Planszówkowicze

kobra Ogólne 18 Komentarzy

No Gravatar

Nawiązując do ostatniego posta zapracowanego marsa, chciałam powiedzieć, że i ja próbowałam poszerzyć grono osób uzależnionych czy chociaż czasami grających. Z przykrością muszę stwierdzić, że misja skończyła się fiaskiem :( Moi znajomi albo w ogóle nie przejawiają ochoty na zapoznanie się z tym tematem albo brak im czasu. Mi samej ciężko go znaleźć, a głównym winowajcą takiego stanu rzeczy jest….Marcel. Wiele hobby czy zwykłych zajęć można godzić ze sobą i znaleźć czas na wszystko, ale jak się ma dziecko to już gorsza sprawa. No chyba, że jest już odchowane ;) Zapewne przynajmniej niektórzy z Was wiedzą o czym mówię. Co z tego, że mam kilka naprawdę bardzo dobrych gier, jak nie mam kiedy grać? Zresztą czasem jest taki wieczór, że się zupełnie nie ma ochoty na granie.

Ciekawa jestem czy Wy macie duże grono osób grających? Ja jak już kiedyś pisałam gram z radem i czasem a może i dość często (zależy jak dla kogo) z marsem i jego żoną. Vaski żalił się, że tylko na małżonkę może liczyć, a Arturion na rodziców. Dlaczego tak mało osób gra? Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że nie każdy wie o istnieniu wspaniałej alternatywie dla wieczorów przy telewizorze, komputerze czy innych rozrywkach.  Aczkolwiek spacerując po większych miastach nie sposób nie zauważyć choć jednego sklepu z grami. A jest ich coraz więcej. Więc co szkodzi wejść i się zorientować co nam tam proponują?

Share

Comments 18

  1. Ja swoją przygodę z grami planszowymi zacząłem ponad dwa lata temu od Arkham Horror i jakoś na starcie razem ze znajomym (on zaczął wciągać ludzi trochę wcześniej) udało nam się wciągnąć w to około ~15 osób z którymi gram wymiennie z najdłuższą przerwą 4 dni xD przemiał gier jest dość duży. Do tego co jakiś czas jakiś znajomy przytaszczy do mnie swojego jeszcze nie grającego znajomego (no i najczęściej wrzuca się go na wody z Arkhamem albo Battle star galactica) który po sesji wpada na pomysł zakupu podstawki AH czy BSG i grania we własnym gronie :D. Osób wg mnie nie gra mało :] jak mawiają gry są dla ludzi ale nie wszyscy ludzie są dla gier. Póki co spokojnie mogę powiedzieć że Kielcowo ma swój ośrodek produkowania nowych graczy.

  2. zanim zacząłem grać, gry i kolesie którzy w nie grali kojarzyli mi się z swetrem a’la Kononowicz+herbata+pryszcze. Pań w takim towarzystwie oczywiście miało nie być, no chyba, że wyglądałyby jak panowie:P okazało się, że jest inaczej. Sa Panie, piwko, czasem tylko mars w swetrze przyjdzie;)

  3. Ja troche przypadkiem wykreowalem sobie grono planszowkoholikow wokol siebie.

    2 lata temu jeszcze sam nie wiedzialem, ze lubie planszowki. Kupilem dosyc przypadkowo Catan’a, ale wyprobowalem go dopiero po jakims czasie z dwojka znajomych. Chwycilo. Spotykalismy sie w knajpce i gralismy, a nowi ludzie dochodzili co sesje. Jak juz doszlo do tego, ze jednego wieczora musielismy sie dzielic kto gra w Catana, a kto nie, to znajomi kupili agricole. Potem juz poszlo i w sumie mamy okolo 12 gier. Mamy 7 osob grajacych zawsze jak maja czas, a poza tym jakies 5-6 osob grajacych chetnie jak jest okazja.

    Zarazilem juz troche osob i mysle, ze kluczowe jest dobranie odpowiedniej gry aby zarazic skutecznie. Na niektore osoby Agricola dzialala idealnie, ale niektore osoby ta gra zrazilem zupelnie do planszowek :(

    Aktualnie najlepszym wirusem sa pociagi (Wsiasc do pociagu). Zarazilem najblizsza rodzinke, a ostatnio kuzyna z dziewczyna. Kupili sobie wlasnie swoja gre (Stone Age), wiec chyba skutecznie :)

    Nasz core-team teraz gra tylko w jedna gre – Struggle of Empires.

