Od mojego ostatniego wpisu minęły dwa tygodnie, dwa nędzne tygodnie wytężonej pracy nad uczelnianymi obowiązkami. Dziś staję tu odmieniony wytężoną lekturą dzieł wszelakich niejakiego Friedricha N. i nareszcie, lekką ręką mogę skrobnąć coś innego od analiz nihilizmu europejskiego ;p uff jak dobrze ! :D
Naturalnie planszoholizm tak łatwo się nie poddaje i nawet nihilizm nic tu nie wskóra. Sprawa jest więc oczywista, że i ostanie tygodnie nie były całkiem jałowe w tej kwestii, mimo iż nie znalazły bieżącego odzwierciedlenia na naszym ulubionym blogu ;)
Zarówno w domu jak i na uczelni znalazło się trochę czasu, by z narzeczoną lub siostrą zasiąść przy planszy, ba dwie pozycje zaliczyły swój debiut! Zapraszam zatem na krótką relacje z moich ostatnich planszowych wojaży.
Mimo, iż zazwyczaj na uczelni siedzę i słucham nawet najnudniejszych i dennych wykładów, są chwile kiedy coś w człowieku pęka … W takich stacjach rozwiązania są dwa: wyjść lub zagospodarować sobie czas, tak by umysł nie zatruwał się wbrew woli nieudolnie sączoną treścią. W naszym przypadku opcja pierwsza odpadała z racji, iż przezornie posłano po sali listę obecności, a że tłumów nie było wpisanie się i wyjście wzbudziło by uzasadnione podejrzenia. W tym wypadku na pomoc przyszły nam gry, mianowicie Zombiaki i Hive (Rój).
Na pierwszym z dwóch takowych wykładów, wybrawszy dogodne, tzn. zakamuflowane pozycje na sali rozegraliśmy z kumplem partyjkę Zombiaków. On wybrał ludzi, mi zostali aromatyczni. Bój był zaciekły i w konspiracyjnych warunkach zabrał nam ponad 30 minut (lub dał 30 minut wytchnienia, zależy z której strony na to patrzeć), w ostatnim niemal ruchu udało mi się złamać zażarty opór i fala zgnilizny zalała pozycje wroga niczym … (miałem tu na myśli soczystą metaforę, lecz może lepiej nie ;p). To już któryś raz, kiedy talia Zombiaków ratuje nam tyłki ;D mimo fatalnego wykonania, mimo prostoty nadal z przyjemnością wyciągam je w takich ekstremalnych sytuacjach. Zdecydowanie na plus przemawiają banalne zasady, których właściwie nie trzeba specjalnie tłumaczyć.
Drugą pozycją, którą mamy zwyczaj zabierać ze sobą „na wszelki wypadek” jest Hive, który i tym razem okazał się niezastąpiony. Mimo, że tym razem wykład nie okazał się tak tragiczny jak przewidywaliśmy rozegraliśmy z nazeczoną partyjkę, która zakończyła się jej zwycięstwem (pierwszym w ten tytuł, wiec uwieczniliśmy tę chwilę).
Hive to bez wątpienia jedna z tych gier, które z każdą partią utwierdzają mnie w przekonaniu, iż ich zakup był strzałem w dziesiątkę; proste zasady, trwałe (możne rzec niezniszczalne) i estetyczne wykonanie, multum zagrań – słowem idealna gra do plecaka.
W tym miejscu apeluję do każdego, kto jeszcze Roju nie posiada – KUPOWAĆ ludziska :D
Dla niezdecydowanych możliwość testu online – http://www.boardspace.net/english/about_hive.html, z przyjemnością rozegram partyjkę ;)
Skoro jesteśmy już przy rozgrywkach online – kilka takich również się nam zdarzyło. Tym razem były to przede wszystkim pojedynki w Mauer Bauer (Masons) na portalu Yucata.de, który gorąco polecam ! Jeżeli akurat nie macie możliwości spotkać się ze znajomymi w realu, Yucata to świetna platforma :)
Jak wspominałem nie zabrakło również klasycznych domowych rozgrywek przy pachnącej farbą drukarską planszy ;)
Udało mi się między innymi zaciągnąć do grania siostrę, z którą urządziliśmy sobie wieczór gier lekkich i przyjemnych, wybierając Thurn und Taxis oraz Alhambrę.
Obie gry były dość wyrównane, Anka już po kilku ruchach złapała ducha rywalizacji i mimo, że tego wieczoru palma zwycięstwa należała do mnie stwierdziła, że chętnie znów w coś zagra ;)
Rozgrywka z Alhambrę naturalnie z „Dawidem” :p (kto grał w wariant 2-osobowy ten wie)
Co do wspomnianych debiutów – wczoraj po raz pierwszy sięgnęliśmy z narzeczoną po Cubę i 51 Stan. O pierwszej wspomnę więcej w moim planowanych artykule (może cyklu) poświęconym grom osadzonym w cieplejszych, słonecznych klimatach, ot taki mój wkład w rozgrzanie naszej skostniałej, zimowej aury ;)
Ogólnie rzecz biorąc gra jest całkiem przyjemna, lecz wyczuwalne jest, że rozwija skrzydła przy większej liczbie graczy.
Po dwukrotnym przestudiowaniu instrukcji nareszcie udało się nam rozegrać partię w najnowszą kanciarkę Trzewika. Przyznać muszę, że czytając multum skrajnie rożnych opinii podchodziłem do tej rozgrywki z pewną obawą i rezerwą. Jak się okazało poniekąd słusznie.
Klimat jest zachowany, lecz raczej nie nazwałbym go klimatem budowy nowego stanu, a raczej ratowania co się da po atomowej katastrofie. Po prostu zbyt mało tu miejsca na strategię, by móc odczuwać, że budujemy jakąś przemyślaną strukturę, która ma funkcjonować jako odbudowane z gruzów państwo. Wszystko to z racji, iż gra jest własciwie w 90% grą taktyczną, wymusza wyciskanie 100% z tego co przynosi nam los.
Patrząc na grę z tej perspektywy (a nie przez pryzmat szumnych zapowiedzi) widzimy tytuł dobry, wymagający jednak pewnego szlifu. Wydaje się jakby niektóre zagrania nie zostały do końca zbalansowane, jakby ktoś bardzo chciał wypchnąć grę na Essen … cóż mam nadzieję, że Trzewik pomyśli o dodatku, który wyrówna podstawkę.
Odnosnie wykonania: karty sa prześliczne, klimat niemal się z nich wylewa, a pomysł z umieszczeniem ilustracji w soczewce lunety jest wrećz genialny.
Niestety co do reszty jest znacznie gorzej, żetony są brzydkie, małe, wykonane z tandetnej tektury, a do tego jest ich za mało ;/ już w pierwszej rozgrywce zabrakło nam żetonów kontaktu, jednak niebawem mają pojawić się dodatkowe żetony, trzymam za słowom.
Druga sprawa to instrukcja zawiera liczne błędy, a przy tym jest bardzo słabo napisana, osobiście przebrnąłem przez nią bez większych trudności, lecz przypadkowy gracz może mieć z tym problem, nie mówiąc o erracie która jest dostępna tylko w sieci. Ostatni mankament to właściwie detal – tor punktacji na spodzie pudełka (w towarzystwie opisu w 4 językach i kodu kreskowego), który przy tym uwzględniony jest w instrukcji jako element zawartości tegoż pudełka hmm – bez komentarza.
Podsumowując 51-Stan to dobra gra, lecz nie pozbawiona wad zarówno technicznych jak i mechanicznych. jestem jednak dobrej myśli i sądzę, ze można to jeszcze naprawić. W najbliższym czasie zamieszczę osobny artykuł na jej temat, jak na razie zasługuje na 7 z małym plusem ;)
Nasza pierwsza rozgrywka zakończyła się zwycięstwem narzeczonej (której nieco pomagałem opanować dość zagmatwaną symbolikę i zasady ;) ). Niżej możecie „podziwiać” efekty naszych zmagań.
Mój 51 stan:
Zwycięski stan Iwony:
I to by było na tyle, ostanie dwa tygodnie mimo iż nie najpłodniejsze okazały się z perspektywy czasu całkiem udane (pomijając napisane prace na uczelnie yeah). Życzę i Wam, by w natłoku obowiązków, zawsze znalazła się chwila wytchnienia przy planszy ;)
PS. Oczekujcie niebawem (jak sądzę) startu wspomnianego cyklu o grach „słonecznych”, który będzie preludium większego przedsięwzięcia mianowicie – „W 80 tur dookoła świata”, ale o tym jak na razie sza hehe
Comments 12
Gdy rozpakowałem pudełko z Zombiakami także przeżyłem rozczarowanie. Wydanie jest fatalne. Karty małe, niektóre krzywo wycięte, w dodatku opis ich działania znajduje się tylko w instrukcji. Zombiaki 2 już są zdecydowanie lepsze. Większe i ładniejsze.
51. Stan – Trzewik wspomniał na forum swojego wydawnictwa, że pracują nad dodatkiem, który będzie zawierał większą interakcję między graczami. Bo jak na razie 51 to całkiem klimatyczny i przyjemny, ale jednak pasjans, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie ;-)
Author
@berni
zombiaki 2 mam, ale z racji gabarytów na wykład lepiej pasuje jedynka hehe ;)
Co do 51, pasjansowatość nawet mi nie przeszkadza, raczej siła i łatwość np. przebudowy jest ciutkę zbyt duża, w porównaniu do reszty zagrań.
Czyli Pan_Satyros to taka cicha woda … niby nic a tnie gdzie się tylko da, na egzaminach też? ;)
Przedwczoraj rad i kobra narzekali mi, że nie czają do końca gry i niby jest ok, ale czegoś brakuje. Możliwe, że coś źle robią a może faktycznie coś brakuje. W sumie to gdyby wczoraj Marcel nie obudził im się o północy to jeszcze 51 Stan bym wypróbował. Grafika na kartach wciąga mnie w klimat fallouta natychmiast i to mi się podoba. Z wszystkich relacji jednak wynika mi nieuchronnie, że oprócz grafiki nie znajdę w tej grze dla siebie czegoś więcej. Mam nadzieję, że się mylę.
Hive’a nie mam, ale jakieś trze lata temu a może więcej będą na wyjeździe (kurcze – nie jestem pewien, ale już chyba o tym kiedyś pisałem na blogu, a może w komentarzu) postanowiłem zrobić tę grę sam. Nakładem kilku zł miałem wakacyjną, wypaśną grę. Oczywiście mój zapał opadł po tym jak nikt nie chciał ze mną grać twierdząc, że nie podoba im się. Cóż, nie wiedzą co stracili.
W Alhambrze zawsze (nie za często, gdyż moja ukochana twierdzi, że nie ma orientacji przestrzennej – nie kapuję co to ma do rzeczy) gramy z Dirkiem, wolę go tak nazwać – zawsze to podnosi rangę rozgrywki ;)
Author
@mars na egzemach nie bo zazwyczaj trwają krócej niż jakakolwiek partyjka ;D .
Co do Dawida, jest to przekomiczne w Pl instrukcji, sam nie wiem dlaczego ;p
Nie wiem co wszystkim przeszkadza ten tor punktacji ? Przecież jest to element zbędny, mogło go w ogóle nie być.
Moim ulubionym elementem 51. jest znacznik pierwszego gracza :D te z FFG się chowają przy nim :D
Racja coś nam nie idzie ze Stanem. A teraz jak mamy nowe gry to obawiam się, że odejdzie on w zapomnienie.
W razie czego to już wiem do kogo zwrócić się o pomoc przy rozgryzaniu zasad.
Author
@Palmer nie przeszkadza mi, jest po prostu żenujący. Różnicą jest nie dawać czegoś w ogóle, a dać na siłę po kosztach.
@kobra – jak w odstawkę? Ja muszę w to zagrać. Mam propozycję, jutro wpadamy do Was, ja z radem gram w 51 a kobiety zajmują się dziećmi. Może być?
@pan_satyros – w tym wypadku masz rację, czasem nie dać czegoś w ogóle jest lepiej, niż dać coś co jest na bardzo niskim poziomie. Pamiętajmy, że w tym przypadku można już mówić o gustach, a o nich się ponoć nie dyskutuje ;)
@Mars – może być :)
? że niby tak bez marudzenia, że szowinista i cham ?
Oczywiście, przecież nikt tak dobrze nie zajmie dziećmi jak mamy :)
Tak w ogóle w natłoku obowiązków dzisiaj (cały dzień zajmowałem się małą) udało mi się znaleźć czas na granie! W Misia, pszczoły i miód wystartowałem rewelacyjnie – po kilku ruchach wygrywałem 8:1, ale po kilkunastu kolejnych dostałem 8:10. Po prostu zawsze dostaję w tyłek. Później jeszcze wspólnymi siłami dostałem w Jengę :)