… i dlaczego Shogun?

osadnik Recenzje, Wspomnienia 6 Komentarzy

No Gravatar

Tak, tak, moi Drodzy, najwyższy czas odpowiedzieć sobie na pytanie jaką grę Tygryski lubią najbardziej i dlaczego jest to Szogun?

Fakty są takie, że piątkowa rozgrywka zapadła mi w pamięć i serce niezwykle mocno i przypomniała mi, co w grach lubię najbardziej – a jest to (kolejność nie gra roli) Wojna, Walka, Przemoc (Grrrrr!) – w skrócie WWP. Tak się śmiesznie składa, że moja niepokaźna kolekcja pod tym względem wygląda biednie – jej kompletowanie zaczęliśmy od tytułów z listy Spiel des Jahres, a są to raczej gry familijne z mnóstwem rozszerzeń, natomiast niewielką dozą WWP.

Mam też doświadczenie z grami wojennymi, w domu rodzinnym leży chyba z pięć egzemplarzy z wydawnictwa DRAGON, ale jest to tak specyficzna rozgrywka, że trzeba to kochać, żeby zagrać. Dość powiedzieć, że samo rozstawianie żetonów wojsk na pozycje wyjściowe trwa 2 do 4 godzin, a cała rozgrywka nieraz ciągnie się tygodniami. Wg mnie jest to zupełnie inna kategoria gier. Koniec dygresji. Reasumując gry wojenne mimo wysokiego stopnia wysycenia WWP nie zapewniają odpowiedniego stopnia rozrywki i grywalności.

Natomiast Shogun to zupełnie co innego, nowość, która otworzyła mi oczy na zupełnie inny świat – świat strategii wojennej, gdzie podejmuje się decyzje w różnych dziedzinach, ale de facto większość z nich jest podporządkowana wojnie i służy jej celom, gdzie wojna jest sercem rozgrywki.

Co mnie w Shogunie urzekło:

– czas rozgrywki – 4 os, 2 godziny, dzięki wspólnej fazie wydawania rozkazów i ich wykonywania czasochłonne myślenie i kombinowanie odbywa się u wszystkich graczy jednocześnie, a nie jeden po drugim (jak np w Antike).

– wieża bitewna – rozwiązanie, które wprowadza dodatkowy dreszczyk emocji co do wyników bitew, ale jednak losowość jest zminimalizowana – jeśli twoje kostki zostały w wieży, to najpewniej wesprą cię w kolejnej bitwie.  Czyli im więcej pecha teraz tym więcej farta w przyszłości (i vice versa)

– ograniczenie efektu kuli śnieżnej – wyżywienie prowincji jest na tyle trudne, że ilość terytoriów mocno agresywnego gracza na pewno się skurczy. Dodatkowo fakt, że ilość prowincji nie przekłada się wprost na zasobność gracza – rozgrywka cały czas jest wyrównana i zacięta (no chyba, że jest się Stanleyem i wszyscy cię atakują :()

Wszystko to sprawia, że jedyną grą, w którą chciałbym obecnie zagrać jest Shogun, Shogun, Shogun. I naprawdę muszę przemodelować swoją kolekcję, w której większość stanowią gry o budowaniu lub handlowaniu – jest to fajna rozrywka i przyjemne ćwiczenie dla łepetyny, ale poziom adrenaliny od tego nie wzrasta. W następnej grze WWP musi być!!!

Share

Comments 6

  1. Post
    Author

    no, to minie się podoba, Panowie
    jeszcze jedna osoba i przechodzimy do ustalenia miejsca i czasu rozgrywki !

  2. A propos wojennych klimatów, mnie od jakiegoś czasu korci, by pograć w Grę o Tron i Chaos in the Old World. Niestety gry te podobno działają tak jak powinny tylko przy maksymalnej liczbie osób. Mogę więc sobie pomarzyć, bo zebrać 3 lub 4 osoby do specyficznej rozgrywki to potężne wyzwanie. Człowiek nawet gdyby chciał, nie ma warunków, by stać się ameritrashowcem. Same kłody pod nogi. Trudno, trzeba dalej grać w tę Agricolę :)

  3. Piątego do Szoguna nadal nie ma… Co do Gry o Tron to też ją kiedyś odpalimy. Leży na półce i się kurzy. Odstrasza długość rozgrywki, bo myślę, że w naszym gronie czterech czy pięciu facetów chętnych do wojennej potyczki by się znalazło. Ale zawsze powtarzam: „przyjdzie czas…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *