Ostatnio pisałem o tym, że przymierzam się do zaszczepienia planszoholizmu u kolegi z pracy. Przypomnę tylko, że to zagorzały fan Counter Strike’a i zawsze kłócił się ze mną, że gry planszowe są beznadziejne. Nie napisałem ostatnio, że na pytanie czy kiedykolwiek grał w jakąś porządną grę planszową to milkł choć na chwilę i po chwili dodawał, że grał w monopol :) Rewelacja! Niezły wyjadacz planszówkowy ;)
Wczoraj po pracy nastąpiło pierwsze spotkanie z planszówkami. Niestety już na wstępie okazało się, że jestem na przegranej pozycji, ponieważ podmakająca piwnica wołała o ratowanie sprzętu, więc cześć czasu przeznaczonego na grę została „zmarnowana” na wyniesienie elektroniki na piętro. Kosztowało to nas nie tylko sporo czasu ale i energii. Nie dawałem jednak za wygraną i oznajmiłem, że pierwsze spotkanie w świecie planszy musi mieć miejsce jeszcze dzisiaj (a działo się to wczoraj, czyli w czwartek po godzinie 17). O dziwo moja natarczywość została zaakceptowana i przystąpiliśmy do … no właśnie nie gry a oglądania. Wyciągnąłem pudło a w nim były kolejne pudełka – z grami. W zestawie był Descent, HwA, Agricola, Carcassonne, Pandemic, Cywilizacja i Dominion. Pierwsze co mi się od razu spodobało to reakcja fizjonomiczna na pudła ukazujące się na stole. Wiedziałem, że nie zagramy już z powodu obsuwy czasowej, ale postanowiłem w 100% wykorzystać dostępny mi czas na reklamę. Zaczęliśmy od otwarcia Agricoli – tu przekładał drewienka, przeglądał karty i udawał, że się wczytuje ich treść. Potem Cywilizacja – tu zauważyłem uśmiech na twarzy i od razu wiedziałem, że musiał jednak grać w Cywilizację na kompie. Faktycznie, ponoć jeszcze w liceum ciął w nią sporo. Potem zobaczył 500 kart, czyli Dominiona – tu fascynacja ilością była krótkotrwała ponieważ przyszła kolej na Carcassonne i Pandmica. Otworzyliśmy oba pudełka na raz i Pandemic przeszedł bez echa a Carcassonne zaintrygował rozmówcę. Bardzo krótko i treściwie przedstawiłem na przykładach sposób rozgrywki. Widziałem, że chce w to zagrać, ale twardy był i stwierdził a w zasadzie spytał „A nie masz jakiejś lepszej gry?” Nie skomentowałem tego. Nie pozostało mi nic innego jak pokazać dwie ostatnie gry. Najpierw HwA – plansza wywołała zero reakcji, wręcz znużenie. Karty postaci i przedwiecznych wywołały jednak utajony entuzjazm. Pochłonął opis kilku bohaterów a potem paru uśpionych i już prawie się złamał. Na koniec został Descent – chyba dobre stopniowanie emocji przyjąłem. Zejście przykręciło ostatnią, brakującą śrubę w machinie oblężniczej marsa. Teraz zadałem ostatni cios. Powolne ściągnięcie pokrywy z charakterystycznym odgłosem popierdywania a potem tylko odgłos „WOW„, który nie był mojej produkcji. W pewnym momencie bałem, że bohaterowie i podopieczni Overlorda będą zgłaszać się do mnie oskarżając kolegę o molestowanie. Macał, przewracał a nawet czytał opisy :) Całe szczęście, że nie było przy tym jego żony bo była by zazdrosna. W tym momencie jak za sprawą czarodziejskiej różdżki – telefon. Dzwoni jego żona z pytaniem gdzie się podziewa. Zbieg okoliczności czy kobieca intuicja :) W ten sposób ta podniosła chwila została brutalnie urwana i zostaliśmy zmuszeni do zakończenia tego fetyszu.
Co udało mi się osiągnąć – zdecydowana i pewna deklaracja, że mam przynieść Carcassonne aby spróbować czegoś na początek. Chyba mogę to uznać za wielki sukces i mam nadzieję, że tego nie spieprzę.
Pozdrawiam kolegę z pracy! ;)
Comments 6
Ciekawe jak kolega opisałby swoje wrażenia.
Zarażasz z głową, proponuje przyznanie Ci zaszczytnego tytułu „Pacjenta Zero” w twojej okolicy i miejscu pracy, czy Loża się zgadza? W takim razie brawo! Klap! Klap! Klap! Klap!
Ja w tym tygodniu przeprowadziłem akcje szerzenia planszoholizmu, epizod II był równie owocny co pierwszy!
Z założenia miał być to pokaz możliwości jakie dają dodatki do Carcasonne na przykładzie Kupców i Budowniczych. Tak się podobało, że zostały rozegrane trzy partie z rzędu. Aż się uśmiech na twarzy pojawiał jak się widziało jak nowicjusze zaczynali stawiać klocki bardziej interakcyjnie, żeby się wpraszać do cudzych zamków, a nie stawiać tylko swoje. Swoją drogą, to zauważyłem jak duże znaczenie mają przy koncowej ounktacjisurowce z KiB, na dwóch graczy tego tak nie widać.
Na drugi ogień poszło Blue Moon City. Też się sprawdziło. Kolega okazał sie mistrzem rozkminy, w Caylusa grałby chyba 5godzin :)
To co zauważyłem w BMC na 4, to chyba jest to gra przeznaczona bardziej dla dwóch graczy. W pełnym gronie jest mniej podejmowania decyzji, po prostu się buduje.
Wzorcowy planszoholik z Ciebie Palmer :) Nie dość, że sam gra, to jeszcze wciąga w nałóg niewinne i nieświadome niczego istoty ;)
Author
Tak jest Palmer, uzależnianie grami to dobry uczynek. Ja wczoraj rozegrałem też Carcassonne z kolegą – w dwie godzinki rozegraliśmy 4 partie i gdyby nie inne obowiązki to pewnie chciałby jeszcze grać :) Ja już nie miałem siły :/ Carcassonne jest fajny, ale do czasu
Do momentu aż sobie kupia pierwszą planszówke jeszcze daleka droga, ale będę nad tym pracował.
Chociaż w wersje Carcasonne na yucatanie się zagrywają.
Myslę, że w planszówki każdy się może wciągnąc, niezależnie od płci, wieku, upodobań, problem w tym że ludzie po prostu ich nie znają ;)