Po wczorajszej rozpaczliwej grze w dyliżanse doszło do przełomu. Podczas kolejnej wizycty na cmentarzu, w sprzyjających okolicznościach przyrody, rzuciłem „Może po powrocie zagramy w Tikala…?” Odpowiedź była o dziwo twierdząca. Po cmentarzu zjedliśmy zupę i … rozłożyłem Tikala! Co więcej – nie skończyło się tylko na rozłożeniu. Wytłumaczyłem zasady i zagraliśmy! Cud! Zasady Tikala są naprawdę banalne i karta pomocy jest genialna. Poza kartą pomocy trzeba dorzucić raptem kilka zdań żeby wytłumaczyć zasady. W trakcie gry mieliśmy kilka przerw, w jednej z nich zdążyłem z małą nawet zagrać w Pewnego razu – grę dozwoloną od lat 4, polegającą na układaniu pewnych obrazków (szczoteczka, spodnie od piżamy, koszulka od piżamy, kapcie i miś) na planszach graczy a pozostałych na środku, tworząc ciąg obrazków, z których na koniec układa się bajkę. Małej gra się bardzo podoba i już nie raz w nią graliśmy. Wróćmy jednak do Tikala.
Po ułożeniu około 7 żetonów dżungli trafił się nam wulkan i doszło do liczenia. Ponieważ od razu przyjąłem taktykę maksymalnej konfrontacji i perfidnego wygryzania z każdej ze świątyń, to pierwsze liczenie byłem do przodu o 10 pkt i co gorsza, żona zaczęła narzekać, że jej się ta gra nie podoba. Dlaczego jej się nie podoba? Bo ona sobie tu z boku zajmuje a ja jej się wtrącam. Ona mi przecież nie panoszy się po moich świątyniach. Hm, no cóż taki już jestem. Ponieważ narzekanie zaczęło się robić coraz dotkliwsze, więc musiałem lekko zmodyfikować taktykę. Przestałem się wtrącać i coś tam sobie dziubdziałem z boku a nawet zrezygnowałem z gmerania na terenie żony. Drugie liczenie było już remisowe, ale nastrój się o wiele nie poprawił. Musiałem przejść do wymuszonej defensywy, wręcz stać się niewidocznym. Trzeci wulkan spowodował, że byłem już kilka punków z tyłu, ale mogliśmy grać dalej. Szwędałem poszukiwaczy bez celu po dżungli, kopałem tylko zajęte przeze mnie świątynie i o nowych w ogóle nie myślałem. W zasadzie każda moja tura trwała około minuty. Bez namysłu przemieszczałem, kopałem i oddawałem inicjatywę. Ostatni kafelek i liczenie, które po nim nastąpiło zmiotło mnie z pozycji przodownika.
Żona zaskoczona że wygrała. Coś przebąkiwała, że chyba oszukiwałem, żeby wygrała! Skandal, przecież ja tylko cieszyłem się grą! Najgorsze jest to, że i tak na koniec stwierdziła, że to nie dla niej bo nie można sobie spokojnie grać. Masakra. Nigdy nie zrozumiem kobiet i bardzo dobrze, bo bym pewnie w obłęd popadł. Ważne, że udało się zagrać. Raczej Tikal jest skazany na niełaskę u mojej lubej, ale cóż, zawsze są jeszcze dyliżanse :)
Comments 12
Jak żona chce spokojnie grać, to wybieraj gry kiepsko skalujące się na 2 osoby :) Kup np. Railroad Tycoon. Słyszałem, że mapa olbrzymia, więc interakcji pewnie zero. Ona porobi swoje na jednym krańcu, Ty swoje na drugim i spoko :)
Może i tak, bo próba nieingerowania w jej grę jakoś mi nie wychodzi.
Raiload Tycoon powiadasz? ;)
uff na szczęście moje perfidne zagrania podczas naszej wczorajszej partii, puentowane były jedynie pełnym żalu (a może skrywanej nienawiści ;p) okrzykami „ejjj Kochanie” lub „no nieee” :) Cała partyjka tylko utwierdziła moja drugą połówkę, w przekonaniu, że Tikala uwielbia i musimy kupić Mexice lub Tikala 2.
Ja muszę przygotować listę moich gier, które nadają się do gry z moją żoną. Gry te po przeprowadzce (jak dobrze pójdzie to już niebawem :) znajdą się na półce na poziomie oczu i będą najłatwiej dostępne. Półkę nazwę „Pojednanie”.
Mars, ja tam w Railroad Tycoon nie grałem, ale że jest napisane „2-6 osób”, to wnioskuję, że na dwie jest spokojnie i gracz nawet nie odczuwa obecności przeciwnika :) Czyli żona powinna być ukontentowana.
Myslę, że nie zaryzykuje wydania 200zł za grę, która może trafić na niższe półki. Chyba czas sięgnąć po tytuł ukochany przez większość kobiet – Zaginione Miasta, szybko, łatwo i przyjemnie :)
Zaginione Miasta tanio sprzedam :)
Jak tanio? :)
dogadamy się :)
Edycję PL Tikala można dostać już od 87,43zł z przesyłką w jednej z internetowych księgarni. Skusiłem się, chociaż nie wiem czy będę miał z kim grać. Dla córki będzie to chyba zbyt duże wyzwanie. Może da się uprościć rozgrywkę przydzielając tylko 5 punktów akcji na turę?
Author
Ależ to była fajna gra :) Punkty da się pewnie ograniczyć, ale wtedy raczej bym skrócił koniec, bo jednak 10 punktów to też nie za wiele.
Zagraliśmy kilka razy w weekend. Na razie najlepiej sprawdził się taki wariant, że córka miała 10 punktów akcji, a ja z żoną po 6. Przy tych założeniach praktycznie nie mieliśmy szans na wygraną (i oczywiście przegraliśmy), ale przynajmniej udało się wyegzekwować zakaz cofania ruchów. Mała strasznie tego nadużywała w poprzednich partiach. Dodatkowo dla łatwiejszego kontrolowania wykorzystanych punktów akcji używaliśmy kostek poszukiwaczy w neutralnym kolorze. Grało się naprawdę nieźle. Córka z racji hendicapu miała przewagę w wielu świątyniach, więc nie musiała jakoś przesadnie rozkminiać sytuacji podczas punktowania. Raczej skupiała się na odbiciu jednej wysokiej świątyni lub wykopywaniu i wymienianiu skarbów. Bardzo jej się podobało. Mnie również. Gra jest po prostu świetna.