    Podsumowujac – zarazajmy z glowa :)

  4. A mi kiedyś gracze kojarzyli się z mężczyznami z długimi włosami, ubrani na czarno i słuchający metalu hehe Tymczasem radowi czy marsowi daaaaaaaleko do takiego wizerunku.

  5. Kobra: pomyliłaś planszówkowiczów z erpegowcami: ci pierwsi mają gigantyczne mięśnie od noszenia ciężkich pudeł, zawsze obcięte paznokcie, żeby nie zniszczyć kart i żetonów i błysk pewności siebie w oku od ciągłych zwycięstw, przecież to rad i mars jak malowani…

    A co do współgraczy: ja mam na szczęście moją Kulalę, którą zaraziłem grami planszowymi (chociaż nie było to zbyt trudne, grunt był już wyrobiony przez Komandosów z lat osiemdziesiątych), jest ona dzielną graczką, odważnie znoszącą moje fanaberie i fochy. Do tego nie boi się nowości i zawsze stara się najbardziej jak może.

    A mi jakoś nie śpieszy się do poszerzania grona graczy. Lubię kameralny nastrój…

  6. Mnie od szaleństwa ratuje Tato, prawie zawsze chętny do gry (i dzięki Planszy, lubi i Agricolę, i Genue, Wysokie Napięcie, Arkhama, Stone Age, i wszystkie inne gry jakie mam :) ), no i oczywiście spotkania planszówkowe, co ja bym począł bez soboty na UP ;)

  7. Ja dobrze trafiłem. Moja luba gra raczej we wszystko – wyjątkiem są głupie według niej klimaty typu Galaxy Trucker, nie przepada za Cywilizacją poprzez wieki. Daje się namówić na HwA, ale w na większą ilość graczy. Tutaj z odsieczą przychodzą rad z kobrą, którzy są w stanie znieść każdą planszówkę. Akurat dobrze się nam trafiło, gdyż mieszkamy na tyle blisko, że możemy sobie na piechotkę wizyty sprawiać. W ten sposób mamy stały team do 4 osób a jak wiadomo prawie każda gra nadaje się na 4 osoby, więc uważam, że mam bardzo dobre warunki do grania. Jedyny mankament to brak czasu, ale to też jest okresowo. Do tego mamy jeszcze szwagra z żoną, którzy ostatnio trochę musieli zwolnić z graniem z powodów zawodowych. Nie narzekam i nie muszę na szczęście szukać graczy. Czasem trafią się jacyś goście, ktoś z rodziny i wtedy też jest okazja zagrać w małe „co nieco”.

  8. Mój planszówkowy team tworze głównie razem z bratem, to właśnie dzięki jego naciskom weszliśmy w posiadanie arkhama (naszej drugiej planszówki po Carcassonne) i to właśnie do niej najczęściej razem wracamy.
    Drugi zespół to ja i moja dziewczyna, która z początku trzeba było troszkę na siłę namawiać, ale teraz sama często proponuje rozegranie partyjki. Chociaż do Arkhama nie umie się przekonać, może da mu kiedyś jeszcze jedną szansę, ale w Zaginione Miasta, Pandemica, Wikingów,Wolsunga czy Cafe International gra z przyjemnością.
    Ubolewam, że żaden kumpel ze studiów nie podziela mojej pasji(może niektórzy się dobrze kamuflują), ale jakby zrobić wypad na akadmik z torbą gier może któryś się przełamie…. :)

  9. Dobry wieczór wszystkim!
    U mnie cieniutko ze współgraczami. Moja dziewczyna czasami da się skusić, ale ma raczej kiepski gust. Ticket to Ride ją nudzi, Carcassonne to dla niej puzzle, Pandemic ją irytuje, a Filary Ziemi są ładne, ale monotonne. Myślicie pewnie, że woli cięższe tytuły? A skąd, za dużo zasad, możliwości i w ogóle droga przez mękę. Ona łyka jedynie proste karcianki, a najbardziej UNO :) Tak, w to może grać wszędzie i o każdej porze. Czasami ma ochotę na Dominiona lub Cytadelę. Jednak po dwóch partiach i tak stwierdza, że teraz już można przejść do dania głównego, czyli tego pieprzonego UNO :)
    Czasami uda mi się namówić moją rodzicielkę, która jednak woli gry komputerowe. Mówię jej, że 60-letnia pani powinna bardziej interesować się planszówkami, ale ona wie swoje i woli przycinać w Tomb Raidera albo GTA. Dobrze, że chociaż od czasu do czasu gra w jakieś RTS-y lub turówki. Na ale z nią jeszcze nie jest tak tragicznie, jak z moją dziewczyną. Mama przynajmniej nie trawi UNO.
    Właściwie sam nie wiem, po grzyba kupuję te planszówki, bo na ogół zabawa kończy się na 1-2 rozgrywkach. Ja oczywiście chętnie bym dalej rozpracowywał te gry, ale kobity nie wykazują chęci. Mam jednego kumpla, który wprawdzie lubi grać, tylko że on gustuje w klimatach fantasy, a mnie smoki, elfy i reszta tych dziwolągów nie bardzo kręci. Za Władcę Pierścieni (książkowego) brałem się już kilka razy, ale zawsze wymiękałem. No ni cholery mi nie wchodzi.
    Nie ma rady, twórcy planszówek muszą zacząć robić gry wyłącznie jednoosobowe. Nie taki tryb single na siłę, jak w Pandemicu czy Agricoli, tylko porządne i w pełni satysfakcjonujące planszówy dla jednej persony. W ogóle wkurza mnie, że wiele fajnych tytułów rozwija skrzydła dopiero przy 3, 4 czy 5 osobach. W mordę, ja nie mogę jednego człowieka zapędzić do planszy, a co dopiero zebrać kilku delikwentów.

  10. Post
    Author

    Doskonały pomysł – gry jednoosobowe, wiemy o przypadkach kiedy jeden gracz staje do rozgrywki, ale nigdy nie jest to w pełni satysfakcjonujące. Lecz z drugiej strony to jeden z plusów planszówek, że gra się z ludźmi a nie samemu. Choć jak widać są sytuacje podbramkowe i trzeba sobie jakoś radzić.

  11. luljusz, z jakiego miasta jesteś? Być może ratunkiem są dla ciebie spotkania planszówkowe w twej okolicy :)

  12. Arturion, mieszkam w dużym mieście i wiem, że są jakieś spotkania, ale wolałbym grać ze znajomymi. Wiadomo wtedy, na co można sobie pozwolić :) Ale rzeczywiście, pewnie w końcu wybiorę się na jakieś spotkanie planszówkowiczów, bo w przeciwnym razie marne szanse na pogranie. Trochę się tylko obawiam, że trafię na poważnych jajogłowych, którzy będą się irytować, że za długi downtime albo krzywo postawiony pionek :) Na studiach miałem takich dwóch, którzy byli zapalonymi graczami, ale nie dało się z nimi grać, bo brakowało im poczucia humoru i strasznie spięci byli. Ale oczywiście mam nadzieję, że to wyjątkowe przypadki, a nie reguła wśród fanów planszówek.
    Kobra, jeśli o mnie chodzi, mogę grać sam :) Wiem, że planszówki mają m.in. zbliżać ludzi itp., ale np. w grach komputerowych tryb multiplayer w ogóle dla mnie nie istnieje. Przydałby się taki robot do planszówek :) Po jednej stronie ja, po drugiej maszyna, a na środku plansza. Swoją drogą, kilka razy grałem w komputerowe wersje Carcassonne i Osadników z Catanu, ale to jak patrzenie na ciastko przez szybę. Musi być tektura, drewno, plastik, bo inaczej nie ma sensu.

  13. Wydaje mi się, że tryb na jedną osobę musiałby być jakimś typem RPGa z rozbudowanym systemem co się stanie gdy ja coś zrobię. Gry handlowe i licytacyjne a także strategie typu Caylus raczej nie porwałyby mnie w trybie solo.

  14. He he, ja pamiętam moje pierwsze kroki w grach planszowych wiele lat temu, gdy z braku partnerów grałem sam ze sobą. Niestety nowe gry często uniemożliwiają taka zabawę, właśnie z powodu różnych licytacji, czy kart, które powinno się trzymać na ręku i nie pokazywać przeciwnikom a ich znajomość zbyt mocno wpływa na grę.

  15. Zdaję sobie sprawę, że moje pragnienia to marzenia ściętej głowy :) No nic, coś tam wykombinuję.

  16. luljusz, jajogłowi? Plansza broń! Przynajmniej we Wrocku, nie znam żadnej osoby która byłaby aż takim planszowym geekiem! :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *