda zatrzymała mnie na dobre parę dni. Dodatkowo okazałem się jakimś sadystą i nie pozwoliłem mojemu himalaiście rozbić namiotu… W tym czasie (czy tam równolegle) Grzesiu spokojnie, popijając kawkę z termosu, wdrapał się wysoko, rozbił namiot, zdobył szczyt i wrócić do namiotu. Ja też rzuciłem się szybko na szczyt i schodząc z niego rozbiłem namiot ale mój himalaista krzyczał już głośno, że z tlenem to u niego nie do końca halo… Ostatecznie Grzesiu wdrapał się jeszcze drugim himalaistą na szczyt, mi już się to nie udało. Skończyliśmy z wynikiem 20 do 13 pkt. Popełniliśmy niestety fatalny błąd, przez jedną turę Grzesiu miał na jednym polu z namiotem dwóch swoich podopiecznych a pole to zgodnie z zasadami mogło pomieścić tylko jednego… Nasze (a bardziej moje) niedopatrzenie. Tak więc kto wie jak to by się mogło potoczyć… Nevermind- gra świetna!!!
Dotarł Tomek, osadnik nadal miał poślizg i Tomek wyciągnął swój prezent podchoinkowy- Wiochmena 2- wyścig furmanek. Ruszyliśmy w szaleńczy, pełen śmiechu wyścig, każdy swoją furą z sianem z dodatkowym bagażem 8 dzieci, które czasem intratnie wymienialiśmy na flaszki bimbru, żeby je obalić i mieć większy popęd (czyli szybciej jechać). Stwierdziłem, że nie lubię tej gry gdyż dwukrotnie mógłym wygrać ale zapominałem obalać tych nieszczęsnych butelek z bimbrem a koledzy byli bezwzględni w stosowaniu się do zasady „zakazu cofania ruchu”… Ostatecznie wygrał Tomek. A tak poważnie, to podobała mi się ta gra, przyjemna party games i kupa śmiechu z tekstów na kartach.
Gdy wreszcie dotarł osadnik (ten chyba nieźle podjadł w święta bo przyniósł pełną reklamówkę gier…) zasiedliśmy do Szoguna we czterech. Było już po północy ale twardzi jak widać byliśmy. Sporo już tu na blogu o Szogunie pisaliśmy i znów potwierdziło się, że to świetna gra. Piszę to mimo, że dostałem nieźle w… swoje prowincje… Ja po prostu nie jestem taki, że podobają mi się tylko te gry, w które wygrywam :) Graliśmy 2 godziny i 45 min. Pewnie byłoby krócej ale jak Grzesiu zaczął myśleć to rozłożyłem z osadnikiem na dywanie K2, żeby w międzyczasie walnąć partyjkę… (nie walnęliśmy, bo Grzesiu jednak skończył myśleć. Ale co by nie mówić, to myślenie wyszło mu na dobre bo wygrał. Ja pozostałem na szarym końcu i gdyby mur chiński był murem japońskim to moi przeciwnicy byliby na jego początku, a ja na jego końcu…
Rozstaliśmy się jakoś o 3.30 nad ranem. O mało co i nie wylądowałbym jeszcze u osadnika na partyjce K2 ale zdrowy rozsądek wziął górę- rozjechaliśmy się do domów.
Takich nocy właśnie życzę Wam drodzy moi planszoholicy w nowym roku! I nie tylko takich nocy ale także i dni! Wszystkiego dobrego i uśmiechajcie się dużo!!
Comments 17
Jak tylko pojawi się dodruk K2 – biorę ;)
Co do Wiochmena, mam jedynkę. Może kiedyś zamienię na 2 dla urozmaicenia. Gra bardzo sympatyczna, prześmieszna, świetnie sprawdza się, nawet po kilku głębszych.
@pan_satyros- bierz K2 koniecznie, ja sam żyłem do świąt w niepewności bo napisałem do świętego Mikosia, że chciałbym K2 ale do ostatniej chwili nie byłem pewny czy Mikołaj zdążył nabyć zanim gra znikniea ze sklepów. Na szczęście Mikoś to profesjonalista i zdążył :)
@pan_satyros: K2 w stanie niemal idealnym (karty w koszulkach od pierwszego grania), grana może z 5 razy i chętnie bym się wymienił ;-) Tinner’s Trail? Glen More? Mauer Bauer? Stone Age? Gdzie występuje znacząca różnica cenowa, to oczywiście dopłacę.
Co ta cocacola robi ze społeczeństwem. Mikołaj to jest 6 grudnia, a nie w Święta :P
@Palmer: ale może dzięki tej cocacoli w Święta przynajmniej już nie przychodzi Dziadek Mróz ;-)
U mnie to zawssze było, jest i będzie Dzieciątko :D
U moich koleżanek z Praszki też zawsze przychodziło Dzieciątko haha
@Palmer Dzieciątko to co najwyżej się wam może doczołgać, tudzież przyraczkować, bo chodzić jeszcze nie potrafi;p
Zresztą nie dla każdego ten okres ma charakter religijny, więc nie do każdego przychodzi dzieciątko/mikołaj czy co tam jeszcze sobie ludzie wymyślą. Prosta sprawa.
Świeżutka wiadomość. Rebel wygrzebał gdzieś, skądś parę egzemplarzy K2. Więc jak ktoś nie może się doczekać dodruku to szybciutko zamawiać!!
Ja tam poczekam na dodruk, Rebel mimo bogatego asortymentu nigdy mnie specjalnie nie interesował (ze względu na ceny).
berni a K2 vs. Mauer Bauer wymiana aktualna? Mam Bauera jeszcze w folii :)
@Adam A kto tu mówi o charakterze religijnym, bardziej o tradycję chodzi ;)
@Mars Muszę Cię zmartwić, miałem lepszy refleks :D
@Mars: no niestety Palmer był szybszy :]
A może ktoś chciałby Magnum Sal?
mars, to bierz, Magnum Sal za Mauer Bauera!!!
eee, no tak średnio na razie Wieliczka mnie interesuje. Do tego K2 wczoraj przetestowałem :)
@Mars: i jak K2? Mi się gra podoba, ale nie rozumiem tego wielkiego wow dookoła. Jest ok, ale nie jest rewelacyjna.
Zagrałem 1x (słownie raz) i jestem zadowolony. Nie jestem w stanie jeszcze stwierdzić ile punktów jest warta. Co ważne pierwsza rozgrywka spodobała się także mojej żonie, a jest dla mnie dość poważną rekomendacją. Graliśmy na najniższym levelu, więc był jeszcze spory zapas trudności co napawa optymizmem. Podoba mi się dobrze wyważona losowość w kartach, na którą mamy jednak wpływ do tego pogoda, która dotyka wszystkich po równo – oczywiście w zależności od wysokości na jaką się wdrapali się Krzywaczek i Prostaczek :)