Redesign: plagiat czy hołd?

poooq Czarny rynek, Wspomnienia 9 Komentarzy

No Gravatar

Miałem kiedyś taką przygodę, pewnie już opowiadałem historię o „Tripie”, ale to nic, egoistycznie powtórzę ją raz jeszcze… Chciałem zagrać w „Lost Cities” znanej w naszym kroju jako „Zaginione Miasta” Knizii. Dużo pozytywnych recenzji, ciepłe głosy i jedno pełne nienawiści stanowisko pobudzało ciekawość…

Cały problem polegał na tym, że gra była w tym okresie najzupełniej niedostępna. Sklepy miały akurat braki na składzie, używki na aukcjach nagle zapadły się pod ziemię. „Chcecie wierzcie czy nie wierzcie, nie ma towaru w mieście…” jak śpiewał Kazik. Strasznie mnie to wkurzało.

Więc, koniec końców, postanowiłem zrobić sobie sam grę. Zdobyłem instrukcję, poszukałem kilku obrazów Yerki, trochę pracy w Corelu i przeprojektowałem karty. Rzut oka na BGG i dodałem alternatywną planszę. Chwila zastanowienia i już powstał dodatek z dwoma, niewystępującymi w oryginale kolorami. Pogrzebałem i znalazłem zasady dla 4 graczy, zmodyfikowałem układ talii, aby nie trzeba było wydawać pieniędzy na drugi, do połowy nieprzydatny zestaw kart. Byłem zachwycony: w końcu mogłem zagrać w tego psychopasjansa.

Rewers kart Trip'a

Grało się fajnie, grafiki szybko zeszły na drugi plan, a ja (o naiwny) postanowiłem podzielić się moją radością z innymi pasjonatami. Wrzuciłem wszystko do PDF’a, potem na serwer i dalejże, rozsyłać w świat. Oczywiście przeszło bez większego echa, z jednym wyjątkiem. Pewna pani, odpowiedziała mi w bardzo kulturalny i uprzejmy sposób, że tak się nie godzi. Autor przecież, włożył tak wiele potu i pracy w swój projekt, wydawnictwo wydając grę zaryzykowało pieniądze, gracze w końcu kupując pudełko z kartami też są godni poszanowania ich nerwów i nie można udostępniać za darmo innej, rozszerzonej względem oryginalnej, pirackiej przecież wersji. Jak grom z nieba, głos ten wywołał rzadki u mnie proces analizy tego com uczynił.

Karta Zimwego Miasteczka

Faktycznie, grę wymyślił kto inny. Ale jego nazwisko znalazło się w instrukcji, razem z informacją o pierwszym wydawnictwie. Co więcej, zostawiłem tam oryginalną notkę biograficzną o panu Knizii, bo uważam, że na to zasługuje. Nie umieściłem linku do strony firmy bo mój projekt to przecież nie reklama. Co do graczy, którzy kupili oryginalną wersję gry: myślę, że nie mają do mnie pretensji, bo za swoje pieniądze otrzymali w zamian gotowy do gry zestaw. Moja wersja to tylko elektroniczny plik do wydrukowania, wycięcia, sklejenia, wyrównania i podmalowania- dlatego jest gratis.

Karta Leśnego Podwieczorku

Zagłębiłem się w ustawę o prawie autorskim. Gry, niestety nie podlegają ochronie. Żadnej. Każdy może użyć twoich pomysłów bez pytanie się o zgodę. Co więcej, każdy może wydać twoją grę, podmieniając grafiki i ew. nazwy własne. Paranoja.

Gdzie tu sens?

Żaden pomysł, żaden algorytm nie jest twój, kiedy ktoś go zauważy. Dlatego, apeluję, jeśli korzystacie z udostępnionych pomysłów czy grafik, dajcie znać autorom czy można liczyć na ich zgodę, a jeśli są zbyt zajęci, umieśćcie ich nazwiska jako autorów pierwowzoru. Niech to będzie hołd złożony ich pracy.

Użyte obrazki pochodzą z gry „Trip of Lost Cities” która jest przeprojektowaną grą „Lost cities” autorstwa Reinera Knizii, autorem grafik jest Jacek Yerka, obu panów serdecznie pozdrawiam i proszę o wybaczenie.

Share

Comments 9

  1. Może wypowiem się w tej kwestii. Nie wiem jak wygląda sprawa praw autorskich w przypadku gier. Jeśli twierdzisz, że nie obejmują gier to pewnie tak jest – trochę mnie to jednak dziwi. Czym się różni gra planszowa od gry komputerowej jeśli chodzi o prawa autorskie. Niczym. Ktoś wymyślił i sprzedaje. Ja nie widzę niczego złego w robieniu swojej wersji gry z jednym małym ale. Ja jestem po prostu ‚zły’ z natury i mój osąd jest mało obiektywny :) Spróbuję jednak na chwilę być obiektywny. Taki Knizia częściowo żyje z odstąpienia praw wydawcom gry za co dostaje pewnie jakiś odpowiednik tantiem w światku wydawców gier. Do tego wydawcy, którzy muszą ‚przyciąć’ na sprzedaży gier. Pojawia się nagle w internecie taka wersja gotowa do wydruku i samoróbki. Osoby zainteresowane (niemające oryginału) drukują sobie i grają. W ten sposób nie kupują produktu, przez co wydawca traci kasę. Oczywiście pomijam fakt, że i tak wydawcy wychodzą na swoje i żerują na pomysłodawcy gry. Co więcej przypuszczam (choć nie jestem pewien), że twórca gry podpisując umowę z wydawcą automatycznie daje wyłączność na wydawanie jego gry. Stąd spytanie o zgodę np. Knizie może nie wiele dać, gdyż faktycznie prawa do produktu mają wydawcy. Widziałem Twojego pdfa z grą jakiś czas temu (znalazłem przy okazji szukania Skarabeusza do Arkham) i wszystko ładnie, faktycznie jest to świetna alternatywa.
    Wrócę jeszcze raz do praw autorskich – strzelam, że w Polsce nie obowiązują, ale np. RFN :) lub Stanach pewnie nie ma już tak lekko.

  2. Jeśli jest tak jak strzelasz, to zupełna tragedia: krajowi twórcy nie są chronieni w żaden sposób, natomiast zagraniczni „pożyczający” patenty, są zabezpieczeni przed jakimikolwiek konsekwencjami. Jest to smutne, ze względu na szybkość rozchodzenia się informacji i nowinek, planszoholizm jest silnie sprzężony z netoholizmem i niestety, newsy rozchodzą się z szybkością światła.
    A co do ograbiania wydawców: z jednej strony bez nich nie byłoby naszego hobby, żeby wydawać muszą zarabiać, z drugiego punktu widzenia, pewien przedwieczny punkowiec, powiedział kiedyś, że walka z koncernami i hipermarketami to obowiązek każdego młodego polaka. Wiem, łamanie prawa to przestępstwo (lub wykroczenie), świadomość tego to podstawa. Ale print&play to nisza w niszy: podejrzewam że ludzi grających w samoróbki jest góra parudziesięciu w kraju. Niska szkodliwość społeczna czynu? Szkoda.
    Ja tam nie mam oporów.

  3. A czy mogę nagrać swoje wykonanie jakiegoś utworu i je rozpowszechniać? Chyba nie, prawda? Mogę śpiewać, ale nie rozpowszechniać. Więc sądzę, że robienie samemu gier to jedna spawa, a druga to udostępnianie materiałów do ich zrobienia.

  4. Poooq – faktycznie, też jestem pewien, że z samoróbki to niszowa sprawa i w Polsce jest to promilowa sprawa.
    Kobra – fakt, można by to potraktować jako „rozpowszechnianie” a nie „na własny użytek”.
    Powiem tak – uważam, że jeśli nasze prawo nie reguluje tego zagadnienia to robimy co nam się podoba. Jak ktoś ma wyrzuty sumienia to nie wydrukuje i już.

  5. Właśnie, Kobra, dlaczego skoro muzycy, graficy i tacy np. pisarze są chronieni, projektanci gier już nie są? Tam wszystko jest jasne, prawa autorskie ma twórca, ewentualnie spadkobiercy przez kilkadziesiąt lat po zgonie… Czyli da się to zrobić. Pytanie brzmi: dlaczego się nie robi…

  6. Strzelam, że znowu chodzi o kasę, a raczej w tym przypadku zbyt małą kasę. Muzyka, programy, gry komputerowe to spory biznes, a takie gry planszowe – co to w ogóle jest? ;)

  7. Skąd to założenie, że gry planszowe nie podlegają ochronie prawnej? Oczywiście, że podlegają – zarówno ich warstwa graficzna, tekstowa, jak i „mechanika”, o ile wykazuje zindywidualizowany charakter. A publikowanie bez zgody twórców w internecie swoich wariacji na ich temat (jak w opisanym przykładzie), jest, rzecz jasna, naruszeniem czyjeś własności intelektualnej i podlega karze oraz odpowiedzialności cywilnoprawnej (odszkodowawczej).

  8. „Sąd Okręgowy w Łodzi w wyroku z 8 grudnia 2009 r. uznał, że polski dystrybutor zabawek nie narusza praw autorskich do gier jednego z zagranicznych koncernów i może sprzedawać własne gry oparte na podobnych zasadach. Wyrok nie jest prawomocny, ale ma ogromne znaczenie. Potwierdza, że zasady gier nie podlegają ochronie prawa autorskiego.”

    „Każdy nowy pomysł na grę lub nowy sposób prowadzenia rozgrywki, z chwilą jego upublicznienia, wchodzi w zasób tzw. domeny publicznej, co oznacza, że każdy może z niego korzystać. Z punktu widzenia prawa autorskiego każdy może produkować i komercyjnie eksploatować grę opartą na takich samych zasadach jak gra już istniejąca. Dotyczy to również najbardziej znanych i szczególnie mocno komercjalizowanych gier, które były przedmiotem zakończonego procesu. Ochrona autorska pomysłu na grę i jej zasad w ogóle nie zależy od tego, jak są one oryginalne i wartościowe ekonomicznie.

    Brak praw autorskich do zasad gry nie oznacza jednak pełnej dowolności przy produkcji własnej odmiany istniejącej gry. Ochronie autorskiej podlegać mogą bowiem poszczególne elementy gier, jak np. zdjęcia, rysunki, figury itp. Nie mogą być więc one kopiowane. Trzeba też brać pod uwagę całość regulacji prawnych dotyczących prowadzonej działalności, w tym przepisy o nieuczciwej konkurencji. Tak jak inne towary, również gra może być przedmiotem nieuczciwych działań konkurencyjnych, np. wprowadzać w błąd czy korzystać z zabronionej reklamy. Niemniej jednak podstawą dla postawienia zarzutów naruszenia konkurencji nie może być samo podobieństwo zasad gry ? te należą do domeny publicznej.

    Należy również pamiętać, że w niektórych krajach gry mogą zostać opatentowane i w ten sposób uzyskać w danym państwie ochronę przed ich naśladowaniem. Rozwiązanie takie istnieje np. w Stanach Zjednoczonych. Natomiast polskie prawo patentowe wyraźnie wyłącza ochronę gier jako wynalazków.”

    Grzegorz Antonowicz radca prawny

    za prawo.gazetaprawna.pl

    Strasznie mnie to wkurza. Wychodzi na to, że chłoptasie z FFG mogą łyknąć każdy europejski pomysł i adoptować go do własnych potrzeb.

  9. To mamy kawałek konkretu w tej sprawie. A jeśli chodzi o Stany, to pewnie dzięki temu, że mają wszystkich w tyle, to oni są tam gdzie są, a my będziemy zawsze tylko starać się wejść im w tył.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *