Zamknąłem naszą ostatnią ankietę, w której można było wybrać element życia planszoholika, który nas najbardziej denerwuje. W zasadzie to do wyboru dałem same wkurzające sytuacje i jestem pewien, że każdy powiedziałby, iż wszystkie z nich są stresujące. Chcieliśmy jednak wybrać te najgorsze.
Z tego co widzę, to nic nie wkurza tak jak zniszczenie naszej gry przez znajomych. Pożyczamy mając nadzieję, że znajomi będą się dobrze bawić i dbać o nie, tak jak to my czynimy. W rzeczywistości jednak często gra wraca do nas w dużo gorszym stanie: karty są pobrudzone, często pozaginane; żetony postrzępione na krawędziach, rozwarstwionie; plansze zmęczone, poprzecierane; w skrajnych przypadkach pogubione elementy. Ufamy, robimy wszystko w dobrej wierze, chcąc rozpropagować granie w szerszych kręgach, ale nasza naiwność często jest wykorzystywana. Przypadki takie zazwyczaj mają miejsce, gdy pożyczamy świeżym graczom, którzy albo nie mieli kontaktu z grami, albo są dopiero po kilku partyjkach. Prawdziwy planszoholik jednak dba o swój inwentarz ponieważ wie, że jest to jego narzędzie rozrywki i uzależnienia. Nikt nie podcina gałęzi, na której siedzi.
Opcja z rozlaniem czegoś na naszą grę jest bardzo brutalna. Jest to wydarzenie, które powoduje u mnie nagły wybuch emocji, z reguły agresji i jestem wtedy bardzo ekspresywny. Najgorzej jeśli plansza lub żetony są wątpliwej jakości, gdyż wtedy możemy mieć poważne straty. Przykładowo cieńkie, słabo laminowane karty, albo niezbyt sprasowane żetony mają tendencję do chłonięcia płynów i trwałego odkształcania się. Nie zapomnę jednak jednej z pierwszych gier jakie miałem w kolekcji, czyli Fasolek w wersji niemieckiej. Karty w tej grze są po prostu doskonałe. Pomimo całkowitego zalania – raz herbatą a raz piwem, w dniu dzisiejszym wyglądają prawie jak nowe. Nawet krawędzie są tylko lekko zabrudzone, ale nie rozchodzące się a to wszystko pomimo conajmniej kilkudziesięciu rozegranych partyjek.
Zgubienie elementów jest również bolesne, ale tutaj akurat bardziej noszę w sobie ból. Niestety zgubienie elementu jest ciężkie do wykrycia i następuje zazwyczaj przed rozpoczęciem gry. Po zakończeniu rozgrywki nigdy nie mam ochoty i czasu sprawdzać czy wszystkie elementy są na miejscu, gdyż chcę grać w następną grę. Sprawdzanie zawartości szczególnie przy kobyłach z wielką ilością znaczników może być upierdliwe. Niestety jeśli zagubimy element podczas rozgrywki i nie zauważymy tego pakując grę do pudła to z reguły możemy się pożegnać ze zgubą – chyba, że ktoś nigdy nie odkurza mieszkania – u mnie niestety żona sprząta co chwilę, więc chyba zacznę regularnie przeglądać worki w odkurzaczu – tak na wszelki wypadek :)
Tylko 5% ankietowanych wybrało uszkodzenie przesyłki z grą za najbardziej denerwujące. Ja tutaj pokuszę się o wniosek z przymrużeniem oka – usługi pocztowe i kurierskie stoją w naszym kraju na bardzo wysokim poziomie :)
Zamykając ankietę przypomniałem sobie o tym, że moi Osadnicy z Catanu są na wypożyczeniu już ponad 2 lata. Chyba muszę się upomnieć o swoje. Mam jednak cichą nadzieję, że nie grali w nią zbyt często! <–ale hipokryta
Comments 17
Hehe, moi osadnicy też są pożyczeni już jakiś rok…
A co do najbardziej wkurzających rzeczy związanych z grami – wybrałem oczywista najbardziej popularną opcję. Sprawa jednak wygląda w ten sposób, że jeśli ustawić by jakąś skalę (od 1 – luzik do 10 – furia), to te wszystkie zdarzenia są na niej gdzieś w okolicach 3 – wzruszenie ramion.
Jakoś mnie to nie męczy, gra (czy np. książka) rzecz nabyta ;]
Niby tak, ale staram się dbać o te nabyte rzeczy, w końcu ciężko na tę możność nabycia pracuję ;)
Ja raczej nie pożyczam gier, z chęcią zapraszam do siebie oczywiście, ale o wynoszeniu pudełek na zewnątrz nie ma mowy. Za dużo płyt i książek rozeszło mi się po ludziach w czasach akademikowych i niestety jestem już chyba na dobre zaszczepiony na wypożyczanie.
Nie pożyczam gier. Planszówy to jednak dosyć delikatna materia i nie każdy potrafi się z nimi porządnie obchodzić. Dotyczy to szczególnie okazjonalnych graczy, którzy zabierają się do gier jak do książek z biblioteki albo do makao, czy innego tysiąca. Gdyby np. taki Dominion kosztował 50 zł-ok, nie ma sprawy. Podniszczyłby się, to kupiłbym sobie drugi egzemplarz. No ale niestety, gry to droga impreza.
Ja się nie uodporniłem. Pożyczam w miarę sprawdzonym osobom i szczerze powiedziawszy liczę, że załapią bakcyla i zaprocentuje to nowymi graczami. Na razie jednak chyba za mało nauczek miałem…
Ja moge pozyczyc tylko komus zaufanemu,albo na wymiane.
kobra, a Ty kiedy ze wsi wracasz? Granie czeka!
Ja bym chętnie pożyczył, ale jeszcze nikt mnie nie prosił :)
pozycz Brassa Palmer ;)
he he he, no i teraz Palmer wybrnij :)
a kobry już tu daaaaaaawno nie było, planszówki zamieniła na wieś…..
Tak to jest jak Agricola dojdzie do mózgu…
Mogę pożyczyć, ale odbiór osobisty, bo poczcie nie ufam za grosz ;)
Palmer cwaniaczek, niby wybrnął, ale nie zdziw się jak osadnik zapuka do drzwi ;)
Niech puka. Każdy planszoholik jest mile widziany :)
Nie na wsi a w malym miasteczku przebywam. Wracamy jutro. Marsie czy zona mowila Ci o mojej propozycji wyjazdu weekendowego? To byloby kupa grania.
Author
Mówiła, ale jak wyjedziemy, to ja bym się gdzieś ruszył, pochodził po górach, knajpach. Grać można na miejscu! Trzeba przemyśleć